1. message

1.8K 80 24
                                    

Piętnastoletni brunet kiwnął niedbale głową.

Topór wzniósł się w powietrze, by dosłownie sekundę później opaść z niesamowitą prędkością, pozbawiając życia wikinga, którego głowa bezwiednie potoczyła się po zalanym krwią placu.

Większość osób odwróciła spojrzenia, niektórzy nawet zwrócili własne śniadania na trawę. Tylko nieliczni patrzyli wytrwale, bez cienia obrzydzenia, lecz tylko strachu, żalu i nienawiści do jego oprawców, jak odchodzi ich przyjaciel, mąż, ojciec.

Krzyk kobiety rozniósł się w przestrzeń – Czkawka wiedział, że była ona żoną zabitego wojownika.

Młody Haddock nie miał żadnego problemu z oglądaniem egzekucji. Od pięciu lat wstawał każdego ranka do takiej rzeczywistość, w której przyszło mu egzystować wraz z innymi. Nic go nie obchodziło, o nic nie pytał. Po prostu tak musiało być. Kto nie potrafił się do tego dostosować, w mgnieniu oka kończył na szafocie, niemalże witając się z boginią Hel w przedprogach jej domu.

Przebiegł wzrokiem po zebranych, trzęsących się z trwogi wikingach, po czym złożył swój płonący miecz i schował go do specjalnej kieszeni na prawym udzie. Kierując się w stronę domu, machnął ręką na grupkę młodych wikingów w jego wieku, aby posprzątali powstały bałagan, a ciało wrzucili do morza na haniebny akt, nie dający prawa, aby stawić się w złotych salach Valhalli.

– Czkawka!

Chłopak zatrzymał się od razu, słysząc swoje imię. Jednak nie zamierzał się odwracać.

– Pomógłbyś nam, a nie już uciekasz na panny do karczmy!

W przeciwności do słów Jorgensona, nie miał w planach odwiedzenia Tora i jego sławetnej na cały Archipelag tawerny, ale też nie zamierzał dzielić się z nim tą informacją. Jego przyjaciel, o ile można było tak nazwać chłopaka wykonywującego niekiedy za niego brudną robotę, zawsze musiał się odezwać z nadzieją, że Czkawka jakoś zareaguje.

Że w końcu naprawdę zareaguje.

Jednak i teraz, tak samo jak za każdym poprzednim razem, jego próby spełzły na niczym.

– Jeśli się pośpieszysz, może sam zdążysz do którejś zagadać – odparł standardowym, lodowatym tonem, którego używał w każdym momencie życia, zwracając się do każdego na wyspie – Zetrzyjcie najpierw tą krew. Ojciec nie przepada za zabrudzonym placem – dodał szorstko, przypominając sobie, jak ostatnio potraktował go rodzic za złe wykonanie zadania. Ślady po batach na jego plecach mówiły same za siebie, ale nie wzdrygnął się, nawet nie czuł bólu na to już odległe wspomnienie.

– Jak wódz mówi, tak musi być – rzucił Mieczyk w odpowiedzi, bez żadnych oporów ciskając zakrwawioną głowę wojownika do lnianego worka. Jego siostra podeszła do lamentującej wciąż kobiety, aby pomóc jej wstać i odprowadzić ją do chaty, by patrzeć już nie musiała na ewidentne bezczeszczenie zwłok jej drogiego małżonka przez młodych wikingów.

Haddock skinął lekko głową, wznawiając marsz, ostatecznie kierując się do kuźni.

Z daleka słyszał już śpiew kowala, choć wiedział, że ojciec kategorycznie zakazał Pyskaczowi śpiewać – on jednak robił to, na co miał ochotę, niczym się nie przejmując i nie bojąc się możliwych konsekwencji – może to była zasługa wieloletniej przyjaźni, a może był zbyt cenny? W każdym razie Gbur otwarcie kpił sobie z zakazów samego wodza i krzyczał słowa piosnki wniebogłosy, podrygując na zdrowej nodze.

Czkawka wszedł cicho do środka, nie dając znaku o swojej obecności.

– Na oko Odyna, Czkawka! – krzyknął kowal, gdy niespodziewanie tuż przed nim wyrosła postać chłopaka, przez co potknął się, upuszczając kosz ze śmiercionośną bronią. Brunet pomógł mu wstać – Nie strasz mnie.

there was berk, when i was a boy || httydحيث تعيش القصص. اكتشف الآن