-Wszystko da się utopić w alkoholu-

733 36 5
                                    

Ashelynn:

Leżałam na tym jebanym łóżku chyba z dwie godziny, zmęczyło mnie to bardziej niż jakieś najtrudniejsze ćwiczenia fizyczne. Próbowałam nie myśleć o tym co dziś wyczyniła i przeżyć jakoś ten dzień. Wstałam powolnie z łóżka i ruszyłam w stronę pokoju Josha. Zapukałam, lecz jak zwykle nie odpowiedział, więc weszłam bez zapowiedzi.

-Cześć i jak u dziadków? - chciałam porozmawiać o czymś, byle czym ,a by po prostu zająć sobie czymś  czas i nie myśleć tyle, bo to było dobijające.

-Ee.. normalnie? Od kiedy Cię interesują takie rzeczy ? - odpowiedział ze zdziwieniem.

-A tak po prostu się zapytałam, ale nie ważne.

-Nie no dobra, spoko było. Babcia bodajże kazała cię pozdrowić, chyba - zapatrzył się w ścianę.- A ty co robiłaś przez cały dzień?

-AA w sumie to nic ciekawego, byłam do południa w domu a później z Lily w kawiarni i tak dalej, takie babskie spotkanie, wiesz o co chodzi.

-To fajnie? chyba.

Wyszłam z pokoju rzucając mu pożegnalne spojrzenie, nie pomagała mi ta rozmowa, a nie chciałam żeby domyślił się, że jest coś ze mną nie tak. Nie obeszłoby się wtedy bez długiej rozmowy na temat wiadomo jaki, a ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Stwierdziłam, że pójdę na spacer, może świeże powietrze zrobi mi trochę lepiej. Wychodząc powiadomiłam mamę. Deszcz już nie padał, tylko kałuże wyglądały jak rozległe bagna. Poszłam do parku i usiadłam na ławce. Zdziwiłam się gdy ujrzałam znajomą twarz niedaleko, a do tego zbliżającą się do mojej osoby. Była to Lily, podeszła i usiadła obok mnie.

-Hej, nie sądziłam, że Cię tu spotkam - uśmiechnęła się szczerząc jej idealnie białe ząbki.

-No to bardzo prawdopodobne zważając na to, że mieszkam z pięćdziesiąt metrów od tego parku - skrzywiłam się i spojrzałam na trawnik.

-Co jest? - spojrzała mi w twarz i przysunęła się bliżej.

-Miałam zły dzień, he,j, chcesz może dziś u mnie przenocować wiesz, wyjdziemy gdzieś wieczorem, co ty na to ? - już miałam wizję w głowie, jak po prostu wylądujemy na jakiejś imprezie, miałam wielką ochotę zalać się do nieprzytomności, choć wiedziałam, że i tak tego nie zrobię, rzadko tak robiłam.

-O! spoko. Przejdziemy się gdzieś czy coś? - spojrzała na zegarek, była 17.30.

-Co ty na jakąś imprezę ? znasz jakiś fajny klub?

-A widzisz, trafiłaś na dobrą osobę i dobre miejsce, tylko nie mam ubrań.

-Wygrzebię coś z szafy, chodź.

Ruszyłyśmy obie w stronę mojego domu. Oczywiście po wejściu przedstawiłam Mamie Lily, po czym ruszyłyśmy do mojego pokoju. Po dość długim przymierzaniu moich sukienek w końcu coś wybrałyśmy. Lilu ubrała czerwoną sukienkę w wycięciem z przodu i z tyłu, wyglądała w niej o wiele lepiej niż ja, może dlatego, że była bardziej kształtna. Po prostu wyglądała jakby właśnie ściągnięto ją z wybiegu, nie to co ja, ale nie przeszkadzało mi to. Założyła do tego czarne szpilki, a włosy trochę roztrzepała, już wcześniej była pomalowana dość mocno, więc tego nie poprawiała. Ja natomiast ubrałam dość krótką czarną przylegającą sukienkę na długi rękaw z rozcięciem w przodu, które przewiązane było czarnymi sznureczkami, do tego ubrałam czerwone trampki, nie lubiłam szpilek, więc ich nie nosiłam. Włosy spięłam w roztrzepany kok i lekko poprawiłam sobie brwi, nie zamierzałam malować się o wiele mocniej. Wyruszyłyśmy z domu po dwudziestej, trochę nam jednak zeszło. Dziewczyna zaprowadziła nas do lokalu przed którym już była kolejka, na całe szczęście skracała się dość szybko. 

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now