To ten dom

3.4K 340 30
                                    

Po wielkiej rodzinnej kłótni i niemal tygodniowej ciszy wszystko w końcu wróciło do normy, a na lodówce zawisł nowy cytat – tym razem żywcem wyciągnięty ze świeżo wydanej książki mamy.

Rodzina ponad wszystko.

Nigdy wcześniej nie przywiązywałam większej uwagi to tych lekko tandetnych cytatów, którymi zawsze obrzucała nas mama, jednak po ostatnich wydarzeniach, słowa wypisane na lodówce sprawiają, że czuję się, jakbym założyła okulary korekcyjne.

W sobotni poranek siedzimy w kuchni przy stole i całą rodziną po raz pierwszy od dawna jemy śniadanie. W domu w końcu panuje ciepła atmosfera, która sprawia, że nie chcę wychodzić na zewnątrz. Radio skrzeczy jedną ze starych piosenek Michaela Jacksona, tata pogwizduje pod nosem, mój młodszy brat truje mamie głowę opowieściami o dzisiejszej imprezie i o nadchodzącym balu, a ja, jak zwykle siedzę i przyglądam się temu wszystkiemu, próbując zatrzymać, chociaż na chwilę moment, w którym panuje względny spokój. Oczywiście, życie w rodzinie Moquin nigdy nie należało do najłatwiejszych i jestem pewna, że zaraz wybuchnie kolejny dramat, ponieważ albo się wyprowadzimy, albo Brandon dowie się o swoich krewnych w Charleston, albo – w najgorszym scenariuszu – okaże się, że jakimś cudem jestem spokrewniona z Nancy.

– W ogóle, prawdopodobnie pojedziemy na bal limuzyną, wszyscy całą grupą, wspominałem już, że to bal maskowy? Debra, musimy poszukać czegoś wystrzałowego. Nancy oczywiście będzie miała jakąś księżniczkowatą, ale ja bym wolał coś w rodzaju diabła. Może kupimy jakieś tematyczne?

Podczas gdy brat z ekscytacją opowiada o swoich planach, ja z niepokojem spoglądam to na niego, to na kubek czarnej kawy, który jest już praktycznie pusty. Mam wrażenie, że jeszcze kilka zdań na temat balu i wyleci z niego błyszczące konfetti.

– Wiesz mamo, tak teraz się zastanawiam i myślę, że powinnaś się naprawdę cieszyć. Wiesz, zamiast jednej córki, która jest niezbyt kobieca, masz syna, który w pełni to uzupełnia. To prawie tak, jakbyś miała dwie córki – odzywam się, kiedy Brandon robi sobie krótką przerwę na dokończenie śniadania.

– Odwal się! To moja pierwsza taka impreza z moją pierwszą dziewczyną, mam prawo się cieszyć! – odpowiada z ustami wypchanymi tostami z serem.

Krzywię się i ocieram z czoła kawałki jedzenia, którymi mnie opluł.

– Brandon, do cholery, masz już szesnaście lat, naucz się w końcu nie odzywać z jedzeniem w buzi! To obrzydliwe – krzywię się i kopię go pod stołem w nogę.

Czasem mam wrażenie, że zamiast szesnastu lat ma sześć. Na przykład wczoraj wieczorem, kiedy wpadł do mojego pokoju, kiedy akurat ucinałam sobie przedsenną drzemkę, wrzasnął mi do ucha i uciekł, zanim zdążyłam go złapać.

Jednak trzeba przyznać, że pomijając te wszystkie do potęgi irytujące zachowania, Brandon wygląda na naprawdę szczęśliwego, odkąd spotyka się z Nancy, a to jeden z niewielu powodów, które powstrzymują mnie przed zwymiotowaniem na myśl o ich związku.

– Nauczę się nie pluć, kiedy ty nauczysz się zachowywać jak normalna nastolatka i zaczniesz wychodzić do ludzi. – Wzrusza ramionami i wpycha do buzi kolejną porcję śniadania. – Psujesz mi reputacje fajnego gościa!

– Brandon, skarbie. Sam sobie ją psujesz.

– No Debra, a ty z kim wybierasz się na bal? – pyta ojciec, wynurzając nos znad gazety.

Spoglądam na niego z kpiącym wzrokiem, czekając, aż powie, że to żart. Zupełnie, jakby nie wiedział, jak bardzo po ostatnich wydarzeniach pogłębiła mi się nienawiść do balów.

CharlestonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz