Głowa Hermiony spoczywała na brzuchu Ronalda, a sam Ronald — na łóżku Hermiony w pokoju w akademiku. Obok nich leżał talerzyk z czekoladowymi ciastkami, stos podręczników, notes i piórnik w czerwone grochy, a z małego magnetofonu wydobywała się muzyka klasyczna.
— Powinnam się uczyć — jęknęła Granger, ale jej mina mówiła całkiem coś innego.
— Powinnaś zrobić sobie przerwę — stwierdził Ron, po czym podniósł jedno ciasteczko i wymachując nim w powietrzu, zawołał. — Leci samolot do Hermiony, ziuuu!
Roześmiała się, z pobłażaniem kręcąc głową, ale posłusznie otworzyła usta i ugryzła słodkość. Weasley uśmiechnął się z aprobatą.
— Widzisz, nie dość, że przynoszę ci chwilę wytchnienia w walce z esejami, to jeszcze przynoszę ją z ciastkami! Rozkoszą bogów! Ciastkami! — stwierdził z dumą, po czym klepnął się nagle otwartą dłonią w czoło i zsunął z łóżka. Ukucnął przy biurku, a po chwili niczym zdobyty miecz wroga, pokazał Hermionie małą książeczkę w brązowej okładce. — Prawie zapomniałem, ale...
Dziewczyna pisnęła, natychmiast prostując się. Jej oczy rozbłysły, a włosy jakby niespodziewanie zaczęły się mocniej kręcić. Wstała z łóżka i rzuciła się na szyję Ronalda, atakując go znienacka czupryną w kolorze mlecznej czekolady.
— Nie wierzę! Jakim cudem? J a k?
Widok szerokiego uśmiechu i jej policzek przy jego były dla Rona najlepszą rekompensatą długich godzin spędzonych na szukaniu. Nieporadnie cmoknął ją w głowę i pogłaskał po plecach. Hermiona cofnęła się lekko tak, że ich nosy stykały się, a spojrzenia krzyżowały. Rozchyliła lekko usta, Weasley zaś przymknął oczy.
I wtedy właśnie jego noga ześlizgnęła z małego chodniczka, dłonie mocniej zacisnęły się na talii Hermiony, a on sam opadł na łóżko, przygwożdżając dziewczynę.
— Na Merlina — jęknęli oboje, a potem Ron parsknął śmiechem. Prędko zsunął się z niej i złapał za brzuch, cały czas się śmiejąc.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
— A co jeśli okazałoby się, że jednak jesteś ciężki i coś byś mi uszkodził?
Jej uwaga spotkała się z jeszcze większą salwą śmiechu. Hermiona próbowała zachować poważną minę, ale po chwili zrezygnowała i pozwoliła sobie na uśmiech. Miło patrzeć na beztroskiego Rona — pomyślała. Jego oczy zamieniały się wtedy w maleńkie szparki, włosy swobodnie opadały na czoło, a ramiona drgały. Wyglądał, jakby był najradośniejszym i najbardziej roześmianym człowiekiem na ziemi. A może nawet tak było?
— Jestem szczęściarą, że mam takiego chłopaka. W dodatku księgarza! — Oznajmiła nagle, kiedy już trochę się uspokoił.
— Chłopaka? — Uniósł brwi ze zdziwieniem.
— No tak, zapomniałam, że tylko wypożyczyłam cię na tydzień z Muzeum Madame Tussaud — przewróciła oczami, a potem nachyliła się do niego i pocałowała go w sam czubek piegowatego nosa.
I tym razem nie przewrócili się.
Pocałunki w nos są zadziwiająco rozkoszne.
VOCÊ ESTÁ LENDO
Miłego dnia, Ronaldzie! ✔
FanficHermiona lubiła przychodzić do księgarni, w której pracował Ron, a Ron lubił, kiedy podchodziła do lady i kładła na niej książkę, bo to oznaczało, że zaraz powie "Miłego dnia!". © MaryWitcher, czerwiec 2018 - maj 2019