2. Alibi, a raczej jego brak

10 1 0
                                    

GŁÓWNY PODEJRZANY - MICHAEL STILINSKY

• Skąd zna pan Charlesa Clarka?
Nie ma pan z nim przyjaznych stosunków, dlaczego?
• Co robił pan wczoraj, w okolicach godziny dwudziestej pierwszej?

Ze skupieniem przyglądałem się pytaniom. Oblizałem usta, po czym zerknąłem na siedzącego już w środku Michaela. Czekałem jeszcze na śledczego i mogłem rozpoczynać przesłuchanie. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Z zeznań, które złożył na policji, wynikało, iż nie miał konkretnego alibi, które mógłby potwierdzić ktoś jeszcze. To stawiało go w złym świetle, ale nie mogłem z góry założyć, że to właśnie on jest sprawcą. Tak na dobrą sprawę były to tylko spekulacje. Duży wpływ na moje zdanie często ma głos przesłuchiwanego. Jeśli jest zbyt pewny, albo zbyt niepewny, znaczy, że kłamie. W zasadzie jedni są bardziej przewidywalni, a drudzy mniej. Dzięki pracy z tak dużą ilością osób, coraz łatwiej wykryć mi prawdę. Samo zachowanie osoby składającej fałszywe zeznania, albo chociażby sam wzrok... Nie istnieje na tym świecie doskonały kłamca, który nie zdradzi się. Każdy ma pewien tik nerwowy, ale jedni pokazują go bardziej, a drudzy mniej. Ja zawsze staram się skupić na zachowaniu, by takowy tik wykryć.

Moje przemyślenia przerwał pan Hayes, który wszedł właśnie do pomieszczenia.

– Możemy zaczynać – powiedział z uśmiechem, na co kiwnąłem głową i ruszyłem do pokoju przesłuchań.

Pomieszczenie było ciemne, ściany całkiem puste, jedynie jedna z nich zawierała szkło, w którym odbijała się moja sylwetka. Było to lustro weneckie. Z tej strony nic nie widziałem, ale wiedziałem, że był tam śledczy, nagrywający naszą rozmowę. Na środku tego pokoju stał niewielki stolik, a przy nim dwa krzesła. Na jednym z nich siedział główny podejrzany - Michael Stilinsky. Usiadłem na przeciw przesłuchiwanego i westchnąłem. Nie mam pojęcia czy głośno czy cicho. To nie tak, że ta sprawa mnie przerastała. Po prostu nie wiedziałem czego się spodziewać po tej osobie. Zacząłem od pierwszego pytania na mojej kartce.

– Skąd zna pan Charlesa Clarka?
– Chodziliśmy razem do szkoły. Potem kontakt nam się urwał i po jakichś pięciu latach na krótki moment byliśmy sąsiadami.
– Czy w jakiś sposób panu wadził? – na moje słowa nieco się spiął.
– Nie, dlaczego? – wyraźnie kłamał, pomimo, iż jego głos brzmiał pewnie. Jego postawa kompletnie temu przeczyła.
– Wszedł na pana teren? Pobiliście się w przeszłości? – zapytałem znudzony, na co ten odwrócił wzrok – Powiedz prawdę, nie mam ochoty tracić czasu na kłamstwa! – uderzyłem dłońmi o stolik jednocześnie wstając, pokazałem mu swoją irytację, co miało sprawić, że zacznie gadać. Pomimo, że mogło to wyglądać na atak złości, byłem kompletnie spokojny. Przecież rozmowa dopiero się zaczęła. Chłopak skulił się na mój ,,wybuch", a w jego oczach zobaczyłem przerażenie.
– To... – jego głos nie brzmiał już tak pewnie jak wcześniej, jednak gdy zdał sobie sprawę, że pokazuje swoją słabość, natychmiast odchrząknął – Myślę, że nie powinno mieć to wpływu na sprawę.

Westchnąłem, nie otrzymując satysfakcjonującej odpowiedzi. Usiadłem na miejsce i spojrzałem szatynowi w oczy. Pomimo, że teraz panował nad głosem, jego chwila słabości pokazała mi, na co mam zwracać uwagę. Jego zachowanie, czasami go nie kontrolował, ale wyraźnie starał się ograniczyć niektóre ruchy. Prawdopodobnie znał swoje tiki nerwowe i chciał je powstrzymać. Jednak nie przewidział tego, że oczy zdradzają go w zupełności. Jak to się mówi ,,oczy są zwierciadłem duszy". Jego niebieskie,  zdradzały wszystkie emocje kryjące się w tym człowieku. Ale znałem też to spojrzenie, które uporczywie starał ze mną utrzymać, co wyraźnie sprawiało mu kłopot. Jeszcze rano, takie oczy patrzyły na mnie z wyrzutem. Roześmiałem się, co kompletnie mężczyznę zdezorientowało.

– Dziewczyna – sapnąłem – no przecież... – jego oczy były niczym monety.
– Skąd... – nie wiedziałem, czy był bardziej przerażony, czy zaskoczony. Może jedno i drugie.
– Lepiej mów, a nie zastanawiasz się skąd – powiedziałem zniecierpliwiony.

Przestałem używać zwrotu grzecznościowego. Już dawno zaobserwowałem, jak wpływa na przesłuchiwanych zwracanie się na ,,Ty". Raz się zapomniałem w przepływie złości i nie użyłem słowa ,, pan", facet wtedy powiedział wszystko. To naprawdę ciekawe, jak takie szczegóły wpływają na ludzką psychikę. Pomimo takiej informacji, zachowałem ją dla siebie, nie zważając że mogła być pomocna dla wielu ludzi... Ale też nie każdy jest w stanie to stwierdzić. Mam na myśli, czy na daną osobę to działa. Zawsze zaczynam od zwrotów grzecznościowych, wyzbywam się ich w trakcie złości, lub po prostu sztucznego wybuchu, by przestraszyć. Pracowałem z taką ilością ludzi, że zacząłem zauważać wiele sytuacji, w których mózg reaguje w sposób inny, niż właściciel by chciał. Mają na to wpływ szczególnie czynniki zewnętrzne. Jeśli na przesłuchiwanym jest wywierana presja, ten stresuje się, a stres niejednokrotnie sprawia przyznanie prawdy. Są też ludzie, na których takie triki nie działają. Wtedy trzeba szukać innego sposobu.

– W liceum była pewna dziewczyna – przyznał po chwili milczenia – szalałem za nią i w końcu udało mi się. Odważyłem się i zostaliśmy parą. Kilka dni później... Zobaczyłem, jak całuje się z Charlesem. Gdy z nią zrywałem, oczekiwałem skruchy z jej strony, ale ona jak gdyby nigdy nic stwierdziła, że sama chciała to zrobić, bo zakochała się w kimś innym. Serce mi pękło i wiedziałem, że Clark będzie już moim wrogiem numer jeden.

Był zdenerwowany, gdy opowiadał to zdarzenie. Jednak pomimo tak wielu negatywnych emocji zawartych w jego słowach, oczy pokazywały jak bardzo było mu przykro.
Byłem młodym prokuratorem. Moi doświadczeni koledzy mogliby uznać, że jestem łatwowierny, ale byłem przekonany o niewinności człowieka siedzącego przede mną. Pomimo braku alibi. Wierzyłem, że to nie on odważył się zrobić tak duży krok, by chcieć odebrać życie, człowiekowi, który zabrał jego ukochaną. To był ból, ale nie aż tak dużego stopnia, by podjąć się tego wyzwania. Przetarłem oczy.

– Co robiłeś wczoraj, w okolicach godziny dwudziestej pierwszej? – zadałem kolejne pytanie z kartki.
– Mówiłem to już policji. Nie mam dobrego alibi, bo nikt nie może tego potwierdzić, ale cały wieczór przesiedziałem w domu. Nigdzie nie wychodziłem, a o pożarze dowiedziałem się z telewizji. Nawet nie wiedziałem o kogo chodzi, ta informacja została podana mi na komisariacie. To śmieszne, że podejrzewają mnie, z powodu złych stosunków z ofiarą.
– Jesteś najbardziej prawdopodobnym sprawcą, bo jak sam powiedziałeś, nie masz dobrego alibi, a miłością się nie darzycie.
– Tak samo policja nie ma żadnych dowodów na moją osobę, które mogłyby mnie obciążyć.
– Tak samo nie mają niczego, co mogłoby cię uniewinnić.
– Myślę, że znalazłby się ktoś, kto ma mniejsze alibi niż ja – mruknął z wyraźnym jadem.
– Co masz na myśli? – zainteresowałem się wypowiedzianymi przez mężczyznę słowami.
– Kogo zamierzacie przesłuchać? – zapytał wymijająco.
– Nie mogę ci udzielić takich informacji. Zdradzę ci jednak, że policja póki co, przesłuchała trzy osoby.
– Razem ze mną? – kiwnąłem głową – Radzę zainteresować się znajomymi Charlesa.
– Dlaczego uważasz, że mogliby mieć coś wspólnego z tą sprawą? – coraz bardziej intrygował mnie ten człowiek.
– Podejrzane osoby – wzruszył ramionami – warto zajrzeć do ich kartoteki, może będzie to miało jakieś znaczenie. Niestety dla siebie nie mam ratunku, bo tego dnia byłem tak zmęczony, że po powrocie od przyjaciela niemalże od razu zasnąłem.
– Od przyjaciela?
– Nicholas Park, może pan z nim porozmawiać. Nawet mogę dać numer i adres – pokiwałem głową i zacząłem zapisywać wspomniane przez niego informacje.

Myślę, że Nicholas nie trafi aż tutaj, to nie jest konieczne. Przejadę się do jego mieszkania, gdy będę miał czas.

Kolejne kilka minut rozmowy nie wniosło nic nowego. Jednak pomimo jego braku alibi, coś w głębi mnie podpowiadało, że to nie jest odpowiednia osoba.

Toksyczna Trucizna ✓ZAKOŃCZONE✓Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora