7. My mama always told me that I'd make it, so I made it

Zacznij od początku
                                    

Przebudziły ją delikatne promienie słońca, sygnalizujące ranek. Otworzyła szerzej oczy, gdy zrozumiała, że Tony'ego nie ma ani obok niej, a tym bardziej nigdzie w mieszkaniu. Zerwała się na równe nogi i zaczęła wybierać kolejno jego numer oraz ich paru wspólnych znajomych.
Zero jakiejkolwiek wiadomości. Blondynka poczuła jak temperatura jej ciała wzrosła co najmniej do czterdziestu stopni, a przerażenie nie pozwalało jej na logiczne myślenie. Wpadła w histerię, czując jakby to wszystko, stało się przez nią, głos w jej głowie wyzywał ją od najgorszych, oskarżając przy tym o właściwie wszystkie najmroczniejsze scenariusze. Kobieta udała się do kuchni, by sprawdzić, czy Tony nie zostawił jakiejś krótkiej notatki, jednak gdy nie natknęła się na nic takiego, zaniosła się głośnym szlochem. Miała dosyć tej sytuacji, swojego życia i tego, że za każdym razem to ona jest tą najgorszą. To zawsze ona musi mieć poczucie winy i przepraszać za całe zło tego świata. Zrobiła parę głębszych oddechów, próbując się uspokoić, po czym postanowiła zaparzyć sobie filiżankę melisy. Spojrzała na telefon i wybrała praktycznie bez wahania dobrze znany jej numer.

- Mamo?

- Lou? Skarbie coś się stało?

- Mamo... - blondynka wybuchła okrutnym szlochem, który aż wstrząsnął jej ciałem. - Pokłóciłam się z Tonym i on wyszedł i dalej nie wrócił... Nie mogę się do niego dodzwonić! Co jak on...

- Zaczekaj Lauren, zaraz oddzwonię. - usłyszała dosyć suchy ton matki, który mógł, zwiastował tylko i wyłącznie kłopoty.

Kobieta spojrzała na telefon ze zdziwieniem i wytarła spływające łzy. Wpatrywała się w ekran co najmniej z dziesięć minut, dopóki jej matka nie oddzwoniła.

- Tak? - spytała niepewnie.

- Jest w pracy, spał u jakiegoś kolegi. - odparła z narastającą złością.

- Odebrał od ciebie? Boże ja spałam może godzinę przez niego! Tak bardzo się martwiłam, że coś się stało...

- Lou musisz mi powiedzieć, o co się pokłóciliście. Przecież to jest niepoważne. - pokręciła głową z niedowierzaniem i zaczęła jeszcze ostrzej - Jesteście dojrzałymi ludźmi, a nie licealistami!

- No bo... - blondynka westchnęła głęboko. - To moja wina...

- Co takiego mu zrobiłaś? - kobieta po drugiej stronie zdawała się być w lekkim szoku.

- Bo... - Lauren zaczęła. - Dostałam ofertę kolejnego awansu.

- Naprawdę? O mój boże to cudownie słońce! No dobrze, a teraz, o co poszło? - po drugiej stronie zapadła kompletna cisza, którą jej matka zinterpretowała jednoznacznie. - Nie Lauren, tylko mi nie mów, że...

- Mamo to jest oferta pracy w Anglii! W Europie! Jesteśmy w Stanach Zjednoczonych na tyle, krótko, że dwa tygodnie temu rozpakowałam ostatnie pudło z przeprowadzki... Ja nie mogę od niego wymagać tak wielu rzeczy... Ja po prostu jestem zbyt bardzo samolubna i rozumiem, że...

- Lauren! - kobieta natychmiast jej przerwała i fuknęła na nią ze złością- Jesteś dorosłą, mądrą i wartościową dziewczyną, która zasługuje na wszystko, co najlepsze! Ile razy Cię uczyłam, że Twoje marzenia i rozwój mają być dla Ciebie najważniejsze! Ile razy?

- Mamo! Tony jest moim narzeczonym! W związku nie tylko ja mam być najważniejsza!

- Aha, czyli Tony?

- Co? Nie! My mamy być najważniejsi, jako duet.

- Mhm, mi się wydaje, że zawsze jest Tony to, Tony tamto.

- Co? Nieprawda, teraz przesadzasz mamo.

- Och tak? A czy to przypadkiem Tony nie chciał ślubu rok po zaręczynach i poszedł po awanturze upić się w klubie ze striptizem ze swoimi głupszymi od papugi twojej siostry kolegami?

- To nie tak...

- Kiedy poszedł się upić i Bóg wie gdzie się podziewał po tym, jak musiał sprzedawać nowy dom?

- Mamo...

- Kiedy wyżywał się na Tobie, bo zaczęłaś zarabiać więcej niż on?

- Po prostu był zazdrosny, to normalne...

- Lauren! - jej matka złapała się za głowę - Co się z Tobą stało? Czego innego cię uczyłam dziewczyno...

- Mamo, przestań w końcu! Nie po to do ciebie zadzwoniłam!

- A po co? Żeby poużalać się nad tym, jakim Tony jest zaborczym i nieodpowiedzialnym mężczyzną? Żeby potem usłyszeć, że wybraliście już salę na ślub, jednak dwa miesiące później dowiedzieć się, że dla Tony'ego to jest za wcześnie? - kobieta wylała na nią swoje wszystkie frustracje, po czym momentalnie się uspokoiła, gdy usłyszała cichy szloch swojej córki. - Przepraszam Lou... Po prostu...

- Wiem mamo... Wiem, że nie chcesz dla mnie źle. - odparła łamiącym się głosem.

- Lou jesteś silną, mądrą i niezależną kobietą! Zobacz, jak daleko zaszłaś, dlaczego masz podporządkować całe swoje życie mężczyźnie, który jest zazdrosny o to, że zarabiasz więcej i zawsze stara się wzbudzić w Tobie poczucie winy?

- Ale on potrafi być kochany i opiekować się mną...

- Okej posłuchaj mnie teraz uważnie. - Kobieta wypuściła głośno powietrze z płuc i przetarła twarz dłonią. - Mówiłam Ci to zawsze, ale może teraz to do Ciebie dotrze - Na świecie jest milion mężczyzn, którzy będą się o Ciebie troszczyć, opiekować się Tobą i traktować Cię jak porcelanową laleczkę, ale tylko część z nich będzie Cię traktować jak równy sobie.

Po drugiej stronie zapadła kompletna cisza. Nie było słychać nawet grama płaczu, czy westchnięcia.

- Dziękuję. - blondynka uśmiechnęła się przez łzy i zaśmiała delikatnie. - Nawet nie wiesz, jakie mam szczęście, że Cię mam.

- Oj tak to prawda - kobieta zaśmiała się szczerze i kontynuowała o wiele już cieplejszym tonem. - Jesteś już starym dzieckiem, a dalej muszę Ci przypominać tak podstawowe wartości... Oj Lauren, Lauren...

- No właśnie dlatego dobrze, że Cię mam. Ktoś musi czuwać nad moim poczuciem równości. - blondynka wzięła ostatniego łyka melisy, po czym uśmiechnęła się do samej siebie. - Myślisz, że Anglia to dobry wybór?

- A czy to nie przypadkiem mała Lauren zawsze mówiła, że jej największym marzeniem jest podróżować?

- No tak, winna - zaśmiała się do słuchawki i wywróciła oczami. -Ale wiesz Europa to drugi koniec świata.

- Oj to ta sama królowa przecież. Przyjmą Cię jak swoją. - Ava uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na młodszą siostrę Lauren, która zaintrygowana rozmową, wparowała do salonu. - Masz w nas zawsze wsparcie Lou, daj mi znać jaką decyzję podejmiesz.

- Chyba już ją podjęłam.

To dla mnie dosyć ważny rozdział 😀 No i cóż w miarę długi!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To dla mnie dosyć ważny rozdział 😀 No i cóż w miarę długi!

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz