6.

1.1K 127 25
                                    


Musiałem zmodyfikować nieco mój plan.

Ogarnięcie tej całej hołoty wcale nie jest takie proste, dlatego trzeba to robić partiami. Na pierwszy ogień idzie jednak Lellinger, pomimo całej miłości do mojego rodzonego brata. Naprawdę nie wiem sam co może pomóc w przypadku Petera.

Natomiast Leyhe i Wellinger.... Oboje są strasznymi romantykami, więc nabiorą się bez problemu na mój plan. Trzeba tylko w spokoju napisać i wydrukować kolejne listy. To wydaje się być bardzo proste, ale i tu pojawia się przeszkoda. Zawsze jak zaczynam brać się do roboty jakimś cudem ta dwójka, czyt. Kamil i Peter materializują się w naszym pokoju. Teraz zaczynam żałować, że wziąłem pokój z tym kretynem. Ale z drugiej strony.... Ten przynajmniej jest zajęty Polakiem, więc nie czuję się zmuszony do prowadzenia rozmowy. Staram się jednak być o wiele milszy niż byłem do tej pory. W końcu robiąc dobre wrażenie jako rodzina Petera sprawię, że sam Pero będzie lepiej postrzegany w oczach Kamila. Chociaż jeśli mam być szczery, to lepiej się już chyba nie da.

- Herbaty? – proponuję, kiedy oboje wracają z treningu do pokoju. To znaczy Peter wraca, a Kamil po prostu przychodzi jak do siebie. Jedyne co robi we własnym pokoju to chyba śpi, chociaż możliwe to też się niedługo zmieni.

- A jak chcesz zrobić tę herbatę Domen? – Peter unosi wysoko brwi, ściągając kurtkę i buty.

- Mama mi dała elektryczny czajnik. – mówię, wyciągając urządzenie z walizki. Peter już otwiera buzię, aby coś powiedzieć, ale chyba jest w zbyt dużym szoku, natomiast Kamil oficjalnie wybucha śmiechem.

Patrzcie jakim jestem idealnym bratem.

- Idę nastawić wodę. – wstaję, po czym dreptam do kuchni po jakąś lepszą wodę niż łazienkowa kranówa. W międzyczasie słyszę jeszcze głos Petera:

- On mnie chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać.

Nawet nie wiesz braciszku jak bardzo masz rację.

Schodząc do kuchni wpadam na moje pierwsze ofiary, czyli Andreasa i Stephana, którzy robią sobie kanapki. Oho, czas powiedzieć Schusterowi że obżerają się przed kolacją. Stephan, który o dziwo zawsze jest tym bardziej milczącym nawija o czymś po niemiecku, nie jestem jednak w stanie powiedzieć o czym, bo rozpoznaje tylko pojedyncze słowa, natomiast Andreas, ta wielka papla, jest dziwnie milcząca. Czyli dostał mój-nie-mój list. Świetnie.

Nastawiam wodę i biorę kubki ze stojącej nieopodal szafki. Oczywiście udaję pochłoniętego tą jakże interesującą czynnością, jednak bacznie obserwuję dwójkę Niemców. Uśmiecham się pod nosem kiedy widzę jak Andreas non-stop wpatruje się w Stephana podejrzanym wzrokiem. Haha, mój plan działa. Jeszcze kilka takich listów... i znając Wellingera na pewno w końcu się wygada to Leyhe. I w końcu będzie happy end. Aż muszę się powstrzymać aby nie podśpiewywać z radości pod nosem.

Zalewam herbatę i już chcę wracać na górę, po czym właśnie ogarniam jedną rzecz: mam tylko dwie ręce. Nie zabiorę się z tym wszystkim. Ale... nic straconego.

- Andreas! – wołam.

Chłopak wygląda jakby dopiero co zauważył moją obecność w kuchni.

- Coś się stało Domen?

- Możesz mi pomóc? – przybieram minę zbitego psa. – Zaraz tu wrócisz tylko muszę zanieść picie Kamilowi i mojemu bratu a się nie zabiorę.

- Ohh tak, jasne. – Wellinger mówi coś po Leyhe po niemiecku, po czym od razu mi pomaga.

Nie myślcie sobie, że to przypadek.

Ta sytuacja ma drugie dno.


______________________________

No powiem Wam że Domen to ma pomysły.... aż strach się bać :D

Jeśli przeczytałeś - zachęcam do zostawienia gwiazdki!

Ola

With a little help from my friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz