3. Świadek, czy podejrzana?

10 1 0
                                    

Powoli kierowałem się w stronę swojego biura, które dzieliłem wraz z śledczym i sekretarką. Czułem się pusty. To przesłuchanie powinno podsunąć mi jakiś trop, a póki co, jeszcze bardziej pokomplikowało tę beznadziejną sytuację. Nie wiedziałem nic. Wszechogarniająca pustka coraz mocniej zaciskała się wokół mnie, a ja miałem wrażenie jakbym zaczynał mieć niemiłe obawy, iż tej sprawy nie wykonam dobrze. Mogłem się tylko domyślać, jaki będzie koniec. Nie miałem pojęcia dlaczego myślałem tak pesymistycznie, gdy przesłuchałem dopiero jedną osobę. Nigdy tak nie reagowałem. Zazwyczaj byłem neutralnie nastawiony i nic nie zdradzałem. Tym razem jednak było inaczej, co nie umknęło uwadze śledczemu.

– Męcząca sprawa? – zapytał delikatnie.
– Nie tyle co męcząca, bo przecież dopiero ją zaczynamy, a raczej niepokojąca. Niech śledczy nie pomyśli o mnie źle, bo wiem, że wszystko wskazuje na niego, a w zasadzie nie wszystko, bo tylko brak alibi, niby nic, ale zdaję sobie sprawę, że to wystarczające, jeśli nie znajdzie się żadnych dowodów przeczących jego winy... – wziąłem głęboki oddech – Jestem pewny, że to nie on.
– Na jakiej podstawie? – tego pytania się obawiałem. Przystanęliśmy na środku pustego korytarza.
– Wyczytałem to w jego oczach? –  powiedziałem, a raczej zapytałem zażenowany, uśmiechając się jak głupek. Zdawałem sobie sprawę jak to zabrzmiało, a wzrok śledczego jeszcze bardziej uświadomił mnie, iż postradałem zmysły. Przymknąłem oczy przyjmując do świadomości swoją głupotę, która właśnie sięgała zenitu. Usłyszałem ciężkie westchnienie od strony pana Hayes'a, przez co było mi jeszcze bardziej wstyd.
– To znaczy?
– No bo rozumie pan, w oczach można zobaczyć wszystko... – zacząłem swój słowotok, mający na celu obronienie mnie, ale co najwyżej mogłem jeszcze bardziej się upokorzyć.
– Dobrze, załóżmy, że panu wierzę. Ale sąd panu nie uwierzy, bo nie jest to logiczne. Jesteśmy w miejscu – rozejrzał się po korytarzu – gdzie wszystko musi być udokumentowane na papierze i przede wszystkim! Logiczne! Nie wygrałby pan tego w sądzie.
– Wiem o tym – przetarłem rękoma twarz, po czym ponownie ruszyłem – teraz chciałbym przesłuchać dziennikarkę.
– Mogę zadać pytanie? – na moje skinięcie kontynuował – Dlaczego nie zaczął pan, tak jak zawsze, od ofiary?
– W tym przypadku odczułem potrzebę przesłuchania podejrzanego... Nie wiem dlaczego. Po prostu czułem, że tak trzeba.
– Dobrze, postaram się, aby pani Martha zjawiła się tutaj jeszcze dzisiaj.
– Dziękuję.

Siadając przy biurku automatycznie wyciągnąłem kartkę, po czym zacząłem pisać potrzebne mi rzeczy.

ŚWIADEK - MARTHA ONILL

Czy zna pani Charlesa Clarka osobiście?
• Jak znalazła się pani przy domu ofiary?
• Dlaczego weszła pani do domu, zamiast poczekać na przyjazd straży pożarnej?
• Co pani robiła przed dwudziestą pierwszą?

Starannie zapisywałem pytania, które mógłbym zadać dziennikarce. Nie wiedziałem, jak może się zachować, ponieważ dziennikarzy jeszcze nie miałem okazji przesłuchiwać. Mimochodem usłyszałem pisk pracownic na myśl poznania Marthy. Zadziwiające, ma wśród ludzi wielu zwolenników. Domyślam się, że jej stacja jest bardzo dumna z posiadania takiej ,,zdobyczy". Mnie osobiście było obojętne kim była, liczyło się tylko to, że była związana z tą sprawą.

– Czyli tak? – zapytałem, gdy do pomieszczenia wszedł śledczy, na co uśmiechnięty kiwnął głową – Dziękuję. Daje pan z siebie wszystko, to niesamowite.
– To jest moja praca.

~*~

Kobieta siedziała już w sali przesłuchań. Korzystając z okazji, że pan Hayes jeszcze się przygotowywał, przyglądałem się kobiecie. Miała piękne, delikatne rysy twarzy. Włosy koloru brązu okalały jej twarz,  dodając uroku. Nerwowo zagryzała usta, co raz biorąc głębszy oddech i przy okazji przymykając oczy. Dlaczego stresowała się przesłuchaniem? Przecież zeznaje jako świadek... No chyba, że jednak coś ukrywa.
Gdy w końcu przyszedł pan Hayes, mogliśmy przystąpić do przesłuchiwania dziennikarki. Ponownie wszedłem do tego samego pomieszczenia, w którym jeszcze niedawno siedział podejrzany. Teraz na krześle siedziała drobna dziewczyna. Możliwe, że przewidziało mi się, ale dałbym rękę uciąć, iż w jej oku pojawił się błysk na mój widok. Przecież się nie znamy. Zielone oczy patrzyły na mnie w skupieniu, a ja skanowałem dokładnie twarz świadka. To zadziwiające, że w tak małej osóbce może być tak dużo odwagi... Z letargu wyrwało mnie odchrząknięcie. Niemal natychmiast spuściłem wzrok na krzesło, na którym chwilę później usiadłem. Położyłem przed sobą notes i długopis, po czym swój wzrok ponownie skierowałem w stronę Marthy. Wyraźnie przyglądała się moim ruchom, jakby chcąc się czegoś o mnie dowiedzieć wyłącznie z mowy ciała. Nie czułem się jednak spięty, zdenerwowany, czy szczęśliwy, gdy zdała sobie z tego sprawę wyraźnie się zdziwiła, jednak niemalże natychmiast pozbyła się tej mimiki, zastępując uśmiechem.

Toksyczna Trucizna ✓ZAKOŃCZONE✓Where stories live. Discover now