Rozdział 9.

396 37 11
                                    

Doradzam włączyć muzykę.

Doradzam włączyć muzykę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Logan

Wracając z Seattle, zatrzymałem się na stancji benzynowej. Wiozłem torbę pieniędzy za dwie dziewczyny, które Matt wystawił na sprzedaż. Nie patrzyłem na nich, gdy łzy płynęły po ich policzkach, nie słuchałem, gdy błagały. Zupełnie wyłączony z emocji, oddałem je obie w ręce jakiegoś Turka. I wszystko byłoby dobrze, gdyby jego ludzie nie zaczęli się do mnie przystawiać. Wtedy zrozumiałem, że Turek chciał oszukać Vance'a. Zabrać i dziewczyny, i pieniądze. Dlatego teraz bolała mnie pięść, którą nadwyrężyłem od ciosów. W zasadzie nie tylko sztuki walki użyłem, bo ta gra nigdy nie była czysta. Odjechałem z miejsca spotkania, zostawiając za sobą trzy trupy, które wcześniej były obstawą Turka.

Wysiadłem z auta i zatankowałem. Pogoda była okropna, padało, a miałem do przejechania jeszcze trzy godziny. Nie lubiłem jeździć w deszczu. Zdenerwowany przeszedłem szybkim krokiem do sklepu, żeby zapłacić za paliwo, ale i tak zdążyłem zmoknąć pod mocnymi strugami deszczu. Zirytowany rzuciłem kasjerowi odpowiednią sumę i posłałem mu wrogie spojrzenie, gdy spytał, czy nie potrzebuję płynu do spryskiwaczy. Nie, kurwa, nie potrzebuję.

Miałem wracać do samochodu, gdy zauważyłem automat do gier

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Miałem wracać do samochodu, gdy zauważyłem automat do gier. Stał w rogu, samotnie i jakby wołał mnie do siebie. Zawahałem się, lecz tylko przez moment. Powinienem słucha starych przyjaciół, którzy towarzyszyli mi od lat. Nie mogłem odmówić kolorowym przyciskom i wizji wygranej.

Zagrałem tylko dwa razy i te dwa razy przegrałem. Jeszcze większy gniew rodził się we mnie, więc by nie rozwalić tej diabelskiej maszyny, wyszedłem i odetchnąłem głęboko. Mokre kosmyki włosów przylepiły mi się do czoła, a skórzana kurtka zdążyła przemoknąć, zanim dotarłem do samochodu. Odjechałem ze stacji zirytowany do granic możliwości i wyżyłem się dopiero wtedy, gdy docisnąłem gaz do dechy, mimo śliskich ulic. Złego diabli nie bierze.

To nie był mój dzień, przez co portfel ucierpiał. Zdecydowanie wolałem grać w karty; im bardziej ufałem. Miałem wrażenie, że wtedy mam jakąś kontrolę, że mogę zapanować nad losem. Mogłem manipulować spojrzeniem, mogłem oszukać. Maszyny podłączonej do prądu nie dało się zwodzić.

Desperado [psycho LT] ✔Where stories live. Discover now