67. Zemsta jest słodka!

4.3K 426 441
                                    


Harry

*****

- Na pewno nie ma rodziców w domu? - zapytał Louis, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby mężczyźni mieli zaraz wyskoczyć z szafy czy spod łóżka.

- Na pewno, kochanie - zapewniłem rozbawiony, całując jego odkryty brzuch.

Zawsze narzekał, że jest gruby, ale ja nie widziałem tam żadnego zbędnego tłuszczu. Kochałem Louisa takim, jakim był. Kochałem jego brzuszek, jego drobne dłonie i zmarszczki, które tworzyły się przy oczach, kiedy szczerze się uśmiechał. To był mój Louis. Mój kochany-prawie-mąż.

- W porządku - westchnął. - Kontynuuj.

Uśmiechnąłem się łobuzersko i zacząłem tworzyć malinkę na jego obojczyku. Zdążyłem zrobić już dwie, lecz wiedziałem, że na tych się nie skończy. Uwielbiałem oznaczać szatyna, by każdy wiedział, że jest mój. I może to niedorzeczne, skoro nikt inny oprócz mnie nie będzie zaglądał szatynowi pod bluzkę. Widoczne będą jedynie malinki na szyi. Louis nienawidził, gdy przesadzałem z ich ilością.

Kiedyś podczas śniadania Liam zażartował, że chłopaki zachorowali na jakąś  niezwykle uciążliwą odmianę ospy. Zayn nie wyglądał wcale lepiej od Louisa, chociaż brunet starał się jak mógł, by zakryć ślady po tym, co działo się w nocy. Tamtej nocy rzekomo mieli zostać w firmie i dokończyć projekt, a dopiero rano dowiedzieliśmy się, co ich tam zatrzymało. I wcale nie narzekaliśmy, gdyż dzięki temu my mieliśmy dom cały dla siebie.

- Dawno tego nie robiliśmy, musisz się rozluźnić, skarbie - powiedziałem, kontynuując obsypywanie ciała drobnymi pocałunkami.

Jedną ręką opierałem się o materac tuż przy policzku szatyna, a wolną dłonią ogrzewałem lubrykant. Zawsze w tych sprawach byłem delikatny i nigdy się nie spieszyliśmy. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zrobił szatynowi krzywdę. Wiedziałem, jaki był wrażliwy.

Nasz pierwszy raz odbył się pewnej wtorkowej nocy. Po raz kolejny mieliśmy wolną chatę i postanowiliśmy spróbować. Oczywiście zanim taki pomysł zrodził się w naszych głowach, trochę eksperymentowaliśmy. To ja byłem tym, który pierwszy raz zrobił mu loda czy obciągnął pod prysznicem. Louis był skrzywdzony przez swoich kolegów, więc zanim zdobył się na odwagę by mi się zrewanżować (wcale tego nie wymagałem) minęło sporo czasu. Z czasem jednak przekonał się, że jest to jedynie przyjemność, nie ból czy upokorzenie. Myślę, że nawet to polubił. Wtorkowa noc była bardzo udana. Louis okropnie się stresował, lecz nie chciał się wycofać. Zanim udało mu się zrelaksować, minęła godzina. To była godzina pełna zapewnień miłości i opowiadania głupich historyjek z naszego dzieciństwa. Uspokoiło to Louisa i sprawiło, że nie był tak spięty. Dopiero wtedy przeszliśmy do dalszych działań.

- Mogę? - zapytałem teraz, palcami kreśląc okręgi przy jego wejściu.

- Tak - odparł. - Czekaliśmy cały dzień na to, więc się nie pytaj, tylko działaj.

- Tak jest panie poruczniku, przyjąłem rozkaz - zaśmiałem się, wsuwając pierwszy palec.

- Masz jakieś fetysze? Nie jesteśmy w wojsku, Hazz - przewrócił oczami - Inaczej budziłbym cię przed szóstą i kazał chodzić bez koszulki.

- Dlaczego? - zapytałem, składając pocałunki na jego torsie. - Lubisz oglądać mnie nago?

- Lubię zachwycać się twoimi tatuażami -  powiedział, głośno wzdychając, gdy dodałem kolejny z palców, krzyżując je w jego wnętrzu.

Już od samego przygotowania Louis był twardy i stawał się głośniejszy. Z jego ust wychodziły jęki i ciche sapanie. Wypychał w moją stronę biodra, by lepiej poczuć moje palce. Jeszcze chwila i zastępie je czymś innym. Idealnie go sobą wypełnię.

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz