Prolog

1.8K 42 4
                                    

 Znowu kolejny dzień w tej durnej pracy. Szczerze jej nienawidzę. W zasadzie to chyba bardziej mojego szefa... Po dłuższym namyśleniu wybieram to drugie. „-Przynieś mi kawę!” albo „-Weź tu trochę ogarnij, ja idę na akcje!”. Brr! Co może być złego w pracowaniu w firmie detektywistycznej? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nic. Po pewnym czasie okazuje się, że nie zostałaś przyjęta na stanowisko detektywa, tylko sekretarki, a przy próbie protestu, twój przełożony mówi o twoim przyjęciu do pracy jako „posiadaniu układów”. Czy zostałam zatrudniona przez te układy?                                                                                                                                                                                                                          Kuzyn mojego męża miał właśnie tą firmę. Zawsze robił do mnie maślane oczy, nawet jak już byłam mężatką. Nigdy nie odwzajemniałam jego uczuć, ale nie sądziłam, że przez durne uczucia, będę traktowana jak nikt ważny. Jak ktoś, kto jest wart mniej niż zero.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Pewnego słonecznego dnia moje życie zmieniło się o 180 stopni. Zauważyłam mężczyznę skaczącego z mostu. Przemawiałam mu do rozumu, dzięki czemu nie skoczył, jednak spóźniłam się do pracy. Byłam zatrudniona wtedy jako nauczycielka matematyki, co zresztą samo z siebie jest zabawne, bo nigdy nie myślałam o sobie jako „Wrednej matematyczce”. Zostałam automatycznie zwolniona. Opowiedziałam o tym Mikołajowi, a on obiecał, że załatwi mi rozmowę kwalifikacyjną, w firmie detektywistycznej jego kuzyna. Mój mąż dużo wskórał. Może gdyby on dalej żył, pracowałabym jako pani detektyw. Kto to wie?                                                                                                                          Mój mąż zginął w wypadku samochodowym 7. maja 2012. roku, o godzinie 15-tej. Wracał wtedy ze spotkania z kumplami. Był trzeźwy, motocyklista nie do końca. Trwała wtedy moja rozmowa kwalifikacyjna. Telefon dostałam od razu po wyjściu z gabinetu. Na początku myślałam, że wszystko jest dobrze. W końcu usłyszałam te magiczne słowa, które sprawiły pękniecie czegoś u mnie w środku. Tymi słowami było „-Bardzo nam przykro pani Mario. Kiedy dotarliśmy na miejsce pani mąż już nie żył”.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                Moje serce się zatrzymało. Czułam jak mi się robi ciemno przed oczami. Nagle nogi zaczęły uginać się pod moim ciężarem. Obudziłam się w szpitalu. Nic nie stwierdzono fizycznie, ale nikt nie sprawdzał ani nie pytał o mój stan psychiczny. Następnego dnia zostałam wypisana, przez rodziców. Załatwili mi sesję u najlepszego psychologa w mieście. Z dnia na dzień było coraz łatwiej. Prawie... Były lepsze momenty, były też i gorsze. Wtedy, gdy lekarz stwierdził, że trauma minęła, szok również, wróciłam do pracy... Na stanowisko sekretarki. „Na pewno raz na jakiś czas dostanę jakieś zlecenie.”-wmawiałam sobie. Okazało się, że moja umowa pracy nie przewiduje odbierania przeze mnie zadań w zakresie detektywistyczno-szpiegowskim. Co robiłam w firmie przez te dwa lata? Przynosiłam kawusie, sprzątałam oraz sortowałam dokumenty, spraw nierozwiązanych przez nasze biuro. Według mnie nie było ono najlepsze, ale ludzie pędzili do niego jak ćma do płomienia. Przychodzili się dowiedzieć, czy aby partnerzy ich nie zdradzają, czy ich szef nie bierze łapówek i inne bzdety.

  Jak już powiedziałam, moim zadaniem było przynoszeniem kawy. Kuzyn mojego męża, a mój szef, kazał przynieść mu i jego przyjaciołom ten napój. Mój przełożony chyba się przeliczył, bo myślał, że jak przyniosę mu kawę to pocałuję go przy jego kumplach i usiądę mu na kolanach oraz będę udawała po uszy zakochaną w nim dziewczynę. Nie był on odrażający. Po prostu moje serce należało już do Mikołaja. Od wczoraj, przez dzisiaj, na jutro, czyli na zawsze. Pewnie dlatego to był powód, dlaczego wylałam mu zimną wodę na głowę, mówiąc żeby się uspokoił i ochłonął. Zostałam znowu zwolniona.                                                                                                                                                    Natychmiast wzięłam się do pakowania swoich rzeczy, gdy nagle wszedł niejaki Marek Zieliński. Podszedł do mnie, jednak powiedziałam mu „-Szef ma bardzo ważnych gości.”. W moich myślach brzmiało to wtedy lepiej. Rzekł do mnie, że to nie problem, ponieważ on chętnie wynajmie jakiegokolwiek detektywa, do rozwiązania sprawy tajemniczego zgonu ojca jego żony.

Wszystko zostaje w rodzinieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz