johnlock - "i'm nothing without you, sherlock"

3.1K 134 19
                                    

Sherlock siedział spokojnie w swoim fotelu z dłońmi ułożonymi w tak zwaną piramidę, czekając na pojawienie się Johna.

Jego twarz przyozdabiał fioletowy siniak, umiejscowiony tuż pod lewym okiem. Oddychał powoli, ponieważ każdy, najmniejszy ruch sprawiał mu ból — miał mocno poobijane żebra, na szczęście raczej nie połamane. Mimo tego na jego ustach gościł mały, zadowolony uśmiech. Oczy miał delikatnie przymknięte.

John był bezpieczny. Tylko to się liczyło.

John i Rosie. — Dodał po chwili.

Po śmierci Mary za priorytet, za swój główny cel, za świętość postawił sobie bezpieczeństwo Johna i jego córki. Wcześniej obiecał chronić ich trójkę — niestety, obietnicy tej nie dotrzymał. Mary nie żyła i to, według Holmesa, było jego wina. Nie było dnia, żeby nie obwiniał się o tą całą tragedię i mimo iż John już dawno mu wybaczył i, przede wszystkim, nie obwiniał Sherlocka, jego myśli cały czas powracały do tamtego pamiętnego dnia, analizując dokładnie sytuację i wymyślając przeróżne scenariusze tego, jak to wszystko mogłoby się wtedy potoczyć. W każdym z nim pani Watson wciąż żyła.

Kiedy usłyszał dochodzący z dołu hałas, powoli uchylił powieki, spoglądając w kierunku drzwi.

Krótka rozmowa z panią Hudson, cichy śmiech, kroki na schodach, gaworzenie Rosie, chwila zawahania, zanim złapie za klamkę i otworzy drzwi.

Sherlock przybrał kamienny wyraz twarzy, kiedy John spojrzał na niego, skinął głową na powitanie i uśmiechnął się.

— To już wszystko? — Zapytał, ruchem głowy pokazując na torbę, przewieszoną na ramieniu mężczyzny.

John niedawno postanowił wrócić na Baker Street, oczywiście wcześniej kilka razy upewniając się, że Sherlock nie ma nic przeciwko — teraz dołączyła do nich Rosie i, cóż, mężczyzna musiałby trochę zmienić swoje zwyczaje. Holmes zgodził się bez zastanowienia, cieszył się, że Watson chce wrócić. Jeśli ten dłużej by z tym zwlekał, sam miał zamiar mu to zaproponować.

— Tak. Ostatnie zabawki Rosie — odparł, zsuwając torbę z ramienia, a następnie postawił córeczkę na ziemi i rozebrał ją. Dziewczynka od razu pobiegła do swoich zabawek, śmiejąc się uroczo. John przez chwilę obserwował ją, potem jednak przeniósł swój wzrok na Sherlocka. Mężczyzna widział jego niezadowoloną minę, lecz postanowił udawać, że nie wie o co chodzi.

— Ma bardzo dużo zabawek.

— Gdzieś ty znowu był, Sherlock? — Zapytał, starając się, żeby jego głos brzmiał spokojnie.

Nie był to pierwszy raz, kiedy widział mężczyznę w takim stanie i mimo iż zawsze starał się to ignorować, kiedy Holmes mówił mu, że to nic takiego i nie ma się co niepotrzebnie martwić, teraz po prostu miał tego dość. Chciał wiedzieć co się wokół niego dzieje, Sherlock jednak wykluczał go z każdego śledztwa, mówiąc iż teraz musi zająć się córką.

— Nigdzie...

— Sam sobie to zrobiłeś? — Przerwał mu, siadając na drugim fotelu, ani na moment nie odrywając wzroku od ciemnowłosego.

— John, już ci mówiłem, że nie ma o czym mówić. Sprawy w których ostatnio uczestniczę są nieco bardziej skomplikowane i...

— I ty myślisz, że ja ci wierzę?

— Powinieneś.

— Nie. Nie wierzę ci, Sherlock. Coś przede mną ukrywasz i chcę widzieć co. — Uniósł nieco głos, lecz szybko się opanował, kiedy jego wzrok powędrował w stronę Rosie. — Sherlock, do cholery, mam prawo się martwić. Mam prawo i będę to robił, ponieważ straciłem już Mary i naprawdę nie widzi mi się strata drugiej i teraz jedynej najbliższej mi osoby. Oprócz ciebie i Rosie tak naprawdę nie mam nikogo. Więc, proszę cię, nie denerwuj mnie, nie dawaj mi kolejnych powodów do zmartwień i powiedz co się dzieje — zakończył, wzdychając cicho.

Be your own anchor || One-shots Where stories live. Discover now