Rozdziały wychodzą coraz dłuższe, nie wiem, co się dzieje, naprawdę. Ten ma prawie 3500 słów.
Niech Was długość nie przeraża! Pojawia się nowa perspektywa i kolejna tajemnica. Zapraszam!
Siedemnastka in progress, jestem już w połowie!
Jak na rodowitego Morbianina przystało, Thanet Alasaas udał się do dzielnicy szóstej na piechotę. Żałował tego jednak przez kolejne godziny, siedząc przy biurku i przeglądając książkę o jakże wymyślnym tytule ,,Kieszonkowy podręcznik sztuki piśmiennictwa". Wolał nie przemęczać nogi, niestety nie zaopatrzył się w drobne, którymi mógłby zapłacić za dorożkę.
Zapewnił bowiem, że na miejsce umówionego spotkania dotrze sam. Bez pomocy lorda Chizalleta, rzecz jasna. W końcu zajęło go poszukiwanie swojej kuzynki, a Thanet był umówiony.
Bez większych poszukiwań dotarł na miejsce spotkania, kierując się głównie zapachem. Dzielnica szósta obfitowała w rybi odór, unoszący się od portu, przez nadbrzeżne tawerny, aż do mieszkania numer pięć na ulicy Bursztynowej. Wspiął się na trzecie piętro z pomocą laski. Używali jej gustowni dżentelmeni, zniedołężniali starcy i on — prawie trzydziestoletni weteran. Wykorzystał ją także do zapukania w nieszczelne drzwi.
Stał w ciemnym i zapewne nigdy niewietrzonym korytarzu na tyle długo, by nie prosić się o łaskawe zaproszenie do środka. Rygiel nie został zasunięty. Właściciel musiał o nim zapomnieć, szamotając się ze swoim (i nie tylko) odzieniem, które walało się po całej podłodze.
Jedną część pokoju rozjaśniało słońce, zasłony zostały rozsunięte, a przez okno widać było niezmącone wiatrem morze. Druga zaś tonęła w ciemności. Właściciel mieszkania zdawał się wciąż spać, mimo że dochodziła pora obiadowa. Thanet nie zdziwił się tym ani trochę.
Ominął but, gorset, halkę, kamizelkę, drugi but, a potem spodnie, by wreszcie stanąć przy łóżku.
Alecsandier Sloglofei spał jak dziecko. O ile mężczyznę z niechlujnym zarostem, bujnym owłosieniem pod pachami i kobietą u boku wypadało tak nazwać, oczywiście.
Thanet rozejrzał się po niewielkim pokoiku i przez myśl mu nie przeszło, że ten człowiek własnymi rękami na niego zapracował. Czynsz musiał być niski, fakt, ale zarobki Alecsa nie mogły przekraczać tej wartości. Chyba że w ostatnich latach zajął się czymś, co pozwoliło mu wiązać koniec z końcem.
Sloglofei otworzył nagle oko, na którym widniał Znak. Zawsze miał lekki sen, ale to przekraczało już wszelkie granice. Z początku zastanawiał się pewnie, gdzie był i czy aby na pewno ta burza kołtunów obok to kobieta, po czym dojrzał stojącego w nogach łóżka Thaneta.
— Thomas, kopę lat! — wycharczał przez ściśnięte gardło, szeroko otwierając jasne oczy. — Doskakałeś do mnie na tej swojej jednej nóżce.
CZYTASZ
Inopia: Klucz Prawdy
FantasyZAKOŃCZONE, W FAZIE KOREKTY Po dwudziestu latach pokoju na Kontynencie dochodzi do serii niefortunnych zdarzeń. Dziedzic tronu znika bez śladu, primabalerina zostaje porwana, nawet król jest podejrzany o szaleństwo. Gdy Madriele Job...