41.

984 124 38
                                    

- I co tym sądzisz? – zapytałem Freitaga.

- Nie mamy wielkiego wyboru Domen.

- A jak oni nas jeszcze bardziej znienawidzą?

- Bardziej się chyba nie da.

- Ej! Nie ty będziesz musiał żyć z wściekłym Peterem pod jednym dachem po zakończeniu sezonu.

- Jeśli nic nie zrobimy, to już na starcie przegraliśmy. A jeśli spróbujemy – mamy szansę 50/50.

- Boże. – usiadłem na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Czułem się jakbym podejmował decyzję dotyczącą życia i śmierci, jakby to na moich barkach spoczywał cały świat. Bycie dorosłym jest jednak chujowe. – Potrzebuję się napić.

- Taaa, i skończyć jak Kraft na pierwszym noworocznym konkursie.

Mimowolnie się uśmiechnąłem. Ten to jednak umie poprawić mi humor. Czasem.

- Czyli co robimy? – zapytał Niemiec po dłuższej chwili.

- To co poradziła Mina. To nasza ostatnia deska ratunku. A tonący brzytwy się chwyta.

- Cóż za górnolotne podsumowania Domen. Stajesz się coraz większą drama queen.

Spojrzałem na niego z byka.

- Uważaj. – syknąłem. – Bo powiem wszystkim, że to ty stoisz za zamknięciem Procha, listami Lellingera oraz planem porwania Ryoyu. I że zmusiłeś mnie do trzymania buzi na kłódkę.

- Jezus, dzieciaku. Zapłacę każdemu kto kiedykolwiek z tobą wytrzyma.

__________________________

- Próbowałeś gadać z Kamilem? – zapytałem Żyłę, kiedy w końcu udaje mi się go dorwać na osobności.

- Próbowałem to dobre określenie. – jeśli Żyła jest markotny, to znaczy że jest w chuj źle. – Zaczął się na mnie wydzierać tak, jak jeszcze nigdy, przysięgam, nawet Horngacher wpadł zobaczyć co się dzieje. Powiedział że jesteśmy bandą debili, a on o najstarszym Prevcu nie chce nawet słyszeć, bo on jest jeszcze gorszym debilem. I że jak tylko mnie z Wami zobaczy, to załatwi że następnym razem to ja połknę kostkę od kibla.

Kurwa, Peter coś ty narobił?

Jeśli Kamil krzyczy to znaczy że jest bardzo źle.

Jakiś czas później opowiedziałem wszystko Freitagowi, który pomimo pozornej maski spokoju, również był poddenerwowany. Mimo to, ciągle twierdził że powinnyśmy wdrożyć nasz plan. Już gorzej być nie mogło. Ewentualnie jakby Peter zaczął odstawiać cyrki polecę do trenera na skargę. Albo do mamy.

- Kiedy przeprowadzimy ostatni etap planu? – zapytał Richard, kiedy po raz kolejny tego dnia spotkaliśmy się u mnie pod nieobecność Petera. To brzmi okropnie, jak z jakiejś taniej amerykańskiej komedii dla nastolatek, ale niestety – tak to wyglądało. Nie żebym tego chciał.

- Myślałem o kolacji. Ostatniego dnia na MŚ. Po ceremonii medalowej już.

- Okej. A jakieś konkrety?

- No wiesz, wszyscy już przybyli, nałożyli sobie jedzonko, gwar trochę cichnie, bo jedzą i nagle ja wstaję, delikatnie stukam łyżeczką w szklankę i mówię „czy mogę prosić państwa o uwagę?" i zaczynam.

- Masz jakąś przygotowaną mowę?

- Nieee, będę jechał na spontanie, wtedy wychodzi najlepiej. Jeszcze zapomnę przemowy i zacznę się jąkać.

- To będzie prawie jak w kościele. – zamyślił się Freitag.

- Dlaczego akurat jak w kościele?

- No wiesz na ślubie. – mój wzrok powiedział mu jednak dosyć dobitnie, że nie wiedziałem, więc kontynuował. – Przychodzi ta kwestia co ksiądz mówi „jeśli ktoś ma coś przeciwko to niech zabierze głos teraz lub zamilknie na wieki" czy jakoś tak, i ty nagle wbijasz z takim „nie zgadzam się!"

- Nadal się nie rozumiem. – stwierdziłem. – Żaden z nich nie bierze na całe szczęście ślubu. Boże, wtedy naprawdę musiałbym to zrobić. Aż to sobie wyobraziłem. Aż się zestresowałem.

- Ale to będzie coś w tym guście Domi. I nie masz powodu do obaw.

- Oprócz tego, że mogę skończyć z głową w kiblu. Albo nie wysadzą mnie na siku podczas drogi.

- Boże Domen, nie widziałem większego panikarza od ciebie.

- To sam to zrób.

- Mogę ci pomóc. Na przykład popukać łyżeczką w szklankę za ciebie.

Dlaczego akurat on musiał mi się wpierdzielić do tego planu?

Ach, tak. Sam do niego poszedłem.

I coś czuję, że będę musiał długo się jeszcze z nim męczyć.

- Ziemia do Domena. – Niemiec zaczął machać mi ręką przed oczami. – Zamierzasz tak tu usypiać na siedząco?

- Mam dość. – rzuciłem się na poduszki. – Chcę spać. Długo.

- To zasuwaj do siebie. Nie zamierzam cię potem odnosić do pokoju.

Kładąc się do łóżka już u siebie w pokoju i czekając aż Peter wyjdzie z łazienki (od ponad 10 minut siedział tam gadając z kimś przez telefon, kij wie z kim) myślałem tylko o tym jak bardzo marzę o odpoczynku. Od wszystkiego. Chociaż myślałem to za dużo powiedziane, bo byłem tak padnięty, że raz na jakiś czas wybijała się jakaś jasna, ostra myśl, która nie pozwalała całkowicie zasnąć. W pewnym momencie mój zestresowany umysł jednak odpłynął.

________________

Jeśli po pojawieniu się nowej sesji Petera (a takowa się zbliża) nie dodam jakiegoś rozdziału, to wiedzcie że umarłam.

Nie żebym to robiła przy każdym jego zdjęciu.

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

With a little help from my friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz