1. Gandalfowa uczennica [2/5]

177 7 8
                                    

Droga do miasteczka nie dłużyła jej się mimo zapadającej nocy. Gwiazdy oświecały jej trakt, który znała niemal na pamięć. Chata Gandalfa położona była na uboczu, gdy była młodsza, czarodziej często wysyłał ją do najbliższej miejscowości po sprawunki. Była to niewielka osada w lesie, odcięta od świata, której nazwy nikt z żyjących już nie pamiętał.

Wyprawa do Rivendell wymagała pewnych przygotowań, dobrze się więc składało, że Linos i tak wybierała się tego wieczoru do gospody, w której jej przyjaciółka była karczmarką.

Tak właściwie, Linos nie była pewna, czy może nazywać Rosę przyjaciółką. Była po prostu dziewczyną w jej wieku, która czasem zamieniła z nią parę słów, nic ponadto. Poza tym raczej niewiele je łączyło.

Miasteczko zamajaczyło jej się na końcu traktu, ściągnęła więc kaptur i zwolniła kroku. Gospoda była jednym z pierwszych budynków, które rzucały się w oczy. Poza nią, niewiele tu było - kuźnia, stajnia z trzema konikami, kilka chałup, chata zielarki oraz młyn. Jedna z tych mieścin, których nie zaznacza się nawet na mapach.

Linos pchnęła drzwi do gospody, uciszając po drodze ujadającego na nią psa. Zalało ją ciepłe, żółte światło świec i cichy gwar głosów, który przycichły nieco, gdy zauważono jej obecność. Dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, przywykła do poruszenia, jakie zawsze wywoływała. Wiedziała, jak nazywano ją za jej plecami, jednak nie przeszkadzało jej to. Ludzie bali się tego, co było dla nich niezrozumiałe, nic więc dziwnego, że magia, którą władała, czy też uczyła się władać, wywoływała u nich niepokój.

- Rosa? Co się dzieje? - zapytała, podchodząc do baru, a młoda karczmarka obrzuciła ją nieco spłoszonym spojrzeniem. - Powiedziano mi, że potrzebujesz mojej pomocy - dodała zaniepokojona Linos.

- Nie ja. Znalazłam na trakcie ranną dziewczynkę, nie podobają mi się jej rany - wyjaśniła Rosa, a na nieme pytanie Linos jednie wskazała brodą drzwi na górę, gdzie mieściły się pokoje dla gości.

Karczmarka często prosiła Linos o pomoc, gdyż jej lecznicze umiejętności przekraczały możliwości ludzi z miasteczka. Potrafiła łączyć zioła i napary tak, by przynosiły ludziom ulgę w bólu, lepszy sen, bądź koiły gniew. Tego wszystkiego nauczył ją Gandalf, ale nie było w tym ani krzty magii.

- Nigdy nie trwoń bezsensownie swojej mocy - mówił jej czarodziej za każdym razem, gdy uczył jej kolejnej rzeczy. - To potęga, na którą nie każdy jest gotowy. Łatwo się od niej uzależnić, a to kapryśna siła, której nigdy nie uda ci się do końca poskromić.

Gandalf nauczył ją bardzo wiele, ale tylko niewielka część tej nauki miała w sobie prawdziwą magię.

Zapukała do drzwi pokoju, w którym Rosa zazwyczaj pozostawiała rannych i pchnęła je lekko, mimo iż nie usłyszała odpowiedzi.

Na łóżku, przykryta grubą warstwą koców, leżała mała, może dziesięcioletnia dziewczynka. Jasne, splątane włosy opadały strąkami, gdy drzemała niespokojnie. Jej oddech był ciężki, a twarz wykrzywiona z bólu.

- Kto...? - Rozejrzała się niespokojnie, gdy Linos odsunęła koc, by zlokalizować ranę.

- Spokojnie, nie bój się. Jestem Linos, przyszłam ci pomóc - powiedziała kojącym głosem, a dziewczynka nieco się uspokoiła. - Co się stało? - zapytała, dostrzegając poszarpaną ranę na boku.

Rosa faktycznie mogła mieć problem z opatrzeniem jej, bo brzegi były nierówne i zszycie jej na pewno nie należało do łatwych. Zrobiła jednak, co mogła, by zatamować krwawienie aż do przybycia uzdrowicielki.

- Coś zaatakowało mnie w lesie, chyba wilki - odpowiedziała dziewczynka, z uwagą przyglądając się ,jak Linos delikatnie bada ranę. - Auć!

- Przepraszam - mruknęła, sięgając do torby po maść uśmierzającą ból. - Jak masz na imię? - zapytała, by odwrócić jej uwagę.

- Mari, mam jedenaście lat - odpowiedziała rezolutnie.

- To ładny wiek - mówiła dalej Linos, opatrując z wolna ranę. - Gdy miałam tyle lat, co ty mieszkałam jeszcze w elfickim lesie - wspomniała mimo woli.

- W elfickim lesie? - Mari szeroko otworzyła oczy z niedowierzaniem. - Widziałaś elfy, pani?

- Mieszkałam z nimi - uściśliła Linos, a dostrzegając zainteresowanie na twarzy dziewczynki podjęła temat. - Ale tylko kilka lat, potem trafiłam pod opiekę czarodzieja, który nauczył mnie leczyć. O, proszę. Już prawie gotowe - dodała, kończąc szycie rany i odwróciła się w poszukiwaniu bandaża.

- Dziękuję, pani.

- Powiem Rosie, żeby pozwoliła ci tutaj wypocząć kilka dni, póki rana się nieco nie zabliźni. Potem będziesz mogła wrócić do... - Linos urwała myśl w pół słowa. - Co tak właściwie robiłaś sama w lesie? - Zmarszczyła brwi.

- Ja... - Mari zawahała się. - Ja nie chcę tam wracać. Wolałabym raz jeszcze spotkać wilki, niż tam wrócić! - stwierdziła nagle z mocą.

- Dobrze, porozmawiam o tym z Rosą. Teraz się połóż, zaraz zaśniesz. - Linos podała jej kilka kropel naparu nasennego, a Mari ułożyła się wygodniej w łóżku.

- Opowiesz mi później o elfach, pani? - mruknęła jeszcze sennie.

- Niestety o świcie wyjeżdżam, ale jeśli ładnie poprosisz Rosę, to ci opowie. Nie raz słyszała ode mnie tę opowieść. - Linos nakryła śpiącą już dziewczynkę kocem i cichutko zeszła z powrotem do głównej izby.

Karczmarka spojrzała na nią wymownie, a dziewczyna kiwnęła głową.

- Już w porządku, śpi. Musi odpocząć kilka dni. Wiesz, że ona prawdopodobnie nie ma dokąd pójść? - zapytała, ściszając głos.

- Będzie pomagać w kuchni, potem się coś wymyśli. - Rosa wzruszyła ramionami. - Nie mogłam jej tak zostawić.

- Wiem. - Linos skrzywiła się, na dźwięk rubasznych śmiechów dochodzących zza jej pleców. - Potrzebuję prowiantu na parę dni, Roso. Wyjeżdżam.

- Na długo? - Karczmarka zerknęła na nią z obawą. Mieszkańcy czuli się bezpieczniej, mając nieopodal czarodzieja. Albo chociaż jego uczennicę. Nawet jeśli Linos nie była specjalnie lubiana w wiosce ze względu na swoją odrębność, społeczność potrzebowała jej i Gandalfa opieki.

- Nie wiem, Gandalf, jak zwykle był bardzo tajemniczy - westchnęła. - Przyjadę o świcie, mogę na ciebie liczyć?

- Oczywiście. Uważaj na siebie, Linos. Czasy są niebezpieczne - dodała Rosa z niepokojem.

- Nie musisz mi o tym mówić. - Dziewczyna pokręciła głową z westchnieniem. - Dobranoc, Roso.

- Dobranoc.

Przy wyjściu zaczepił ją jeden z lokalnych pijaczków, ale jedno jej zimne spojrzenie natychmiast przypomniało mu, że przecież w każdej chwili dziewczyna może zamienić go w karalucha. A przynajmniej w jego mniemaniu.

Założyła kaptur na głowę i nieśpiesznie odeszła w noc. Miała czas do świtu, a była zbyt podekscytowana, by od razu iść spać. Rozmowa z małą dziewczynką przypomniała jej o przeszłości. Przypomniała jej o sprawach, które wciąż czekały na swe rozwiązanie.
Kto wie, czy już wkrótce nie uzyska kilku odpowiedzi, na które od dawna czekała.


Linos - historia ŚródziemiaWhere stories live. Discover now