2

252 11 2
                                    

Jade

Wpadliśmy do mieszkania Becky uprzednio znajdując zapasowy klucz pod doniczką. No widok optymistyczny nie był. Pojechaliśmy za karetką. Jechałam autem Leigh-Anne z nią i Richardem, a samochód prowadził Chris, ponieważ Lee nie była w stanie prowadzić.

- Leigh, uspokój się, bo ci się ręce trzęsą.

- To wszystko moja wina. Powinnam z nią zostać, przecież ona czuła się strasznie. Mój Boże...

- Lee, to nie twoja wina, nie mogłaś nic zrobić. A teraz się uspokój, bo wiesz, że ty się nie możesz denerwować.

- Z pewnością sytuacja jest bardzo spokojna!

- Ej bo Joel jeszcze o niczym nie wie. - zmieniłam temat,

- Przydałoby się go powiadomić. - stwierdził Chris.

- Nie wiem czy to dobry pomysł... generalnie Becks nie chce go widzieć, a on na sto procent uprze się, żeby tam przyjechać...

- Jade, do chuja wafla nie róbcie z niego takiego przestępcy! Widać że on żałuje!

- Dobrze, ale mógłbyś na mnie nie krzyczeć?!

- Przepraszam... - westchnął. Odwróciłam głowę w stronę okna i wyjęłam telefon aby zadzwonić do Joel'a. - Jadey, przepraszam no, nie obrażaj się... - położył dłoń na mojej nodze, ale ją strąciłam. Po pierwsze: jak jestem obrażona to się mnie nie rusza. Po drugie: nogi to aktualnie jedne z moich najgorzej wyglądających części ciała. 

- Halo?

- Joel, jakby ci to powiedzieć... Becky... miała wypadek i jedziemy właśnie do szpitala.

- Jaki wypadek?!

- Ona... - zaczęłam płakać. To jest za dużo, okej?

Chris

- Daj mi to. - zabrałem Jade telefon z dłoni. - Jesteś tam, stary?

- Może chociaż ty mi powiesz co się tam dzieje?!

- Nie krzycz człowiek. Becky nacięła sobie żyłę.

- Jak to?!

- Resztę scenariusza możesz dopisać sobie sam, bo chyba się domyślasz, co się stało?

- Niestety tak.

- Potrzebujemy jej danych. Data i miejsce urodzenia, pełne imię i nazwisko. Jade, notuj. - dałem telefon na głośnik.

- Rebecca Marie Gomez urodzona 2 marca 1997 roku w Inglewood, Kalifornia. Coś jeszcze?

- Wzrost się może przydać. - powiedziała Leigh-Anne.

- 154 cm.

- Dzięki. Zadzwonimy jak czegoś się dowiemy.

- Do którego szpitala jedziecie?

- Stary... nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś przyjechał. Becks, czy też jak się okazuje Rebecca, nie będzie zachwycona twoim widokiem. Jak gdyby dopiero co wyrzuciła cię z mieszkania.

- Chris, błagam cię. - Leigh zabrała mi telefon.

- Joel, ona potrzebuje chwili bez ciebie. Dłuższej chwili. Nie powinieneś się jej dziwić. Narobiłeś trochę bigosu.

- Lee, miej serce.

- Nie, Joel. Przepraszam, ale nie mogę. Zadzwonię, jak się czegoś dowiem.

Lee oddała telefon Jade. Po dziesięciu minutach byliśmy już w szpitalu. Poszedłem z dziewczynami do rejestracji dopełnić formalności. Dziewczyny podały wszystkie dane Becky. Położyłem dłoń na ramieniu Jadey, jednak ona ją strąciła i posłała pielęgniarce firmowy uśmiech numer 3 pod tytułem "Moje życie jest piękne i skaczę na tęczy, ale tak naprawdę krwawię".

Barcelona II: It's All About SongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz