Prolog

63 5 1
                                    

Wracałam do domu z niewielką siatką zakupów. Był wieczór, a jako, że umówmy się, dziecko, jedenaście lat robi swoje, miałam nieziemską ochotę paść twarzą na posłanie i nie wstawać przez najbliższe parę godzin. Mieszkam w sporym mieście, więc to normalne, że wracając do domu mijam kilka ślepych zaułków, w których stoją śmietniki, często przeszukiwane przez bezdomnych. Właśnie przechodziłam koło jednego, gdy usłyszałam niepokojące dźwięki i głosy. Lekko zaniepokojona, ale i ciekawa, wyjrzałam zza winkla. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Przyparty do ściany budynku, zza którego się wychylałam, był ogromny facet, który swoją przytłaczającą ilością nic nieznaczących tatuaży, łysą głową, kupą mięśni oraz wzrostem mógł przyprawić o niepokój. Bardziej jednak zaszokowały mnie jego napastniczki. Jedna z nich była ubrana w, chyba lekko przyduże kimono, ponieważ spadało z jej ramion. Była bardzo blada, miała trzy pary oczu z czego ta najniżej miała w miarę normalne, turkusowe źrenice, reszta byłaby kompletnie czarna, gdyby nie jasnoniebieskie światełka śledzące tego odstręczającego faceta. Miała ogromny uśmiech z kłami wystającymi poza jamę ustną, oraz z gadzim, zwisającym na brodzie językiem. Jej uszy były normalnych rozmiarów, za to zamiast normalnej małżowiny, można było ujrzeć błoniaste ucho przypominające skrzydło smoka. Na twarzy miała dziwny makijaż, który okalał większość jej twarzy, ale przez panujący półmrok oraz krótkie, ciemne włosy z niebieskimi końcówkami, nie byłam pewna czy mam rację. Druga postać miała na sobie długi, czarny płaszcz ze spadającym na twarz kapturem, spod którego wystawał tylko fioletowy materiał, rude, wręcz pomarańczowe włosy i coś na kształt fioletowych rogów. Pierwsza miała dłoń zaciśniętą na szyi tego kolesia, a ruda stała obok i mówiła do niego cichym, wypranym z emocji głosem.

-Corpse Trio dopadło cię, teraz dokonasz zaległej zapłaty Matthew Durrington.- dziewczyna w kimono wydała z siebie mrożący krew w żyłach chichot, mimo to ruda kontynuowała- Za naszą przysługę jesteś nam winien swoje życie.- dziwna śmieszka tym razem się nie hamowała i wydobyła z gardła ryk radości.

-Spalić? Pociąć? Utopić? Zadźgać? Udusić? Zagłodzić? Ukamienować? A może wszystko naraz?! Oh, Selkie jestem taka podniecona! Z takim chłopem będę mogła bawić się dzień i noc! Zobacz, na pewno jest cholernie wytrzymały. Może nawet Size skorzysta, wiesz jak trudno ją zadowolić byle kim, bo zaraz zdycha, ale nie, nie szefu taka nie jest, oj niee...- i mamrotała do siebie dalej o wspaniałości jakiegoś ich szefa i, jak się dowiedziałam, Selkie dalej nie spuszczała wzroku z ich 'ofiary'.

-Spokój Lazu, trzeba zająć się naszym dłużnikiem.- powiedziała tym samym tonem głosu. Lazu natychmiast się uspokoiła i wygłodniały wzrok, wszystkich swoich par oczu, przeniosła na pojmanego. Ten z coraz bardziej niepewną miną, ale nadal udając twardego splunął pod ich nogi i wykopał sobie grób z następnymi słowami.

-Jakieś podrzędne dziwki miałyby mnie zabić? Nie rozśmieszajcie mnie lalunie tylko przydajcie się na coś w burdelu.- przez kilka sekund milczenia uśmiechał się cwaniacko, zapewne myślał, że się rozpłaczą i pobiegną, aż będzie się kurzyć. Najwyraźniej nie ten typ.

-Oj, oj. Niegrzeczny piesek, będzie kara.- Lazu błyskawicznie wyciągnęła nóż i na raz odcięła mu dwa palce. Potem dało się słyszeć tylko krzyki mężczyzny, błagania i przeprosiny. Nic nie pomogło. Ruda wyciągnęła strzykawkę, a kimono, ile ona ma siły!?, wzięła go na plecy i razem pobiegły jeszcze głębiej w długi zaułek, gdzie straciłam je z oczu. 

Z wymalowanym szokiem na twarzy ruszyłam znowu w drogę, lecz przejście zastąpił mi wysoki jegomość, który złapał mnie za ramiona.

-Cóż, miałem tu spotkać mojego łącznika, ale najwidoczniej nie fatygował się, aby mnie ujrzeć. Powiedz słońce, jak masz na imię?- uśmiechnął w miły sposób, a ja jako podręcznikowy przykład głupoty, przedstawiłam się.

-E-elisabeth, Elisabeth.- nieznajomy uśmiechnął się jeszcze szerzej.

-Powiedz mi Eli, jak głośno będziesz wyć, jeżeli ktoś zabrałby ci przyszłość?- nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a poczułam chłód metalu na karku i stała się ciemność. Ostatnie co miałam okazję ujrzeć to ten ciepły uśmiech, który z każdą sekundą poszerzał się coraz bardziej. Już wtedy miałam pewność, że nienawidzę zdrobnienia mojego imienia.

Corpse TrioWhere stories live. Discover now