Rozdział 23

1.5K 167 76
                                    

Perspektywa Marshalla

- Pomocy! - krzyknąłem głośno, maksymalnie przykładając policzek do zimnych krat. - Szybko!

Władca spojrzał na mnie pytająco, wciąż siedząc na podłodze. Stwierdziłem, iż wygląda na tyle marnie, że nie muszę go zaznajamiać z moim planem tylko po to, by usłyszeć, że jest on dziecinnie głupi. Tak więc ponowiłem wołanie, dopóki nie usłyszałem głośnego tupania po lodowej posadzce.

- Książę umiera! No zróbcie coś! - skłamałem w momencie, gdy strażnicy podbiegli do krat. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie przekrwionym, malinowych oczu, by rzucili się do zamka i zaczęli wpychać do niego klucz na siłę.

Uśmiechnąłem się w duchu, patrząc jak jeden z nich wbiega do celi. Drugi zaś stanął w drzwiach i z nieco większą ostrożnością spójrzał mi w oczy.

W tym momencie przybrałem mroczną postać. Źrenice zmniejszyły mi się prawie maksymalnie, ciało pokryła krótka sierść, a paznokcie wydłużyły się o pięć centymetrów. Bez ostrzeżenia ruszyłem w jego kierunku. Twarz mężczyzny zbladła, a z jego ust wyleciało krótkie: "Uważaj!" Przez chwilę wyglądał tak, jakby wydawało mu się, że ma jeszcze szansę na ucieczkę. Chwycił za rękojeść miecza.

Jednak w chwili, gdy już miałem zadać mu śmiertelny cios, czyjaś duża dłoń wylądowała na jego łysej głowie. Strażnik zamarł. Momentalnie ujął się ogniem i zaczął wrzeszczeć z dzikim wyrazem twarzy. Cóż... Spłonięcie żywcem nie było najlżejszą z możliwych śmierci. Po kilku sekundach rozleciał się w proch na naszych oczach. Z ciężkim sercem przeniosłem spojrzenie w stronę wejścia.

- Ale suuuuper! - zawołał damski głos, który tak doskonale znałem. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, przybierając normalną formę.

Po chwili zza drzwi wychyliła się głowa Fiony oraz Cake. Zanim zdążyłem zapytać o cokolwiek, dziewczyna rzuciła mi się na szyję, wtulając głowę w moją klatkę piersiową.

- Jezu, Marshall, nic ci nie jest! - szepnęła w momencie, gdy Książę Ognia podpalił drugiego ze strażników.

Wyraz twarzy byłego władcy Słodkiego Królestwa był bezcenny zważywszy na to, że ogień prawie otarł się o jego nogi.

- Co wy tu robicie? - spytałem miło zaskoczony z takiego obrotu spraw.

- Chcieliśmy ci pomóc - oznajmiła Cake, wskakując mi na lewe ramię. - W końcu nie poradziłbyś sobie z całym wojskiem Lodowej Królowej.

Uśmiechnąłem sie ze wzruszenia, czochrając kotkę po małej główce.

Fiona prędko podbiegła do byłego władcy, pomagając mu podnieść się z ziemi.

- Już wszystko w porządku, musimy się tylko stąd wydostać - pocieszyła mężczyznę.

- Widzieliście Gumballa? - pytanie, które zadał mi ognistowłosy sprawiło, że uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy, a ulga, którą odczuwałem diametralnie przemieniła się w poddenerwowanie.

- Gumball tu jest? - spytałem, a moje mięśnie maksymalnie się spięły.


- Wyruszył kilka godzin przed nami...

Jak to wyruszył? Przecież oni go zabiją! Nie ma z nimi szans! Czemu musieliśmy się pokłócić?! Od początku trzeba było zostać i go przypilnować! Bo Gumball był jak dziecko, jeśli sobie coś postanowił, to dążył do tego za wszelką cenę!

A co, jeśli się domyśli? (Gumlee)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz