Odcinek 1

66 3 3
                                    

Na Hawajach świeciło letnie słońce. W kościele na obrzeżach wyspy odbywał się właśnie ślub. Wszyscy mieli wrażenie, że pogoda cieszy się wraz z młodymi.
KB: Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.
Carol H pocałował swoją wybrankę i razem z Holly stwierdzili, że mogliby już stać tak zawsze, ale jako, że byli w kościele postanowili się powstrzymać. Wszyscy goście otoczyli młodą parę, by złożyć im najszczersze gratulacje. Carol V odbierał prezenty od swojego kumpla jak na prawdziwego świadka przystało. Po chwili zobaczył w oddali swojego ojca Leona, który ściskał się z Diegiem.
CV: Boże co on tu robi?
CH: Kto?
CV: Ojciec.
CH: Że wujek Leon? No jak to co tu robi, był przecież zaproszony.
CV: Sorry Carol, ale ja stąd spadam. Widzimy się w aucie.
Verdas wyleciał z kościoła. Do Hernandeza podszedł Hardin.
Har: Gdzie Carol?
CH: Wyszedł.
Har: Mówiłem, że będzie okropnym starostą.
CH: Grunt, że kumplem jest dobrym.
Har: Ta. Trzeba go jakoś usprawiedliwić.
Hardin popatrzył na Holly, która przeszczęśliwa odbierała życzenia od swojej rodziny.
Har: Stary nadal nie wierzę, że wyrwałeś taką damulkę. Chyba też tu się przeprowadzę. Te Hawajki są takie gorące.
Carol nie wiedział co ma powiedzieć.
Parę minut później pod kościołem:
Liam: No szwagier, jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
CH: Tak dzięki.
Carol wszedł do samochodu.
Hol: Twoja rodzina jest cudowna.
CH: Teraz to również twoja rodzina żono moja.
Carol złapał Holly za rękę i uśmiechnęli się do siebie.
Har: Dobra gołąbeczki oszczędzajcie energię na zabawę do białego rana, a uwierzcie mi, gdy ja tam wbiję na ten parkiet to będziecie konkurować ze mną o tytuł króla imprezy.
CV: Chociaż raz mógłbyś sobie odpuścić. Dziś to oni mają święto.
Har: Ja mam swoje święto codziennie.
Oli: Możemy już jechać? Przez tę ciążę mój organizm nie funkcjonuje tak, jak powinien.
Har: Jasne jasne jedziemy.
Hardin odpalił samochód i wcisnął sprzęgło, ale nic to nie dało. Spróbował jeszcze raz, ale ponownie nic się nie wydarzyło.
Har: O jej, co to się tu stało.
CV: Co znowu?
Har: Nie chce odpalić.
Hol: Jak to nie chce odpalić?!
CH: Spokojnie, przecież nic się nie dzieje.
Hol: Przecież to może być zły omen.
Oli: Holly nie mów, że wierzysz w takie brednie.
CV: No właśnie, nic się nie dzieje. Pewnie to on nie umie się posługiwać samochodem.
Har: Czy ty myślisz, że ja jestem ułomny?! Jak jakiś ułom?!
CV: Tak właśnie myślę, pokaż mi to.
Carol wcisnął sprzęgło.
Har: I co teraz powiesz?
CV: Dobra poddaję się, to wina auta.
Hol: Fantastycznie.
CH: Przecież da się to jakoś wyjaśnić.
Tymczasem goście pod kościołem zastanawiali się czemu samochód jeszcze nie odjechał.
Cami: Czy oni nie powinni już odjechać?
D: Powinni.
Liam spojrzał na samochód, a potem zaklupał Hardinowi w szybę. Po chwili chłopak ją opuścił.
Liam: Co się dzieje młody?
Har: Ten grat nie chce zapalić, a mamy tutaj na pokładzie niewiastę, która wierzy w przesądy i no wiesz.
Liam: Rozumiem, ciężka sprawa. Pomogę wam.
Liam podszedł do auta i próbował je dźwignąć. Diego był zniesmaczony tą sytuacją.
D: Co on robi?
Adelina popatrzyła na wybranka swojego serca i nie wiedziała co ma powiedzieć.
Ade: Jedźmy już lepiej na salę tato.
Po paru nieudanych próbach zapalenia i podniesienia samochód nadal nie ruszył, więc państwo młodzi wraz ze świadkami i Hardinem udali się na salę ślubną busami wraz z gośćmi. Holly nadal traktowała całą tą sytuację jako zły omen, który w przyszłości miał przekreślić jej szczęście z Carolem, mimo że mąż zapewniał ją o swojej miłości na każdym kroku. Po wspólnym toaście do panny młodej podeszła Olivia, która czuła się osamotniona, bo Verdas zamknął się w kiblu uciekając przed ojcem.
Oli: Hej Holly nadal się nie uspokoiłaś?
Hol: Jak mam być spokojna Olivia? Rozwaliło się nam auto.
Oli: Przecież to nie koniec świata kobieto.
Hol: Może na co dzień nie, ale w dniu ślubu już tak.
Oli: Och proszę przestań. Typowe zrządzenie losu. Zamiast cieszyć się weselem będziesz się zadręczać, jak jakaś staruszka. Dziewczyno Carol cię kocha. Nieba by ci uchylił.
Hol: Może masz rację. Nie powinnam tak przeżywać. A gdzie twój Carol?
Oli: Nawet mi nie przypominaj o tym dupku.
Za Olivią pojawił się Verdas.
CV: Wołałaś mnie?
Oli: A wiesz, że tak?
CV: Coś się stało?
Oli: Chyba powinnam zapytać ciebie.
CV: Czemu mnie?
Oli: Bo to nie ja się zamykam w łazience bez powodu.
CV: A to. Wiesz, to jest dość długa i śmieszna historia.
L: Carol synu w końcu cię widzę.
Carol zamarł. Olivia wywróciła oczami i poszła do stolika państwa młodych, gdzie kieliszki rozlewał Hardin ledwo trzymający się na nogach.
Liam: To jest dopiero słaba głowa.
Har: Hej mała. Ale cię dużo.
Oli: Jesteś pijany. Lepiej już nie pij.
Har: Ja dopiero zaczynam.
CH: Nie no Hardin weź już przystopuj.
Har: Ja tu jestem królem imprezy. Wyginam śmiało ciało.
Do stolika wróciła Adelina. Popatrzyła na Hardina ze zdziwieniem.
Ade: Co on robi?
Liam: Myślę, że śmiało wygina ciało.
Tymczasem Carol nadal stał zszokowany.
L: Nie przywitasz się z ojcem?
Carol odwrócił się i zobaczył Leona.
CV: O tata. Cześć.
Na salę wszedł wodzirej dzisiejszej imprezy.
DJ: A teraz nadszedł czas, na który każdy czekał. Pora by panna młoda z grona panien wyłoniła kolejną szczęściarę rzucając bukietem.
Holly uśmiechnęła się, zabrała bukiet i wyszła na środek sali. Przed nią ustawiły się wszystkie panny. Olivia, która wcale nie miała ochoty brać udziału w tym teatrzyku została wepchnięta na sam środek.
Hol: Rzucam!
Wszyscy zaczęli piszczeć, a Holly wzięła zamach i rzuciła za siebie bukietem, który wpadł prosto w ręce Olivii. Pech chciał, że dziewczynie w tym samym momencie odeszły wody. Zamarła z bukietem w ręce. Holly odwróciła się i widząc przerażenie na twarzy przyjaciółki sama się przestraszyła.
Oli: Carol! Ja rodzę.
Verdas bez słowa zostawił Leona i podbiegł do Olivii.
CV: Że co robisz?
Oli: Rodzę ty głupku!
Z tłumu wyleciał Kai.
Kai: Boże moja córka rodzi, ludzie zróbcie coś!
Har: Ej DJ puść tam jakiś kawałek.
CV: Olivia nie martw się. Już jedziemy do szpitala.
Do Carola podszedł Leon.
L: Gdzie ty chcesz jechać?
CV: Do szpitala.
L: Ale po co ty tam?
CV: To moje.
L: Co?!
CV: Potem pogadamy tato. Chodź Olivia jedziemy. Tylko proszę cię nie urodź mi w aucie.
Kai: Jadę z wami.
Kai i Carol wyprowadzili Olivię z sali.
L: Ja też jadę!
Leon też wybiegł z sali. Do zdezorientowanej Holly podszedł Hernandez.
Hol: Carol ja muszę...
CH: Olivia sobie poradzi Holly. Naprawdę będzie lepiej jak zostaniemy. Nie możemy uciec z własnego wesela.
Hol: Ale...
CH: Jest silna, da radę.
Parę godzin później:
Har: Te pan młody. Chluśniem bo uśniem.
Liam: No, wódka stygnie. Człowiek nie wielbłąd, pić musi.
Har: A pan się z nami napije? Ja to jestem prawie jak rodzina.
Lex: Po jednym chyba mogę.
Kala: Nawet nie próbuj. Wiesz ile tu będzie roboty? Sama tego wszystkiego nie będę targać.
Har: Robota to głupota, picie to jest życie.
Hernandez pokręcił głową widząc swojego rozpitego kumpla i przytulił się do Holly.
Hol: Nie uważasz, że to zbyt długo trwa?
CH: Poród zazwyczaj trwa długo.
Hol: Biedna Olivia. To dla niej zupełna nowość.
Po chwili na salę wszedł zadowolony z życia Verdas. Holly widząc go zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła do niego. Jej tropem poszedł Hernandez.
Hol: Carol! I co?! Jak?!
CV: Dziewczynka! Zdrowa! Cały tata!
CH: No stary gratulacje! Teraz to się musimy napić!
Carol V wyciągnął telefon i zaczął chwalić się zdjęciami swojego dziecka.
Hol: Matko jaka cudowna.
CH: Co na to wujek Leon?
CV: A on. W sumie nie wiem. Mało mnie on obchodzi. Ale chyba był zadowolony.
CH: Wybiegł stąd dość zaskoczony.
CV: A nie wiem. Teraz najważniejsza jest Carolinka. Prawda, że cudowne imię? Po tatusiu.
Przyjaciele wrócili do świętowania.

Hawaje 35 ObsesjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz