5

106 15 7
                                    

Przez połowę nocy Kun starał się uspokoić Chenle.

Po powrocie do domu, Kun poruszył temat zachowania Chenle przed parkiem. Próbował dotrzeć do przyczyny tego, ale Chenle nie chciał niczego powiedzieć przez co wybuchła kłótnia. Młodszy nie był gotowy, żeby powiedzieć bratu o swoim problemie. Nie chciał go martwić, chociaż już i tak to zrobił przez co był na siebie cholernie zły. Miał nie okazywać tego w żaden sposób. Czuł się beznadziejnie

Zawalił sprawę.

Kun w końcu odpuścił, pozwalając Chenle po prostu się wypłakać.

Leżeli na łóżku, Chenle wtulał się w tors Kuna, a on głaskał go po włosach.
Młodszy powoli przestawał się trząść i zasypiał, a starszy zadręczał się myślami.

To musiało zacząć się wcześniej, więc dlaczego niczego nie zauważył?

Poświęcał mu zbyt mało uwagi?

Czy ktokolwiek o tym wie?

Wątpił w to, że rodzice wiedzą. Nie wiedzą nawet o najbardziej banalnych sprawach, więc jak mogliby wiedzieć o czymś takim?

Obwiniał siebie o to.

Gdyby tylko wcześniej coś zauważył...

Serce mu pękało na samą myśl, że Chenle cały czas musiał zmierzać się z tym sam. Chciał jakoś pomóc, ale nie wiedział jak.

Jesteś beznajdziejny, Kun

Rano odpuścił sobie trening. Chciał być jak najdłużej przy Chenle. Obudził się jako pierwszy i wpatrywał się w śpiącego brata. Miał opuchnięte oczy i ślady łez na policzkach.
Delikatnie potarł kciukiem skórę młodszego i złożył pocałunek na jego czole. Blondyn mruknął i powoli otworzył oczy.

– Przepraszam – szepnął i ścisnął koszulkę Kuna.

– Nie przepraszaj skarbie – objął Chenle i przysunął bliżej siebie – Nie masz za co.

– Zamierzasz do niego napisać? – zapytał Chenle, ciekawsko spoglądając przez ramię Kuna na jego telefon.

– Do kogo?

– No do tego przystojniaka z parku wczoraj – Kun wywrócił oczami na komentarz brata.

– Napiszę, muszę mu jakoś podziękować, ale teraz nie mam czasu.

– Jest sobota, i tak nie masz nic lepszego do roboty poza siedzeniem ze mną przed telewizorem – zachęcał go, ale Kun pokręcił głową.

– Nic z tego.

Chenle zmarszczył brwi i korzystając z chwili nieuwagi brata, wyrwał mu telefon i wybiegł z salonu do łazienki, zamykając drzwi na klucz.
Kun przeskoczył przez kanapę, co było błędem bo bardzo zakręciło mu się w głowie. Dobiegł do drzwi i kucnął przy nich na kilka sekund, żeby nie zemdleć.

– Chenle zabiję cię – walnął pięścią drzwi – Oddawaj ten telefon!

Nie minęło dużo czasu, a Chenle otworzył drzwi i poklepał Kuna po ramieniu.

–  Nie dziękuj – podał mu telefon i wrócił do salonu.

Kun szybko odblokował komórkę i wszedł w wiadomości.

Hej, tu Kun, dałbyś się zaprosić dzisiaj wieczorem na kawę?

Ten
Hej! Jasne, o której i gdzie?

Co powiesz na 7 przed bramą parku?

Ten
Brzmi świetnie

Super! Jesteśmy umówieni. A i jeszcze jedno, ładnie wyglądałeś wczoraj ;)

Ten
Oh, dziękuję! Ty też wyglądałeś niczego sobie:)


Chenle, uszkodzę cię kiedyś.

Kun wrócił do salonu i stanął w przejściu ze skrzyżowanymi rękami. Chenle siedział na kanapie z żelkami w ręku i śmiał się pod nosem.

– Przecież mówiłem, że do niego napiszę, ale później – Blondyn spojrzał na brata z uniesioną brwią.

– Przestań, ja znam to twoje 'później'. Lepiej bądź mi wdzięczny za ustawienie ci randki.

– To nie jest- Ah, zresztą nieważne – machnął ręką i dołączył się do brata.

– Czy naprawdę ta część o tym, że dobrze wyglądał była konieczna? – Chenle kiwnął głową.

– Tak? Sam byś tego nie powiedział, poza tym to tylko stwierdzenie faktu.

Przez resztę dnia, aż do umówionej godziny, mało ze sobą rozmawiali. Zamiast tego cieszyli się swoją obecnością i chociaż tkwili w swoich ramionach, myślami byli bardzo daleko od siebie.

Bubblegum Boy || kunten || (zawieszone)Where stories live. Discover now