Naciągnęła mocniej rękawy swojej szarawej bluzeczki na nadgarstki. Jej dosyć wycięty dekolt zdobił łańcuszek, który dostała od babci na swoją komunię. Nie był to medalik z Matką Bożą, tylko baletnica. Delikatna, krucha, pełna marzeń... zupełnie jak rudowłosa. Nie rozstawała się z nim niemalże nigdy, nawet jeżeli nie pasował do jakiegoś bardziej lub mniej eleganckiego stroju. Kogo to obchodziło?

Minęło około półtorej godziny, nim zapłaciła za cały kurs do Dublina. Zamknęła drzwi od taksówki, wzięła swoje torby i ruszyła w stronę odprawy. Była czasowo idealnie, oddała torbę i stanęła w kolejce razem z innymi ludźmi.

Odprawa przebiegła dosyć szybko. Spojrzała na zegarek na dłoni, wskazujący kilka minut po siódmej. Poczuła napływający stres na swoje ciało, ponieważ wiedziała, że właśnie wracał do domu. Oblizała swoje usta i rozejrzała się po ludziach jakby w strachu, że zaraz ujrzy jego wściekłą twarz. Dla niej awantura już wisiała w powietrzu.

Oczywiście nic takiego się nie stało. Wieloletnie przerażenie powodowało u niej niekontrolowane lęki, ale powiedziała sobie stanowcze dosyć.

- Nigdy więcej, kutasie. - szepnęła do siebie, poprawiając torebkę na ramieniu.

Stała w kolejce do samolotu. Nerwowo skubała swoje paznokcie, pozbawiając je kolorowego lakieru. Rozglądała się dookoła, a kiedy nadeszła jej kolej na wejście na schody, poczuła ulgę. W końcu coś przyjemnego. Uśmiechnęła się mimowolnie do siebie i spojrzała na matkę z dzieckiem, którzy stali przed nią. Przechyliła delikatnie głowę, przyglądając się małemu blondynkowi niemiłosiernie śliniącemu się. Ukazał jej swoje dwie dolne jedynki, marszcząc zabawnie nosek i śmiejąc się.

- Zaczepiasz panią, Olly? - mruknęła matka, poprawiając jego czapeczkę z daszkiem.

- Słodki jest. - odpowiedziała Eileen, łapiąc nosek chłopca. - Taki mały, a już podrywa.

- Będę musiała go chyba pilnować za rękę przez całe życie. - zażartowała, odwracając się przodem do rudej.

Dziewczyna uśmiechnęła się, podnosząc bez pytania walizkę kobiety, ułatwiając jej tym samym wejście do samolotu. Okazała dwie karty pokładowe, co oznaczało, że jest sama z dzieckiem. Coleman poszła od razu za nowo poznanymi towarzyszami i odstawiła ich bagaże pod fotele.

- Dziękujemy za pomoc. - oznajmiła. - Dosiądzie się pani do nas?

- Oh, jestem Eileen. Z chęcią.

- Aine. - podała jej swoją prawą dłoń z szerokim uśmiechem.

Uścisnęła ją i zajęła miejsce pod oknem, w razie gdyby naszła potrzeba przewinięcia Olly'ego bądź nakarmienia go. Chłopiec samodzielnie podniósł się na swoich nóżkach, kiedy stał na środkowym fotelu. Dotknął swoimi pulchnymi paluszkami jej ramienia, zwracając na siebie uwagę. Dwudziestoparolatka podłożyła swoje szczupłe dłonie pod pachy maleństwa i przeniosła go na swoje uda, przyglądając się jego roześmianej, zarumienionej twarzyczce.

- Fajna ciocia ci się trafiła, synku. - zaśmiała się brunetka, upinając swoje krótkie włosy w kucyka.

Poprawiła białą bluzeczkę swojej pociechy, przyglądając się nam uważnie. Zapewne odetchnęła trochę z ulgą, ponieważ każda chwila relaksu dla matki z dzieckiem to coś cudownego.

- Będę miała cudownego towarzysza przez resztę drogi. - uśmiechnęła się, po chwili sadzając go na swoje miejsce, kiedy ogłoszono, by zapiąć pasy, wyłączyć urządzenia elektroniczne i przygotować się do lotu.

Siren's Scream [zawieszone]Where stories live. Discover now