I. Pączki

75 12 2
                                    

Wtorek, 03.04.2012r.

Phoebe's P.O.V

'Nie nauczyłam się na francuski' - to była moja pierwsza myśl po wyłączeniu budzika. - 'Znowu' było moją drugą myślą. Szybko wstałam, żeby móc później poświęcić trochę czasu na powtórkę przed lekcją. Poczłapałam do kuchni i zjadłam tosty przygotowane wcześniej przez mamę. To całkiem zabawne, że mam prawie 17 lat, a moja rodzicielka nadal robi mi śniadanie. Po przęłknięciu ostatniego kęsa pobiegłam do łazienki, umyłam się i ubrałam w ekspresowym tempie.

Nienawidziłam wtorków. W te dni siedziałam w szkole 9 godzin, a na domiar złego właśnie wtedy kumulowały się moje znienawidzone przedmioty: francuski, fizyka i historia. Nie wspominając już nawet o wuefie, który stanowił wisienkę na torcie upieczonym z mojego zniechęcenia. Dodatkowo wtorki to był dzień, w który mama podwoziła mnie do szkoły, tak więc siedząc obok niej w aucie na przednim siedzeniu, starając się zapamiętać tworzenie czasu passé composé, czułam na sobie jej protekcjonalne spojrzenia.

- Nie mogłaś się tego nauczyć wczoraj wieczorem? - Zapytała tonem, który momentalnie podnosił mi ciśnienie.

- Zapomniałam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Poza tym uczyłam się na kartkówkę z fizyki.

- Powinnaś lepiej organizować swój czas.

- Zapomniałam - powtórzyłam przez zaciśnięte zęby.

- Jak wrócisz do domu masz się zacząć uczyć na poprawę - rozkazała mama wjeżdżając na parking obok mojej szkoły. Nie odpowiedziałam jej, poczekałam aż się zatrzyma i wysiadłam trzaskając drzwiami.

Siedząc przed klasą zauważyłam, że nie spakowałam drugiego śniadania. Znowu. Spojrzałam na zegarek. Pierwsza lekcja miała się zacząć za piętnaście minut. Wstałam biorąc ze sobą jedynie porfel, komórkę i kartkę z czasownikami nieregularnymi i wyszłam ze szkoły w imię jedzenia.

Do piekarni dotarłam w jakieś 3 minuty, ale kolejka była kilometrowa. Stanęłam grzecznie za kobietą w różowym płaszczu i starałam się wykorzystać każdą sekundę na zapamiętanie czasu, który już dawno powinnam umieć. Powinnam zrobić wiele rzeczy. Powinnam się uczyć, bardziej się starać, brać przykład z Chloé, mniej czasu spędzać przy komputerze, znaleźć hobby, znaleźć pracę, zaprzyjaźnić się z kimś na poziomie, unikać kłopotów, słuchać rodziców, zdrowo się odżywiać, zacząć uprawiać jakiś sport. Tymczasem stałam w piekarni na siedem minut przed rozpoczęciem lekcji po pączka z lukrem. Ciekawe czy kiedykolwiek coś mi w życiu wyjdzie.

Przestępowałam niecierpliwie z nogi na nogę.

- Koleżanka bardzo się spieszy? - Usłyszałam za sobą głos, odwróciłam się zaskoczona. Przede mną stał chłopak, mniej więcej mojego wzrostu. Na brązowe włosy miał naciągniętego fullcapa.

- Trochę - mruknęłam lekko zawstydzona i odwróciłam się przodem do tyłu pani w różowym płaszczu.

- Czy jeżeli pomogę ci wyprzedzić kilka osób zrobisz zakupy również za mnie? - Chłopak nachylił się i wyszeptał mi to do ucha. Podskoczyłam.

- Co chcesz? - Zapytałam zastanawiając się ile mam pieniędzy w porftelu.

- To samo co ty.

- Nie zapytasz co ja mam zamiar kupić?

- Boże, ile ty zadajesz pytań. Marnujesz czas. Co masz zamiar kupić?

- Pączka z lukrem - odparłam. Ciągle stałam do niego tyłem.

- CO?! Liczyłem, że dziewczyna taka jak ty będzie miała lepszy gust. O Słodki Przemyśle Cukierniczy, co z tobą jest nie tak?

Odwróciłam się do chłopaka gotowa bronić dobrego imienia pączka z lukrem, ale on nie zwracał już na mnie uwagi.

- Przepraszam, czy mogłaby mnie pani przepuścić w kolejce, bardzo się spieszę - powtórzył to zdanie do kilku osób w kolejce, ze słodkim uśmiechem i nieczekaniem na odpowiedź. Zanim się obejrzałam stał już przy kasie.

- Ty - wskazał na mnie palcem gdy skończył zakupy. Trzymał w ręce dwie papierowe torby z logo cukierni 'Ananas'. - Na zewnątrz.

Nie mam pojęcia dlaczego wtedy go posłuchałam. Równie dobrze mogłam zignorować całą tą sytuację i uznać go za niepełnosprawnego umysłowo frajera, ale tego nie zrobiłam. Wyszłam posłusznie przed cukiernię. Chłopak stał wyprostowany na chodniku, czekał na mnie.

- Mam nadzieję, że się nawrócisz - oznajmił i oficjalnym gestem wręczył mi brązową torbę. - Nie spóźnij się.

- Ile mam ci za to oddać? - Wykrzyknęłam za nim po kilku sekundach, już zaczął odchodzić.

- To prezent. Kiedyś się odwdzięczysz - oznajmił i przyspieszył kroku.

Ocknęłam się z zamyślenia dopiero jak jego fullcap zniknął mi z pola widzenia. Mój francuski miał się zacząć za trzy minuty, a ja stałam przed piekarnią gapiąc się na jakiegoś chłopaka. 'Brawo, Phoebe' pomyślałam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szkoły

Oczywiście do klasy wpadłam spóźniona, nie mogło być inaczej.

- Salut phoebe, comment allez-vous? - Przywitała mnie nauczycielka - Madeleine.

- Super - odpowiedziałam uniwersalnym słowem i zajęłam swoje miejsce.

Madeleine kiwnęła głową i poleciła Katy rozdać sprawdziany. Wyciągnęłam z torby długopis i okulary. Byłam psychicznie niegotowa do pisania i mimo wszelkich starań bardziej zastanawiałam się nad zawartością papierowej torby z piekarni niż nad odpowiednią formą czasownika.

- Jak poszło? - Zapytała Zoe gdy po skończonej lekcji wychodziłyśmy z klasy.

- Okropnie - westchnęłam.

- Mnie też - powiedziała Zoe, obie pokiwałyśmy głowami w geście pełnym zrozumienia i rozdzieliłyśmy się.

Główną przyczyną tego, że nie mam przyjaciół nie jest moja niechęć do ludzi (chociaż zdecydowana większość właśnie tak uważa), ale fakt, że moi rówieśnicy są strasznie niedojrzali. Nie śmieszą mnie ich głupie żarty, filmiki, które namiętnie oglądają na internecie, ani nawet imprezy, na których każdy liże się z każdym, ale nikt tego nie pamięta. Wydaje mi się, że jestem na innym poziomie intelektualnym.

Zoe nie jest taka jak wszyscy. To jedna z nielicznych osób, z którą można normalnie porozmawiać, czy od czasu do czasu gdzieś wyjść. To niska, sympatyczna dziewczyna. Ma brązowe oczy i włosy tego samego koloru sięgające jej do ramion. Jest weganką i dzielnie walczy o to, co uważa za słuszne. Myślę, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić, gdyby nie to, że jest indywidualistką. Nie potrzebuje grona przyjaciół, ani osób, z którymi mogłaby spędzać cały czas. Zawsze wszędzie jej pełno, a przyjaźń to zobowiązanie, którego unika. Wydaje mi się, że to samo dotyczy wszystkich innych związków.

Rozejrzałam się po korytarzu i wybrałam najbardziej odosobnione miejsce - na podłodze, pod parapetem. Otworzyłam papierową torbę z 'Ananasa'. Jeżeli myślałam, że w środku znajdę karteczkę z jego numerem telefonu lub słodką wiadomością, to się przeliczyłam. W środku były jedynie dwa pączki z cukrem pudrem.

Niepokonaniजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें