Rozdział 1

153 14 0
                                    


12 września 2178 roku.
     Rosnący na sile zgiełk i wrzawa dochodzące z korytarza wybudziły mnie ze snu. Zapewne ktoś coś przeskrobał, dlatego też przyprowadzili go do więzienia. Przez szybkę w drzwiach mojej celi próbowałam zobaczyć co, lub kto jest przyczyną rosnącego hałasu. Niestety, przed pomieszczeniem znajdował się strażnik, przez co nie mogłam zobaczyć nic innego, niż jego łysinę.
Huk, który nie pozwalał mi myśleć, ani na chwile nie ucichł. Zaczynałam się niepokoić.
Zazwyczaj wsadzenie kogoś za kratki w tym miejscu nie trwało zbyt długo. Pewnie chodziło o coś większego, a mi się to wcale nie podobało.
Po paru minutach usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczyków, a zaraz po tym w drzwiach pojawił się strażnik.

-Haruno Sakura, Twój pobyt w więzieniu właśnie dobiegł końca. - rzekł mężczyzna, dokładnie ten, który pilnował mojej celi.

W końcu. Co prawda, spędziłam tu tylko czterdzieści trzy dni, które niestety ciągnęły się w nieskończoność. Do swojego wyjścia odliczałam każdą godzinę, gdyż pobyt tutaj do najprzyjemniejszych nie należał. Na dodatek, nie miałam co tu robić. Zwyczajnie się nudziłam.

Podniosłam swój notatnik, jedyną rzecz, którą mogłam tu przetrzymywać i z uśmiechem wymalowanym na ustach ruszyłam w stronę wyjścia.
Już za chwile wszystko wróci do normy i będę mogłam wrócić do swoich obowiązków.
Przekraczając próg, strażnik zatrzymał mnie ruchem ręki.

-Nie tak szybko różowa. Twoje wyjście nie oznacza wolności. - powiedział, po czym uśmiechnął się szyderczo i dodał. - Zabawa dopiero się zacznie.

-Ale o co cho... - nie zdążyłam odpowiedzieć. Poczułam ukłucie w okolicy szyi. Później była już tylko ciemność.
  
                        
    ~~~

Chlust wody odbity od mojej twarzy sprawił, że obudziłam się. Szybko przetarłam twarz z zamiarem nakrzyczenia na osobę, która to zrobiła. Zanim jednak to zrobiłam, zorientowałam się, że nie mam pojęcia gdzie jestem.

-Oh, widzę, że cukiereczek się obudził. Dobrze, bo już myślałem, że zostaniemy pozbawieni lekarza. - odezwał się jakiś typek, którego oczy były tak ciemne, jak węgiel. Wiedziałam też, że się nie polubimy.

-Może mi ktoś wyjaśnić, gdzie my się do cholery znajdujemy? - powiedziałam, całkowicie ignorując bruneta.

Zaczęłam również rozglądać się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek odpowiedzi. Na próżno.
Prawdopodobnie znajdowaliśmy się w jakimś pomieszczeniu. Błyskotliwe, nie powiem. Niby nic nadzwyczajnego, lecz był jeden szczegół.
Dlaczego wszyscy byli przypięci pasami do foteli? Coś mi tu ewidentnie nie pasowało.

-To Ty nic nie wiesz? Kto jak kto, ale myślałam, ze ludzie Twojego pokroju zostają obdarowani takimi informacjami. - usłyszałam głos kobiety, którą okazała się być czerwona okularnica. - Lecimy na Ziemię, różowa.

Szok wymalowany na mojej twarzy wyrażał wszystko, co w tamtym momencie czułam.
Złość, niepokój, zawód ale także podniecenie?
Dokładnie taka mieszanka uczuć we mnie uderzyła.

-Czyżby pupilek Starszych o niczym nie wiedział? Cóż, jaka szkoda. Widocznie nie byłaś im już potrzebna, a śmieci się wyrzuca. - odezwał się ten sam chłopak co wcześniej. Miałam go po dziurki w nosie, ale nic sobie nie robiłam z jego słów.

Zamiar odpowiedzenia mu, żeby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy, przerwał mi głośny huk. Nie wiedziałam co się dzieje.

-Chyba spadamy! - ktoś krzyknął, a wszyscy na pokładzie wpadli w panikę.

W duchu modliłam się, żebyśmy tylko przeżyli.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 09, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

we survived. [itasaku]Where stories live. Discover now