63. Nie obmacuj mnie!

4.4K 451 313
                                    


Harry

*****

- Zdałem, słyszysz? Zdałem, Hazz! - zawołał głośno Louis, wręcz wybiegając z klasy.

Wstałem z ławki, na której siedziałem już od kilkudziesięciu minut. Musiałem czekać na Lou, aż skończy pisać, a potem aż pani Hopes sprawdzi jego pracę. Byłem tej kobiecie niezmiernie wdzięczny za to, że pozwoliła Lou napisać egzamin w tym terminie. Poprawki były przewidziane na kiedy indziej, ale wziąwszy pod uwagę  ostatnie okoliczności, udało się dziś. Nie chciałem, aby chłopak spotkał się z kimkolwiek z klasy. Wśród tych osób nadal krążył filmik z akcji w łazience. Już był co prawda usunięty, ale znając młodzież ktoś zrobił kopię. Liczyło się dla mnie dobro Louisa, jego szczęście. A teraz szeroki uśmiech mówił sam za siebie.

- Zaparowały jej okulary? - zaśmiałem się, zgarniając chłopaka w swoje ramiona, kiedy na mnie wpadł.

- I to jak! - zarechotał.  - Dziękuję, że sobie nie poszedłeś, że zaczekałeś.

- Przecież mieliśmy iść na spacer, zapomniałeś? Wiedziałem, że zdasz ten egzamin, dlatego założyłem wygodne botki. Idziemy?

Szatyn energicznie pokiwał głową. Wystawiłem w jego kierunku dłoń. Spojrzał się na nią, po chwili szybko ją chwytając. Mocno ścisnął, jakby bał się, że się rozmyślę. Uśmiechnąłem się lekko na to, jak delikatnie się zarumienił. Gdybym wcześniej wiedział, że takie rzeczy powodują rumieńce, częściej bym to wykorzystywał.

- Co powiesz na spacer po parku? Jest tu niedaleko szkoły.

- Tam jest zbyt dużo ludzi, może im się nie spodobać...

- To jest nasz spacer, Lou. Mam gdzieś to, czy ktoś będzie krzywo się patrzył i kręcił nosem. Ludzie niech sobie gadają, dla mnie to ty jesteś ważny i tylko na tobie będę się skupiać.

Zatrzymałem się na chwilę, by skraść mu pocałunek. To spowodowało krwistoczerwone plamy na jego policzkach. Zawstydzanie Lou to będzie moja rzecz. Mógłbym to robić codziennie. Przy każdym złączeniu naszych warg czułem przyjemne ciepło w brzuchu. Zapewne to były te przysłowiowe ,,motyle w brzuchu". Było to ciekawe doświadczenie, gdyż przedtem tego nie czułem.

Gdy teraz tak o tym pomyślałem, Matthew był dla mnie bardziej jak dobry przyjaciel z korzyściami. Głównie to obaj czerpaliśmy korzyści z mieszkania razem i spędzania wspólnych nocy, ale to nie było nic niezwykłego. Nie miał w sobie tego, czego szukałem u drugiej osoby. Początkowe zauroczenie powoli mijało i byliśmy chyba ze sobą głównie z przyzwyczajenia.

- Pośpiesz się, Harold - powiedział rzeczowym tonem, poganiając mnie. - Mamy jeszcze obejrzeć film, zanim Ziam wróci.

- Pewnie i tak zostaną po pracy, mamy dom cały dla siebie - mruknąłem, starając się brzmieć kusząco.

- Nawet o tym nie myśl, Hazz - odparł, kręcąc głową. - Na razie jesteś na etapie  ubiegania się o moje względy.

- Jesteś nieznośny - zaśmiałem się.

Potarłem kciukiem wierzch jego dłoni i powoli zaczęliśmy spacerować. Pomimo słów Lou, nie spieszyliśmy się. Mijane osoby rzucały ciekawskie spojrzenia, lecz nikt nie powiedział o nas jako parze, złego słowa. Nie kryliśmy się przed światem. Razem stawialiśmy mu czoła.

- Harry? - odezwał się po dłuższej ciszy chłopak. - Hazz... zobacz.

Oderwałem spojrzenie od twarzy szatyna i spojrzałem w kierunku jego wyciągniętej dłoni. Na coś wskazywał. Z początku myślałem, że czymś się wystraszył, że spotkał kogoś znajomego, ale nie. Miał inny powód.

- Och Lou... - uśmiechnąłem się rozczulony jego miną.

- Ja naprawdę chcę, proszę, Hazz. Zasłużyłem!

- Niech ci będzie - odparłem, przewracając rozbawiony oczami. - Ciasteczkowe i czekoladowe?

- Nadal pamiętasz...

- Oczywiście, Lou - powiedziałem, ściskając mocniej dłoń, by na mnie spojrzał. - Chodźmy sprawdzić, czy mają takie smaki.

Szatyn pokiwał głową w zgodzie i wręcz pociągnął mnie do sprzedawcy lodów. Kupiliśmy po rożku i z zadowoleniem skierowaliśmy się na dalszy spacer. Wciąż trzymałem mniejszą dłoń w tej swojej. Pasowała tak idealnie do mojej. Dlaczego wcześniej nie dostrzegałem takich szczegółów?

- Wracamy już? Nogi mnie bolą - zaczął marudzić szatyn.

- To ty uparłeś się, aby wybrać się dalej, marudo.

- Tak, ale...

Zatrzymałem się, lekko się nachylając, będąc plecami do niego. Odwróciłem tylko głowę, by go widzieć.

- Wsiadaj.

- Co? Nie, ja... - zaczął zmieszany.

- To dla mnie nie problem. Zapewne jesteś lekki jak piórko - powiedziałem.

- Tęskniłem za tym! - zawołał radośnie i wskoczył mi na plecy, nogami oplatając mnie w pasie.

Cicho stęknąłem z nagłego ciężaru, jaki zwalił mi się na plecy. Jednak nie narzekałem. Był z pewnością lżejszy od Granda. Swoje dłonie ulokowałem teraz na pośladkach młodszego i uśmiechnąłem się zadowolony.

- Nie obmacuj mnie! - zawołał.

- Uspokój się, tylko cię trzymam - mruknąłem. - Nie puść bąka. Jako dziecko zawsze mi tak robiłeś, kiedy cię nosiłem.

- Po prostu włączałem dodatkowe dopalacze - powiedział niewzruszony.

Zamachnął się ręką i klepnął mnie po tyłku, poganiając do szybszego chodu. 

- Przeginasz, Lewis. Stanowczo przeginasz...

><><

Witajcie, kadeci!

Kto jutro do szkoły/pracy? :<

Miłego wieczoru x

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz