-Co to w ogóle jest miłość-

770 38 10
                                    

{Polecam puścić od początku piosenkę}

Matthew:

Zaprowadziłem ją do tego parku, droga minęła mi kropnie, chciałem jak najszybciej się tam znaleźć i tyle. Dziewczyna chyba w pewnym sensie mnie zrozumiała, lecz także mnie trochę zdenerwowała, poczułem się lżej. Naprawdę, ale to nie było to co chciałam osiągnąć, nie czułem się lepiej, było gorzej, moje serce zaczęło bić szybciej, a ja się tym denerwowałem.

Podaliśmy sobie ręce, czy ona ma zawsze takie lodowate? gdy jej dotknąłem poczułem zimno przedzierające się przez całe moje ciało, nagle nie wiedząc o co chodzi runąłem na ziemie, nie zabolało mnie to. Odruchowo zamknąłem oczy widząc jak dziewczyna leci w moim kierunku. Upadła na mnie, gdy leciała czułem już ten ból całego ciała, naprawdę prawie nic nie poczułem. Zamyśliła się, widziałam, że nie do końca wie co robić.

Nie wiem co sięstało, spojrzała mi w oczy, była taka piękna, jej ciało też. Teraz miałem ochote ją mieć tylko dla siebie, porwać i ją mieć. Chciałem ją.. chciałem zrobić coś głupiego, naprawdę, napewno bym tego żałował. Nigdy nie czułem takiego roztargnienia, ona nagle wstała i uciekła, widziałam jej zrezygnowaną twarz, spanikowała, ja też. Wstałem także szybko. Boże co ja zrobiłem, chyba do końca mi odjebało. Nigdy tego nie powtórzę. 

-------

Gdy wróciłem do domu napisałem do niej, odpisała mi po godzinie. Ciekawe co robiła w tym czasie. Nie czułem się na siłach aby z nią pisać i nawet nie wydawalo mi się, żeby ona tego chciała. Całe szczęście jutro sobie od tego wszystkiego odpocznę i tyle.



Ashelynn:

Obudziłam się o 11 i ruszyłam w spodenkach na dół do kuchni, na stole leżała kartka od mamy najwidoczniej. ,,Jedziemy dziś  z  Josephem  do  dziadków,  nie chcieliśmy Cię  budzić, zaproś  sobie  jakąś koleżankę,  wracamy  jutro". Fajnie w sumie.. miałam i tak zaprosić Lily.  Ubrałam czarne dżinsy z wysokim stanem i krótką czerwoną bluzę z długim rękawem, gdy podniosłam ręce było widać moje rany. Musiałam także zawinąć sobie rękę bandarzem, gdyż za bardzo krwawiła, chyba zrobiłam to głęboko. Teraz dopiero poczułam ogromny głód, zrobiłam naleśniki  zjadłam je z ogromnym apetytem, były serio dobre. Zrobiłam jak zawsze makijaż i spięłam włosy w roztrzepanego koka. Trochę pokrzątałam się po domu i posprzątałam. Byłam bardzo przybita, odechciało mi się zapraszać Lily w tym dniu, nie miałam na to ochoty, musiałam jakoś odreagować, napięcie nadal ze mnie nie zeszło, nigdy tak nie miałam. Cały dzień oglądałam jakieś beznadziejne filmy i myślałam, czy może nie napisać do chłopaka.

Było po dwudziestej drugiej, stwierdziłam ,że pójde nad jezioro, tak sobie. Było już bardzo ciemno, latarnie oświetlały pięknie przedmieścia, którymi aktualnie szłam. Gdy dotarłam usiadłam na pomoście i się oparłam. Jedna łza zaczęła spływać mi z oka. Nie wiem jakim cudem, śledzi mnie czy co ? Nagle usiadł przy mnie Matt. Szybko przetarłam policzek i chrząknęłam udawając, że coś mnie drapie w gardło.

-Cześć - mówił przysiadając koło mnie.

-Co ty tutaj robisz o tej godzinie? - pytałam.

-A ty? - zapytał cicho wpatrując się w wodę.

-Siedzę - powiedziałam stanowczo, naprawdę małam zły chumor. Lecz teraz czułam się lepiej, to chyba nie mozliwe aby się w nim.. to nie możliwe.

-W takim razie ja też siedzę - lekko się usmiechnął.

Przez chwilę panowała cisza, było słychać tylko szum wody, oświetlał nas tylko księżyc. Czułam się dobrze, odziwo, tak bezpiecznie. 

-Ogólnie to przepraszam, za to wczoraj.. wiesz.. tak jakoś no.. wyszło - mówił ciągle przerywając, żałuje tego co chciał zrobić? W sumie to i dobrze..

-Jasne.. rozumiem. Nie muszisz za to przepraszać - uśmiechnęłam się lekko, zorientowałam się, że mam podwinięte rękawy, więc było widać bandaż, trochę mnie zesztywniło.

Delikatnie przysunęłam prawą rękę pod lewą i zsunęłam rękaw do dołu, na drugiej ręce to samo. Spojrzałam dyskretnie na chłopaka, patrzył się na mnie. 

-Co sobie zrobiłaś ? może to coś poważnego.. - zapytał delikatnie i lekko się do mnie przysunął.

-A.. nic takiego, lekko się drasnęłam

-Lekko się drasnęłaś, więc zawinęłaś to bandażem..chyba coś kręcisz. - Ciągnął temat, widziałam ,że się zmartwił, ale nie mógł tego zobaczyć.

-No.. znaczy w sumie nie lekko ale nic mi nie jest, już to oparzyłam.

-Mogę zobaczyć? - wyciągnął dłoń.

-..ja nie, jest okej, opatrzyłam to - upierałam się.

Nagle zerwał się wiatr a na niebie rozbłysnął piorun. Chyba mam szczęście co do burz. Pomyślałam, że może bym zaprosiła do siebie chłopaka. Nie był już moim wrogiem, chciałam go trochę poznać, chociaż bałam się, że to się źle skończy. Jeśli będę chciała to to przerwę.

-Może, pójdziemy do mnie? wiesz na herbatkę - zaśmiałam się cicho.

-Herbaty się nigdy nie odmawia, tym bardziej u kogoś takiego- uśmiechnął się, wstał i podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.

Wstałam nie łapiąc go za rękę. 

-Okej rozumiem - powiedział.

Ruszyliśmy do mojego domu. Szliśmy bardzo blisko siebie, było zimno. Już sama nie wiedziałam czego chciałam. Może własnie tego, ale ja nie mogłam być szczęliwa, wiedzialam ,że to źle się skończy.  Wprowadziłam go do domu, usiedliśmy na kanapie w salonie przy zapalonej lampce i włączonym telwizorze. Poszłam zrobić tą herbatę, przyniosłam ją i postawiłam na stoliku. 

-Dzięki, wiesz co. Nawet się nie spodziewałem, że kiedyś mnie zaprosisz.- Stwierdził gładko i kontynuował - najwyraźniej jestem wyjątkowy.- Uśmiechnął się łobuzersko i rzucił mi spojrzenie.

-No jasne, myśl co chcesz.

Matthew:

Zaproponowałem jej, że moglibyśmy coś obejrzeć, zgodziła się. Włączyliśmy horror, sama tego chciała. Ja nie bałem się takich bajeczek, nie wiem jak ona na to reagowała. 

To chyba był najlepszy wybór jaki mogłem podjąć. Po godzinie siedziała tuż przy mnie, miałem ją dla siebie, j..ja nie wiem jak to opisać. Przy niej jestem inny i to mnie denerwuje, już nie wiem kim jestem. Gdy horror się skończył zapytałem sie jej, czy mam iść już do domu, nie odpowiedziała mi. Pewnie zasnęła. Spojrzałem na jej twarz i potwierdziły się moje przypuszczenia. Była taka bezbronna.. wcześniej tłumaczyła mi mniej więcej gdzie jest jej pokój więc ją tam zaniosę. Wziąłem ją delikatnie na ręce, była leciutka, bez problemu ją uniosłem. Znalazłem jej pokój, po drodze niechcący pomyliłem go z łazienką, ułożyłem ją na łózku i przykryłem kołdrą. Patrzyłem na jej twarz, już się obróciłem, chciałem wjsć. 

Ashelynn złapała mnie za rękę i powiedziała abym został na noc, tego już się w ogóle nie spodziewałem. Nie wiem co się stało z moim zyciem, teraz ona nim była. Poszedłem do łazienki aby się ogarnąć, gdy patrzyłem na umywalkę zobaczyłem niedomytą krew. Odrazu przypomniały mi sie jej rany na ręce. Musiałem je zobaczyć, może to naprawdę coś poważnego. Gdy już się uspokoiłem ruszyłem w kierunku jej pokoju, widać było, że Ash spała. Delikatnie położyłem się obok niej i chwyciłem jej prawą dłoń.

Odwinąłem bandaż i zobaczyłem na nim dużo krwi, spojrzałem na jej rękę i niedowierzałem. Dlaczego ona to robi? ma jakieś problemy? to przeze mnie? to okropne. Muszę z nią o tym porozmawiać, ale zrobię to rano. Nie będę jej teraz budzić z tego powodu. Położyłem się obok niej i także zasnąłem. Nigdy nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, nadal nie byłem pewny czy to co robię jest słuszne.







-Miłość zabija-Where stories live. Discover now