4. strand

850 103 32
                                    

Dzisiejszy dzień póki co był naprawdę dobry. Zacząłem go od przebiegnięciu pięciu kilometrów wzdłuż plaży, a potem dałem z siebie wszystko podczas treningu na siłowni. Nawet trener mnie pochwalił, a ja doceniam każdy jego komplement skierowany w moją stronę. Kiedy więc krótko po szesnastej rzucam się na swoje łóżko, jedyne o czym marzę to by do jutra z niego nie wstawać.

— Stephaaaaaaan. — słyszę znajomy głos i czuje uginające się łóżko za moimi plecami.

— Nie.

Znam ten ton doskonale. Andreas czegoś ode mnie chce, a mi niekoniecznie chce się spełniać teraz jego zachcianki.

— Ale Stephaaaan. — dźga mnie, a ja powstrzymuje się przed tym żeby to nie uderzyć — Bądź dobrym przyjacielem i chodź ze mną na plażę.

Wzdycham głośno i odwracam się w jego stronę. Zapewne bym kazał mu wyciągnąć Markusa, Richarda albo Karla, ale akurat wszyscy poszli na obiad, który my zjedliśmy już wcześniej. Jest jeszcze Constantin, ale on wspominał mi parę minut temu, że planuje skorzystać z okazji i się trochę pouczyć. Mógłbym także po prostu go olać, ale blondyn pewnie i tak nie da mi spokoju. Przeklinam pod nosem i podnoszę się do pozycji siedzącej.

— Dlaczego ja się z Tobą przyjaźnie? — pytam wzdychając głośno.

— Łatwe pytanie. — wzrusza ramionami i wstaje z szerokim uśmiechem na ustach — Bo jestem świetny.

— Tak, tak. - mruczę — Lepszego człowieka na tym świecie nie ma.

Przed wyjściem zmieniam jeszcze spodenki na takie w których będę mógł się kąpać. Dzisiaj jest straszny upał, więc skoro już mnie tam zaciąga to się trochę ochłodzę. I tak miałem w planach później kąpiel w basenie. Tym razem na plażę docieramy dwa razy szybciej niż ostatnio. Ja mam słabą orientację w terenie, ale na szczęście Wellinger zapamiętał w którą stronę musimy iść. Tak jak myślałem, znajduje się na niej dużo ludzi. Kiedyś strasznie nie lubiłem tłumów, ale moja praca sprawiła, że się do nich przyzwyczaiłem.

— Chodź, znajdziemy sobie miejscówkę koło tego dużego baru. — proponuje Andreas — Chętnie wypije sobie jakieś piwko.

-— Ale to dopiero jak wyjdziemy z wody. — kieruje się we wspomnianym kierunku — Nie będę Cię ratował jak zaczniesz się topić pijany.

— Pijany po jednym piwie to chyba bywasz tylko ty. — blondyn wywraca oczami — Ale niech Ci będzie, tato.

Kładziemy ręczniki w jednym z niewielu wolnych miejsc na ziemi i idziemy się kąpać. Woda początkowo wydaje się lodowata, ale nie przeszkadza mi to w szybkim zanurzeniu się. Gorzej idzie Wellingerowi, który stanął w niej do kolan i ze skrzywioną miną zastanawia się czy iść dalej.

— Nie bądź pizda. — śmieję się — Przecież w Rosji w minusowej temperaturze się kąpałeś.

— A potem byłem przed dwa tygodnie chory. — burczy — Błędy młodości.

W końcu widząc moje wymowne spojrzenie wchodzi głębiej. Pomagam mu w tym, chlapiąc na niego potężną porcją wody. Nie jest to może najlepszy pomysł, bo chwilę później zaczynamy się wzajemnie chlapać, przepychając się i śmiejąc przy tym głośno. Zapewne ludzie wokół mają nas za niedorozwiniętych dzieciaków. Ale to nic dziwnego, naszą kadrę już nieraz tak nazywano. W końcu zaczyna nam brakować siły i robi się zimno, więc wychodzimy. Niby to ciepła, hiszpańska wyspa, ale wciąż mamy środek października.

— To było orzeźwiające. — stwierdza Andreas siadając na swój ręcznik i owijając się moim.

— Ty chyba sobie jaja robisz. — kładę ręce na biodrach i patrzę na niego jak na idiotę.

— Gorący chłopak z Ciebie, nie wiem po co Ci ręcznik. — śmieje się, ale zrzuca materiał z siebie i podaje mi. Jego mina jednak poważnieje, gdy dostrzega coś za mną.

— Co jest? — pytam i odwracam się w tamtym kierunku.

Początkowo nie zauważam nic nadzwyczajnego. Dopiero po chwili dostrzegam dwie znajome sylwetki idące brzegiem morza i żywo o czymś dyskutujące. Nagle czuje niewytłumaczalne podekscytowanie na myśl o spotkaniu z brunetką. Te parę nocy temu zainteresowała mnie swoją osobą.

— O to Corinna z siostrą. — zauważam — Możemy iść się przywitać.

— Zdecydowanie nie. — chłopak kręci głową i wstaje — Nie mogą nas zauważyć.

Andreas zaczyna szybko iść w kierunku wyjścia z plaży. Chce się dowiedzieć o co chodzi, ale decyduje się o to zapytać dopiero gdy zwalniamy tempo na wolniejsze, przemierzając już spokojnie jedną z uliczek.

— Tłumacz się. — unoszę brwi.

Domyśliłem się już, że zapewne coś przeskrobał, podczas pierwszej nocy naszego pobytu tutaj i dlatego teraz unika swojej blond koleżanki jak ognia. A szkoda, bo ja bardzo chętnie bym zamienił parę słów z jej siostrą.

— Dałem jej numer telefonu do pizzerii. — mruczy.

— A co ona nie lubi pizzy i chce Cię za to zabić czy co? Bo nadal nie wiem czemu uciekasz.

— No bo dałem jej ten numer i powiedziałem, że to do mnie. — wzrusza ramionami — Nie mam ochoty się teraz z tego tłumaczyć.

— A nie prościej było jej po prostu powiedzieć, że nie jesteś nią zainteresowany? — pytam krzyżując ręce.

— Jak się całowaliśmy to wyglądałem na zainteresowanego.

Kręcę głową z niedowierzaniem. Jego podejścia to kobiet to ja nigdy nie zrozumiem. Jest zdania, że "jeszcze się taka nie urodziła, co by go usidliła" i bardzo chętnie korzysta z wolności. Ja rozumiem, że chce się tylko bawić, ale nie podoba mi się, że często robi im nadzieję, a potem nic z tego nie wychodzi. Już parę razy nawet z nim o tym rozmawiałem, ale zawsze kończyło się stwierdzeniem że wyolbrzymiam. Cóż, więcej nie będę próbował. Zostaje mi mieć tylko nadzieję, że kiedyś w końcu znajdzie taką dziewczynę dla której straci głowę. Blondyn zauważa moją poważną minę i z jakiegoś powodu zadaje bardzo głupie pytanie.

— Zaraz... Ty chyba nie jesteś zainteresowany na poważnie tą Corinną? — pyta.

— Co? — parskam — Mam jeden dramat miłosny w Niemczech, nie potrzebuje więcej.

Osoba Corinny przeszła mi przez myśl od naszego spotkania więcej razy niż prawdopodobnie powinna, ale już się pogodziłem z tym, że więcej jej nie zobaczę. Naprawdę miło się mi z nią rozmawiało, ale to skoki są dla mnie na pierwszym miejscu i nie chce żadnego rozpraszania. Zwłaszcza teraz, gdy za miesiąc zaczyna się kolejny sezon. Mam nadzieję, że najlepszy w mojej karierze.

— To dobrze. — stwierdza Wellinger — Bo już się bałem, że Stephanek się zauroczył.

— Nazwij mnie jeszcze raz Stephankiem to zauroczysz się w tej kostce brukowej, z którą załatwię Ci bliskie spotkanie.

Chłopak unosi ręce w geście kapitulacyjnym, a ja kręcę głowa z szerokim uśmiechem na ustach. Debil.

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now