23. bett

507 60 13
                                    

Podróże do Rosji zawsze są męczące. I długie. Dlatego nie jestem zbyt zadowolony, gdy nowy trener zaraz po przylocie prosi mnie do siebie. Nie chce się narazić od samego początku, więc grzecznie idę. Okazuje się, że jeszcze przed tym, gdy oficjalnie zaczął z nami pracę, analizował moje skoki i prosi bym więcej uwagi poświęcał lądowaniu. Nie mam zamiaru się tym teraz przejmować, więc jak tylko mnie puszcza, udaje się do pokoju by móc się w końcu w spokoju rozpakować. Prędzej nawet nie zdążyłem przynieść tu bagaży, tylko poprosiłem Andiego, by to zrobił. Wchodzę do środka i uśmiecham się lekko na widok, który tam zastaje. Wellinger leży w ciuchach na samym środku złączonych łóżek i przysypia. Chyba jednak wyczuwa moją obecność, bo po chwili otwiera oczy i ziewając patrzy na mnie. To jeden z tych momentów w których rozumiem dlaczego te wszystkie dziewczyny na niego lecą.

— Czemu łóżka są złączone? — pytam zdejmując bluzę i buty. Ciepło tu mają.

— Tak były, a ja nie mam dzisiaj już siły ich odsuwać. — jęczy blondyn przytulając się do poduszki — Jutro to zrobimy, tą jedną noc przecież możemy spać tak.

Nie widzę w tym najmniejszego problemu. No może poza tym, że Welli przez sen lubi się kleić trochę bardziej niż zazwyczaj. Ale to też jestem w stanie znieść. W końcu już niejednokrotnie spaliśmy razem na dużym łóżku, gdy w recepcjach przydzielali nam złe pokoje. Nie jest to jakaś katorga.

— To się chociaż rozbierz, leniu. — rzucam w niego swoją koszulką, którą właśnie zdjąłem. Cóż, trzeba mieć różne sposoby, by go trochę rozbudzić.

— Fuj, śmierdzi. — odrzuca ją w moją stronę z naburmuszona miną.

Moje działania przynoszą efekt. Blondyn zaczyna się rozbierać i już po chwili wskakuje pod kołdrę z uśmiechem na ustach. Wyczuwa, że mu się przyglądam i spogląda na mnie unosząc brwi.

— Co?

— Miałem w planach się rozpakować. I wziąć prysznic. — tłumaczę.

Chłopak ewidentnie już się zbiera do spania, a ja nie chce mu przeszkadzać. Właściwie to mu się nie dziwię. Na czas rosyjski jest już po pierwszej w nocy.

— Daj sobie spokój. — mruczy — Rano to wszystko zrobimy, mamy czas.

Już to widzę. O dziewiątej mamy trening, a Andi nie wynurzy się z łóżka szybciej niż pół godziny przed nim. Nie ma mowy, że zdąży w tym czasie się rozpakować. Ale to już jego sprawa. Kładę się na lewą stronę łóżka i zamykam oczy. Jutro czeka nas długi dzień.

— Stephan? — gdy po chwili prawie już przysypiam, słyszę jego głos.

— Hm? — mruczę nie otwierając oczu.

— Jesteś szczęśliwy?

— Będę, gdy już się wyśpię. — odpowiadam przytulając się do poduszki.

— Mówię poważnie.

I tak też brzmi. W końcu otwieram oczy i spoglądam na niego. Przygląda mi się z zamyślony wyrazem twarzy. Znam go tyle lat i nigdy nie był melancholijnym typem, więc to pytanie trochę mnie zaskakuje.

— Wciąż mi brakuje kilku rzeczy jak to, żeby tata mnie w końcu docenił czy Sophia się odezwała, ale poza tym przecież mam wspaniałych przyjaciół, pracę którą kocham. — przerywam na chwilę — No i Corinne. Cholera, Andi. Ja naprawdę ją lubię. Gdybym był młody i głupi to bym nawet powiedział, że ją kocham. Jeszcze z żadną dziewczyną tak nie miałem. — przygryzam wargę — Więc tak, jestem szczęśliwy.

Gdy kończę, Andreas przez chwilę nas czymś myśli, a potem się lekko uśmiecha.

— A Ty? — pytam.

Przez chwilę wydaje się lekko zaskoczony tym pytaniem. Tak jakby nie mógł uwierzyć, że kogoś interesuje jego szczęście.

— Raczej tak. — odpowiada krótko — Nieważne. Dobranoc, Stephan.

Znam go na tyle by nie naciskać. Od czasu, gdy podzielił się ze mną swoim sekretem, wydaje się trochę szczęśliwszy. Tak jakby spadł z niego ogromny ciężar. A jeżeli coś jeszcze go męczy, to jestem pewny, że w końcu mi o tym powie. Jak będzie gotowy.

*
Po przebudzeniu następnego dnia, pierwszym co widzę jest twarz Andiego. Miewałem już gorsze widoki z rana. Chłopak nic nie robi sobie z budzika, który dzwoni i słodko śpi tuż obok mnie. Ten to ma twardy sen. Wyłączam urządzenie i ziewając podnoszę się do pozycji siedzącej. Skoro budzik nie zadziałał to ja muszę obudzić blondyna. Nie ma nic złego w tym, że zrobię to trochę wcześniej niż potrzeba. Jeżeli nie dotrze na trening na czas to Horngacher zabije nas wszystkich. A potem będzie kazał biegać karne kółka. Przynajmniej tak zawsze robił Polakom, z tego co mi Piotrek opowiadał. Nie, dziękuję. Nachylam się nad jego uchem i jak najgłośniej umiem krzyczę.

— Zaspaliśmy na trening!

I okej. To może nie był jeden z moich najlepszych pomysłów. Przekonuje się o tym, gdy chwilę później chłopak spanikowany się podnosi przez co zderzamy się głowami. Nie ma to jak zacząć dzień od nowych siniakow.

— Ała, czy ty jesteś normalny? — chwyta najbliżej leżąca poduszkę i rzuca nią we mnie. Uwielbia to robić, obrywam z takiej średnio trzy razy w tygodniu.

— Za dużo czasu z Tobą spędzam by być normalny.

Wellinger prycha i rozmasowując sobie obolałe miejsce na głowie ponownie się kładzie. Kiedyś mu wręczę nagrodę dla najbardziej leniwego człowieka we wszechświecie.

— Która godzina tak naprawdę? — blondyn mruczy i zabiera mi z kolan tą poduszkę, którą wcześniej we mnie rzucił. Jak głowę na czymś trzeba położyć to już nie robi za narzędzie zbrodni. Patrzę na hotelowy zegarek, który pokazuje, że mamy jeszcze ponad godzinę czasu do dziewiątej. Andi musiał się pomylić i ustawić budzik o pół godziny za szybko. Zawsze on to robi jako pierwszą rzecz w momencie, gdy wchodzimy do nowych pokoi po przyjeździe.

— Dwadzieścia minut do ósmej. — informuje go — Księżniczka może sobie jeszcze poleżeć.

W odpowiedzi dostaje tylko środkowy palec skierowany w moją stronę. Ja sam wstaje. Nie lubię marnować czasu i leżeć długo w łóżku. Naprawdę rzadko zdarzają się dni, gdy tak robię. Zabieram się za częściowe rozpakowanie rzeczy. Wolę mieć wszystko poukładane, bo wtedy łatwiej mi się czegokolwiek szuka niż przywracając kupę ciuchów w walizce dziesięć razy. W momencie, gdy wkładam moje koszulki do szafy, słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Chwytam telefon i uśmiecham się szeroko widząc jej treść.

"U Ciebie jest chyba rano, a ja właśnie idę spać więc dobranoc i miłego dnia, Steph xx"

Corinna wczoraj wieczorem miała wyjść na miasto z koleżankami i najwidoczniej mocno jej się ta impreza przedłużyła. A tak się zapierała, że nigdzie nie chce wychodzić.

"Śpij dobrze, Cori."

Przestań się szczerzyć do telefonu, bo to trochę dziwne. — słyszę głos Andreasa.

I w momencie jak wypowiada te słowa, zauważam jeden szczegół, który sprawia że poważnieje. Według mojego telefonu zostało dziesięć minut do dziewiątej.

— O cholera. Andreas, zaraz dziewiąta. — mówię spanikowany.

— Co? — blondyn podnosi głowę.

W momencie, gdy chce mu zacząć tłumaczyć po krótkim puknieciu w drzwi, do naszego pokoju wchodzi Karl.

— A wy jeszcze nie gotowi? — pyta zdziwiony widząc nasz stan.

— Według zegarka hotelowego jest dopiero przed ósmą. — wskazuje na urządzenie.

— Spóźniają się o godzinę. — uświadamia mnie Geiger — Zaczynamy trening za niecałe dziesięć minut.

Nigdy jeszcze nie widziałem Andreasa Wellingera tak szybko wybiegającego z łóżka.

_________

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now