Rozdział 10.

358 36 6
                                    


"Don't wanna feel another touch

Don't wanna start another fire

Don't wanna know another kiss"

Logan

W sobotę Matthew poinformował mnie o próbie, na którą miałem zawieźć Josephine. Od dwóch dni jej nie widziałem, przez zadania jakie dostałem od mojego zjebanego szefa. Tylko tak byłem w stanie o nim myśleć, jednocześnie czując coraz większą chęć zabicia go. Z przyjemnością ubrudziłbym jego krwią dłonie. I nie miałbym wyrzutów sumienia, bo nigdy ich nie odczuwam.

Przebrałem się w spodnie garniturowe i sięgnąłem po szelki. Nie założyłem zbędnej marynarki. Czułem się dobrze z myślą, że ujrzę Josephine, odwzajemnię jej uśmiech i przypomnę sobie każdą chwilę naszej nocy. Nie byłem romantykiem, nie byłem nawet czuły, ale ona wzbudzała we mnie pozytywne emocje, których nie odczuwałem od lat.

Gotowy poszedłem do samochodu, by zaczekać na Josie. Pojawiła się przed domem wraz z mężem. Zacisnąłem szczękę, widząc jak kładzie dloń na jej plecach, a ona instynktownie prostuje się i spina. Otworzył przed nią drzwi od auta i zaczekał, aż wsiądzie.

– Tylko uważaj – ostrzegł mnie.

– Wiozę skarb, wiem – odparłem, powstrzymując się od kąśliwego komentarza.

– Otóż to.

Wsiadłem do auta, wywracając oczami i jak najszybciej odjechałem spod willi.

– Dzień dobry – powiedziała cicho. – Najpierw do księgarni, potem do parku, a za dwie godziny na próbę.

– Ciebie również miło widzieć. – Odparłem nieco oschle.

Josephine nie odezwała się już.

Zawiozłem ją do ulubionej księgarni. Wyczuwałem dziwny, chłodny dystans między nimi i ani trochę mi się to nie podobało. Josephine nie spojrzała na mnie, nawet gdy wysiadała. Założyła okulary i ruszyła do lokalu, nie czekając na mnie. Zachowywała się tak... inaczej. Ściskając w dłoni kluczyki, poszedłem za nią. Bardzo sprawnie wybrała i kupiła książkę.

– Chcesz kawę? – Spytała, gdy stanęliśmy na chodniku. Nie patrzyła w moją stronę, z uwagą wertowała strony powieści.

– Nie. – Warknąłem. – Chciałbym z tobą porozmawiać – dodałem, wyciągając paczkę papierosów.

– Słucham. – Rozejrzała się i przeszła przez pasy, nie czekając na mnie.

– Kurwa – zakląłem jeszcze bardziej zirytowany.

Odpaliwszy papierosa, poszedłem za nią. Doprawdy dawno nikt mnie tak nie zdenerwował jak ona. Miała do tego niesamowity talent. Nawet Matt przy niej wysiadał.

Usiedliśmy na ławce przy dużej fontannie. Patrzyłem na wodę, licząc, że się uspokoję zanim zacznę mówić. Silą woli zwalczałem gniew, bo nie mogłem wybuchnąć przy Josephine. Nie chciałem jej przerazić. Przy każdym innym tak, ale nie przy niej.

– Masz mi coś do powiedzenia? – Wychrypiałem, strzepując popiół na ziemię. Oparłem łokcie o kolana i spuściłem wzrok na papierosa, obracając go w palcach.

– Nie, właściwie to nie. Powinniśmy rozmawiać tylko formalnie. Proszę, pilnuj cz...

– Przestań pierdolić – przerwałem jej ostro i wbiłem w nią spojrzenie. Zacisnąłem dłoń w pięść. – Masz coś nie tak z pamięcią? Nie pamiętasz z kim ostatnio doszłaś?

Desperado [psycho LT] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz