Rozdział 17: Cisza przed burzą

Start from the beginning
                                    

Uśmiechnął się pod nosem.

– Ale mogę zwolnić, jeżeli aż tak nie goni cię czas – zaczął. – Albo mogę przyśpieszyć, jeżeli jednak jesteś spóźniony.

– Jeszcze przyśpieszyć? Pewnie, jeżeli chcesz nas zabić, to czemu nie – wycisnął przez zaciśnięte zęby. Naprawdę był na niego wkurwiony, nigdy wcześniej praktycznie się tak do niego nie zwracał – zawsze starał się być milutki, tak bowiem najbardziej działał Gosowi na nerwy, ale tym razem pozwolił sobie na bardziej szczere odczucia.

– Wyluzuj, wszystko mam pod kontrolą – dodał spokojnie, przejmując jego taktykę. Przecież zawsze było na odwrót, to Jurek się denerwował, a Łukasz pławił się w zadowoleniu, wbijając mu kolejne szpilki. Tak przynajmniej było do niedawna, bo ostatnio wbijanie szpilek zostało zamienione na... coś w rodzaju koleżeńskiego przekomarzania. Tak odbierał to Jurek, zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie w kawiarni.

– Wyluzuj? – zakpił. – Jestem oazą spokoju – dodał chłodno, a Jurek uśmiechnął się pod nosem, zerkając na skwaszoną minę mężczyzny.

Przyśpieszył. Skoro Łukasz był taki spokojny, to przyda mu się więcej wrażeń w życiu.

Piętnaście minut później, kiedy Nakonieczny niemalże zaciskał powieki ze zdenerwowania, Jurek w końcu zwolnił. Wcześniej deszcz siąpił nieustannie, ale teraz rozpadało się na całego – widoczność była tak słaba, że postanowił więcej nie szaleć i nie męczyć Nakoniecznego. Facet i tak wyglądał na przybitego.

– Już prawie jesteśmy – odezwał się, spoglądając na pasażera. Ich oczy złapały się na chwilę. Jurek zmarszczył brwi, przyglądając się blademu jak ściana mężczyźnie. – Wszystko gra? Trzęsiesz się – zauważył.

– Stałem na deszczu dobre pół godziny – wytłumaczył, odwracając wzrok za okno, po czym westchnął cicho.

Jurek pokiwał z wolna głową. Jemu nie było aż tak zimno, moknął zaledwie chwilę i nie przemiękł do suchej nitki w przeciwieństwie do Nakoniecznego. Wyciągnął dłoń, by podkręcić klimatyzację, chociaż w samochodzie było bardzo ciepło, po czym skupił się na jeździe. Ledwo widział przez szarą ścianę deszczu...

Atmosfera między nimi znowu zrobiła się ciężka i drażniąca. Jurek zaczynał już mieć tego powoli dość.

– Zamierzasz być na mnie cały czas obrażony? – zapytał w końcu, a jego głos przebił się przez cicho grającą muzykę i dźwięk uderzanych o samochód kropel deszczu.

Łukasz zerknął na niego lodowato.

– Naprawdę jeszcze pytasz? Uderzyłeś Alka – warknął, po czym odgarnął napuszone od deszczu włosy za ucho.

– Tak, uderzyłem go, bo jest pedałem – zakpił. – Ciebie ponoć gnębię, o tym też słyszałeś? – dodał prześmiewczym tonem.

Łukasz zmrużył oczy, przekręcając głowę lekko na prawo.

– Alka uderzyłeś naprawdę – zaznaczył – to nie zwykłe plotki.

– Ponoć też obrażam i popycham ludzi.

– Może. Dlaczego mam wierzyć tobie, a nie innym?

– Cenisz mnie tak nisko? – powiedział lodowatym tonem. Łukasz parsknął.

– A nie powinienem? Po tym co zrobiłeś?

Tym razem to Jurek parsknął.

– Gówniarz dostał po mordzie, ot, wielkie mi rzeczy. Jakby nie było dostał, co chciał. – sarknął, a Łukasz spojrzał na niego nierozumnym wzrokiem. – Atencję swojego ukochanego szefa – zakpił, czując narastające wzburzenie.

Zostań o poranku | bxb |Where stories live. Discover now