Rzeczywiście, niewątpliwie miał on rację i chociaż w dalszym ciągu fascynowało mnie, co też tak młody, charyzmatyczny mężczyzna robił na stanowisku stażysty w niewielkiej redakcji, nie mogłam zaprzeczyć temu, że odkąd się pojawił, wprowadził do tego miejsca dużo nowej energii, której dotychczas nam brakowało.

Sebastian sprawiał wrażenie nieco starszego ode mnie, wyrażał się elokwentnie i z niezwykłą naturalnością przychodziło mu oczarowywanie wszystkich znajdujących się w pobliżu kobiet. Podbijał ich serca niewymuszoną szarmancją, manierami godnymi największych dżentelmenów, pięknym, uwodzicielskim uśmiechem, a także swoją niewątpliwie doskonale zbudowaną sylwetką, na której eleganckie koszule i spodnie w kant stanowiły tylko i wyłącznie dodatek do równie apetycznej prezencji. Niekiedy można było odnieść wrażenie, że znalazł się tutaj przez pomyłkę, że powinien właśnie podbijać świat mody ze swoją porcelanową cerą, czarnymi jak noc włosami oraz takimi samymi, nieprzeniknionymi oczami, które przy każdym spojrzeniu zdawały się wwiercać głęboko w duszę pozostawiając na niej słodki, ulotny pocałunek, którego smaku nigdy nie sposób było wymazać z pamięci.

Był dobry, niemalże doskonały w tym, co robił, a wszystkie pochwały przyjmował bez fałszywej skromności, wyraźnie zadowolony, gdy tylko ktoś potrafił go docenić. Na co dzień zajmował się dorywczo wszystkimi pracami, na które nie starczyło czasu pozostałym członkom zespołu, nierzadko pisząc całe artykuły, pomagając w ich redagowaniu, jeżdżąc w teren, by zdobywać relacje i robić zdjęcia, a także sporadycznie przygotowując kawę i chociaż mogłoby się zdawać, że ze swoim niewątpliwym urokiem osobistym mógłby śmiało ubiegać się o stanowisko redaktora naczelnego, on pozostawał w cieniu nas wszystkich, jedynie od czasu do czasu służąc pomocą i dobrą radą, niczym najprawdziwszy anioł stróż.

— Dyrektor poprosił mnie, abym posprzątała rzeczy z biura Ann — oświadczyłam bez ogródek, poprawiając poły luźnej bluzki. — Podobno ma go przejąć któryś z rysowników.

— Martwi cię to. — Bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja popatrzyłam na niego tak, jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu, ze zdumieniem zauważając, że do tej pory nie rozmawiałam z nikim z redakcji na temat Ann, a przynajmniej nie tak bezpośrednio, sam na sam.

— Martwi mnie to, co się z nią stało — odparłam i pozwoliłam mu schować kilka leżących na biurku książek do kartonu.

— Wybacz mi wścibstwo, ale byłyście sobie raczej bliskie, mam rację? — Zerknął na mnie spod opadających na oczy przydługich kosmyków ciemnych włosów, nim się wyprostował.

— Była moją dobrą koleżanką. — Wstałam i również wróciłam do pakowania, uznawszy, że o wiele łatwiej będzie mi się skoncentrować na własnych myślach, jeśli nie będę utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego, nawet jeśli w dalszym ciągu sporadycznie czułam na sobie jego spojrzenie. — Moje biuro jest tuż za ścianą, więc spotykałyśmy się podczas przerwy na kawę, czasami pisałyśmy wspólnie artykuły albo jeździłyśmy w teren. Kiedyś poznałam jej narzeczonego, polecała mi ciekawe filmy i karmiła mojego kota, gdy wyjeżdżałam na urlop, poza tym... Cholera.

Z donośnym hukiem odstawiłam na biurko dwa segregatory, przykuwając tym samym pełną uwagę Sebastiana. Nerwowo odgarnęłam włosy do tyłu, znów wyglądając przez okno i widząc, jak ulewa w dalszym ciągu się nie zmniejszała, a deszcz dudnił w szybę równie mocno, co przez cały ten feralny wieczór. Biłam się z myślami czując, jak szaleńczo kołatało się moje serce, z trudem opanowując frustrację i gromadzące się przez ostatnie tygodnie emocje, wiedząc, że jeśli wkrótce nie znajdę dla nich ujścia to wybuchnę i zrobię coś bardzo lekkomyślnego.
Popatrzyłam na Sebastiana podpierając się pod boki i teraz wpatrując się w niego tak intensywnie, jakbym tym razem to ja usiłowała obnażyć jego duszę i dostrzec, co się w niej kryło — bezskutecznie. Mężczyzna w dalszym ciągu pozostawał dla mnie zamkniętą księgą i chociaż spoglądał na mnie ze szczerą troską, nie byłam w stanie stwierdzić, o czym myślał, mimo to jednak, wzbudzał we mnie bezsprzecznie pozytywne odczucia, nie miałam bowiem absolutnie żadnych podstaw, aby twierdzić, że był złym człowiekiem. Nie po tym, z jakiej strony dotychczas go poznałam i dlatego też postanowiłam zaryzykować, mając w pamięci fakt, że w razie konieczności to ja zajmowałam wyższe stanowisko niż on.

Kuroshitsuji | PandemoniumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz