Prolog

14.2K 614 1K
                                    

Po zarwanej nocy, Harry marzy jedynie o jedzeniu, piciu i zapaleniu papierosa. Związuje brązowe loki w koka i wchodzi do niewielkiego sklepu, gdzie oprócz niego i znudzonego sprzedawcy nie ma żywej duszy. Chwyta z półek drożdżówkę i butelkę wody, po czym kieruje się do kasy. Kiedy kładzie na ladzie swoje zakupy i prosi kasjera po paczkę Lucky Strike, staje za nim szatyn, którego wcześniej nie zauważył w sklepie. Otwiera portfel i widzi, że ma jedynie dwa funty.

- Jednak wezmę tylko wodę - mówi zmieszany i zawstydzony, po czym płaci, zgarnia butelkę z blatu i wychodzi. Opada na ławkę pod sklepem i bierze łyk wody. Czasami szczerze nienawidzi swojego życia. Ma dosyć zaharowywania się, żeby opłacić studia i wynajęty pokój.

Chwile później siada obok niego chłopak, który stał za nim w kolejce. Szatyn wpatruje się w niego niebieskimi tęczówkami, podając mu drożdżówkę, którą zielonooki zostawił na ladzie. Harry podnosi na niego wzrok, ale nie rusza się.

- Weź, nie otruję cię - śmieje się nieznajomy. Brunet niepewnie wyciąga bułkę z dłoni niebieskookiego. Jest mu wstyd, że znalazł się w sytuacji, kiedy musi brać jedzenie od obcych ludzi.

- Dziękuję - mruczy dziewiętnastolatek, po czym podnosi się z ławki.

- Zaczekaj - słyszy za sobą głos chłopaka. Odwraca się i widzi, że ten wyciąga do niego dłoń, w której trzyma papierosa - nie zbiednieję, jak jednego weźmiesz - dodaje, widząc, że Harry się wacha. Nastolatek przyjmuje papierosa i ponownie dziękuje, po czym odchodzi. Papierosa wsadza do kieszeni płaszcza, a drożdżówkę zjada w drodze, bo wie, że przed nim cały dzień pracy i zajęć na uczelni.

Kiedy Louis wraca do domu, jedyne, o czym marzy to ciepły prysznic i długa drzemka. Jednak od razu po przestąpieniu progu mieszkania, wie, że nie będzie mu to dane zbyt szybko. Przy schodach stoi Blase i patrzy na syna surowym wzrokiem.

- Gdzie byłeś? - Pyta mężczyzna.

- Tu i tam - mruczy szatyn, próbując zdjąć buty - jestem dorosły, nie muszę ci się z niczego tłumaczyć - dodaje chwilę później, po czym kieruje się do kuchni po szklankę wody.

- Jesteś jedynie pełnoletni, do bycia dorosłym trzeba mieć w sobie chociaż trochę odpowiedzialności - odpowiada jego ojciec, udając się za nim.

- Niech ci będzie, ale to nadal nie daje ci prawa, żeby mnie kontrolować - prycha Louis.

- Nie kontroluję cię tylko się martwię. Masz dwadzieścia sześć lat, a zachowujesz się jak głupi licealista - stwierdza Blase - powinieneś już myśleć o przyszłości, o rodzinie. Przecież ty nigdy nie byłeś nawet w poważnym związku, nawet nie wiesz, co to związek - kontynuuje, ale w pewnym momencie syn mu przerywa.

- Jestem w związku - wypala bez zastanowienia - jesteśmy razem od miesiąca, nie znasz go, jest młodszy ode mnie i w piątek przyprowadzę go na obiad, ale nic więcej ci już nie powiem, idę spać - kłamie, po czym wychodzi z pomieszczenia i udaje się pod prysznic. Dopiero, kiedy leży w łóżku, w ciszy swojego pokoju, dociera do niego absurd jego kłamstwa. Do głowy przychodzi mu jedno wyjście z tej sytuacji. Musi znaleźć chłopaka, którego wczoraj spotkał pod sklepem.

Około dwudziestej, Harry wychodzi z mieszkania. Ma dosyć wrzasków, które tam panują i korzystając z tego, że dzisiaj dostał wypłatę, postanawia zrobić niewielkie zakupy w osiedlowym sklepie. Na ławce przed wejściem siedzi chłopak, który poprzedniego ranka kupił mu drożdżówkę. Szatyn podrywa się z miejsca, widząc zielonookiego i zmierza w jego kierunku. Harry nie wie, co ma robić. Rozsądek mówi mu, że powinien uciekać, ale serce czuje, że ten chłopak nie może być zły. Dlatego Styles stoi i czeka na rozwój wydarzeń.

- Hej, jestem Louis - mówi niebieskooki, wyciągając rękę do bruneta.

- Harry - odpowiada, niepewnie ściskając jego dłoń.

- Potrzebujesz pieniędzy? - Pyta Louis, na co Harry marszczy brwi.

- Tak, trochę - mruczy, wciąż nie rozumiejąc, o co chodzi.

- Super, bo ja potrzebuję chłopaka - odpowiada niebieskooki, kompletnie zaskakując bruneta - chodzi o to, żeby od czasu do czasu odegrać szopkę przed moim ojcem, który wierzy, że jestem w poważnym związku - tłumaczy, a Styles czuje się jeszcze bardziej skołowany niż na początku.

- Ale po co? - Dopytuje.

- Żeby ojciec przestał się czepiać, że jestem nieodpowiedzialny i niedojrzały - szatyn przewraca oczami - proponuję trzy tysiące miesięcznie, wchodzisz w to? - dodaje, a Harry'emu błyszczą oczy, kiedy słyszy podaną przez niego kwotę. Ta propozycja wydaje mu się szalona, ale perspektywa dodatkowych pieniędzy jest dla niego zbyt kusząca.

- Niech będzie - wzdycha, na co Louis szeroko się uśmiecha.

- Super, napisz mi swój numer konta i numer telefonu to przeleje ci pieniądze i napiszę ci, gdzie i kiedy masz przyjechać na spotkanie z moim tatuśkiem - mówi Tomlinson, podając brunetowi komórkę z otwartym notatnikiem. Harry zapisuje szybko swoje imię i nazwisko oraz dwa ciągi liczb, po czym oddaje szatynowi urządzenie. Louis żegna się z nim i rusza w stronę swojego samochodu.

Dopiero teraz, kiedy stoi sam na środku chodnika, do Harry'ego dociera, na co się zgodził. Czuje, że to kompletne szaleństwo, ale nie może się wycofać. Te trzy tysiące rozwiążą wszystkie jego problemy. Już nie będzie musiał wyliczać każdego grosza, żeby tylko wystarczyło mu do pierwszego.

Dla niego jest to prosty układ. Poczaruje trochę ojca Louisa, poudaje zakochanego i dostanie za to pieniądze. Nie wie jeszcze, w jakie emocjonalne bagno się wpakował.

Hej.
Mamy prolog i mam nadzieję, że się wam podoba. Pomysł na tę książkę już długo siedział w mojej głowie i w końcu udał mi się to opublikować.
Czekam na wasze odczucia, co do prologu i przypominam o #LuckyStrikeff na twitterze.
Miłego dni kobiet, kobitki.

Lucky Strike ~ Larry StylinsonWhere stories live. Discover now