Dotrzymane tajemnice

41 0 0
                                    

Annabeth Chase przechadzała się ulicami Aten. Jej macocha wraz z ojcem wysłali ją do miasta na jeden dzień w towarzystwie opiekunki. Annabeth doskonale wiedziała, iż dla rodziców najzwyczajniej w świecie się nie liczyła. Pozbyli się jej, by móc w spokoju obchodzić urodziny jej przyrodniego braciszka.

- Wracaj tu natychmiast, złodziejko! -strażnik przepchnął się obok niej, wymachując przy tym swoim mieczem.

- Piper, a kogoż to oni ścigają? - spytała. Jej towarzyszka była młodą dziewczyną o mocnej opaleniznie i pofalowanych włosach, która szybkim ruchem wspięła się na pobliski wóz, aby zobaczyć co się właśnie wydarza.

- Jest to dziewczyna, moja pani. Z daleka widać, że niezłe z niej ziółko.

- PUŚĆ MNIE! - Rozbrzmiał donośny głos dziewczyny. Annabeth wysoko uniosła głowę i pomaszerowała naprzód.

- Zrobić miejsce, księżniczka Aten idzie! - Krzyknęła Piper zeskakując z wozu, by po chwili zacząć przepychać się przed tłum. Ludzie przesunęli się, robiąc im tym samym trochę miejsca, dzięki czemu Annabeth miała sposobność aby przejść.

Strażnik, którego nie rozpoznała, wysoce dzierżył ramię jej rówieśniczki. Owa dama posiadała proste, brązowe włosy i zaskakująco zielone oczy. Odziana była w luźne spodnie oraz białą bluzkę, która falowała nad jej szerokim pasem. Męskie szaty, które nosiła bardzo przemawiały do Annabeth, królewskiej księżniczki.

Niewiasta wyrywała się i krzyczała:

- PUŚĆ MNIE!

- Zrób jak prawi, lecz nie daj jej nawiać - Annabeth zarządziła władczym tonem.

- Tak, psze pani - strażnik uwolnił dziewczę, które kapkę przypominało spłoszonego zwierza.

- Coś gwizdnęła? - zapytała Annabeth.

- Tylko jedno, marne jabłko! - wyrzuciła z siebie.

- Mogłabym rzucić okiem?

Rzuciła jej owoc. Annabeth wytarła jabłko skrawkiem swojej szarej suknii, po czym krytycznie na nie spojrzała.

- Ino to? - spytała strażnika. Skinął głową.

- Miała jakieś siedemset drachm o wartości szlachetnych metali - upierał się, a jego niebieskie oczy iskrzyły się szczerością. Odgarnął brązowe loki z twarzy. Jego rysy wyglądały na elfickie, przez co Annabeth automatycznie stała się co do niego mniej ufna.

- Czy widziałeś, jak je brała?

- Cóż...nie.

- Do jakiego oddziału tak właściwie należysz? - spytała, nagle zmieniając temat. Każdy przeszkolony żołnierz natychmiast odpowie na to pytanie.

- Uh... - potarł swój kark. Dopiero wtedy Annabeth uświadomiła sobie, że był on mniej więcej w jej wieku.

Zanim zdążyła aresztować tych dwóch gagatków, usłyszała wybuch który sprawił, że kilka osób podskoczyło.

Dwóch brązowowłosych młodzieńców kroczyło wzdłuż ulicy, przez całą drogę drąc ze sobą koty.

- Panienko, koniecznie musimy dostać się do możliwie bezpiecznego miejsca! - wrzasnęła Piper, ciągnąc Annabeth z powrotem na teren zamku. Złotowłosa jednak odrzuciła jej ramię.

- Nie pytałam cię o zdanie, Piper - odwróciła się, uświadamiając sobie jednocześnie, że dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu.

- Piper? Piper, gdzie ty do Hadesu-sedesu jesteś?

Niespodziewanie czyjaś ręka zacisnęła się na jej ustach. Cichy głos szepnął jej do ucha:

- Nie martw się, królewno, nic ci nie zrobię...tak długo jak będziesz ze mną współpracować, ma się rozumieć.

Annabeth zadrżała, ale skinęła głową.

- W takim razie, chodźmy - głos należał do jakiegoś jegomościa, który pociągnął ją w zaułek. Po kilku minutach dotarło do niej, że zmierzali do wybrzeża. Kiedy to stało się jasne, trzy pary stóp zatrzymały się wraz porywaczem.

- Kto to jest, Will? - zapytał dziwnie znajomy głos. Annabeth zmarszczyła swoje brwi. To był ten ,,strażnik'' z ulicy! To by oznaczało, że jedna z tych osób była dziewczyną.

Rzeczywiście, chwilę po tym przemówiła.

- Skończ biadolić, Stoll! A co, jak zwieje? Zna przynajmniej jednego z nas. Light nie będzie zadowolony, jeśli do tego dojdzie.

Krew w żyłach Annabeth zlodowaciała. Przecież znała opowieści o piracie imieniem Light. Nikt nigdy nie wiedział kim była ta persona, ani nawet czy ten pirat był mężczyzną czy kobietą. Jeśli ci ludzie dla niego pracowali, to do szczęścia brakowało jej już tylko obola w ustach. Zaczęła się wiercić.

- Na boską ambrozję, Katie! Założę się, że pierwszy oficer nie ma takich zatargów z innymi, a wiesz czemu? Bo nie posiada trzech dzbanów obgadujących kapitana! - ostatnie zdanie gniewnie wysyczał akurat wtedy, gdy jej porywacz poprawił na niej swój uścisk.

- To jest bezużyteczne - chrząknął po chwili, kiedy zdzieliła go łokciem w brzuch.

- Travis, wiesz co masz robić.

Świat Annabeth zrobił się czarny.

Kiedy tylko księżniczka Aten zbudziła się ze spoczynku, dostrzegła, że jest przywiązana do drewnianego słupa szerszego od niej samej. Postanowiła wzrokiem zbadać otoczenie.

Annabeth była na łodzi. Nie, chwila. Nazwać to duże coś łodzią to raczej duże niedopowiedzenie. Ludzie, którzy definitywnie byli piratami chodzili sobie niespiesznie. Muszą wpływać do morza. Jej szare oczy wyłapały dwóch chłopców związanych w pobliżu przedniej części łodzi. Pierwszy z nich miał kręcone włosy w kolorze czekolady i ciemną karnację, choć nie tak ciemną jak Piper. Drugi za to posiadał czarne, roztrzepane włosy, które wchodziły mu do oczu. Nie mogła dostrzec ich barwy, bo była za daleko. Co prawda był opalony, ale nie tak jak chłopak obok.

Dźwięk kaszlu zaraz obok sprawił, że Annabeth zauważyła Piper, która również jak i ona była związana.

- Co się stało? - zapytała swoją opiekunkę.

- Piraci - tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić.

- No proszę, a co my tu mamy? -Annabeth uniosła wzrok, by ujrzeć przed sobą dwoje ludzi.

- Witaj w Zefirus. - powiedzieli jednocześnie, uśmiechając się.

Między nami piratamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz