4

215 10 17
                                    

Becky

Przez cały tydzień nie mogłam dojść do siebie po tym, co się wydarzyło. Zrozumiałam, że kocham Joel'a ale nie potrafiłabym mu ponownie zaufać. Drogi Boże, z resztą, przecież ta cała sytuacja nadawałaby się do tureckiej telenoweli! "Mój chłopak przelizał się z moją sis ale mu wybaczyłam bo go kocham, a siostrzyczka jakby nigdy nic przychodzi na np. nasz ślub i składa życzenia szczęśliwego życia". No błagam!

Muszę wymazać Joel'a z głowy i z serca. Definitywnie i ostatecznie.

Leigh-Anne

Okazało się, że Richard będzie miał córeczkę. Przez ostatni tydzień widywałam się z nim jedynie przelotem, bo ciągle jeździł, załatwiał jakieś formalności i tak w kółko.

Siedziałam z dziewczynami w salonie zajadając się lodami, bo termometr nie schodzi poniżej 35 stopni. Richard wpadł do mieszkania bez pukania.

- Lee jedziemy do szpitala, dziecko mi się rodzi! - na jego słowa spojrzałam na dziewczyny przerażona. Wiedziały, że nie byłam na to psychicznie gotowa.

- Em... Richard, to chyba twoja chwila, nie? Lee-Lee będzie robiła tylko sztuczny tłok. Jedź sam. - uratowała sytuację Jade.

- Dobra, dam znać później, cześć! - pożegnał się i tyle go widziałam.

- O mój Boże. - ukryłam twarz w dłoniach. - Czemu to się dzieje tak szybko? Miałam nie panikować ani się tym nie denerwować, ale małej jeszcze nie było na świecie, a ja już Richarda widywałam sporadycznie. Wyobrażacie sobie, co teraz będzie? Przelotne spojrzenia, kilka "siema" bez znaczenia?

- Skarbie, rozumiem, masz prawo się martwić ale myślę, że na razie sam Richard jest w szoku. Jak ogarnie co się w ogóle dzieje to zmieni podejście, zobaczysz. - pocieszyła mnie Jesy.

- Mam nadzieję...

- A moim zdaniem, skoro spieprzył, to przede wszystkim powinien zainteresować się tym, jak czuje się Leigh. - odparła ostro Perrie. - No co? Taka prawda.

- Mmm... - jęknęłam przyciskając twarz do poduszki. - Mówią, że małe dziecko mały problem, duże dziecko duży problem, ale chyba jest na odwrót.

- Może nie ma co panikować? - zauważyła Jade. - Masz do tego prawo, oczywiście, ale może Richardowi została choć resztka oleju w głowie? - zaśmiałyśmy się.

Richard wrócił wieczorem, cały w skowronkach. Cieszyłam się, że jest szczęśliwy. Następnego dnia rano pojechał załatwić każdą pozostałą formalność i po południu przywiózł Aaliyah do domu. Dziewczyny od razu się na nią rzuciły z piskiem.

- Boże, jaka ona piękna! Jakie włoski!

Gdy w końcu się rozeszły sama mogłam ją zobaczyć. Richard objął mnie jednym ramieniem. Aż mi się łezka w oku zakręciła.

- Ale oczy to ma po tobie. - spojrzałam na chłopaka.

Jade

Dwa dni później siedzieliśmy wszyscy w salonie u chłopaków. Nawet Becky się przełamała i przyjechała zobaczyć Ali, choć oznaczało to bliskie spotkanie z Joel'em.

- Jade, zbieraj się. - powiedział Chris.

- Co?

- Jedziemy gdzieś.

- Gdzie?

- Zabieram cię na randkę.

- Uuuu... bardzo państwa przepraszam, ale randka z moim chłopakiem brzmi lepiej niż spędzenie czasu w towarzystwie tej patologii jaką jesteście. - zaśmiałam się i poszliśmy z Chris'em do samochodu.

Dotarliśmy do dobrze znanej mi restauracji.

- Wiesz gdzie jesteśmy? - spytał chłopak.

- Jak mogłabym zapomnieć? To miejsce chyba nigdy nie straci swojej magii.

Miejsce naszej pierwszej randki, chociaż szłam tam nieświadoma tego, co to spotkanie zapoczątkuje.

Tego jednego dnia było mi aż przykro odmówić sobie jedzenia, więc aby ta chwila nie straciła swojej magii zjadłam całe spaghetti.

Później poszliśmy na spacer brzegiem morza. Gdy na chwilę się zatrzymaliśmy wpatrzyłam się w bezkres oceanu. Chris wykorzystał moją chwilę nieuwagi. Gdy odwróciłam się w jego stronę chłopak klęczał przede mną z pierścionkiem w dłoni.

- Jade, wiem, że to może być trochę szybko. Ale wiem, że kocham tylko ciebie. Od twojego przyjazdu jednego byłem pewien: Barcelona jest miastem spełniających się marzeń, a ty byłaś brakującym w niej elementem, który wreszcie trafił na swoje miejsce. Więc, czy ty, Jade Amelio Thirwall, zechcesz spędzić ze mną resztę życia?

Czy chcę?

- Oczywiście, że chcę.

Chłopak założył pierścionek na mój palec. Potem wskoczyłam mu w ramiona i pocałowałam. Magia takich chwil jest bezcenna.

******

Tak bardzo przepraszam, że jest tak krótko, ale nie chciałam psuć całego romantyzmu tego rozdziału. Boże, nawet nie macie pojęcia jak jarałam się zaręczynami Chrade!

Czy ktoś jeszcze wgl żyje przez ten upał? Bo ja chyba nie dokończę tej książki, gdyż zakończę mój żywot.

Barcelona II: It's All About SongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz