S: Masz dzisiaj koło chemiczne, prawda?
L: Tak. Mogę się z niego zerwać.
S: Nie. Nie było go w zeszłym tygodniu, więc nie trać zajęć.
L: Sho. Na pewno?
S: Tak. Po oddziale będą kręcić się dzisiaj ludzie z uniwersytetu. Przyjedzie wasz wicedyro. W końcu dostali informację, że jestem w szpitalu.
L: Szybko. Czyli dzisiaj nie?
S: Będzie mi ciężko. Chyba, że wkradniesz się na noc.
L: Chętnie!
S: To kiedy indziej! Tak w szpitalu, to zero prywatności.
L: Zgadzam się, zdecydowanie wszyscy patrzą.
S: No wiem. Nie chcę tak.
L: A ja chcę, żebyś zadzwonił, kiedy będziesz mógł.
S: Zadzwonię!
L: Na pewno?
S: Zadzwonię, zadzwonię!
***
W szkole, wypadek Sho stał się kolejną sensacją. Najwięcej wrzawy zapanowało wokół naszej klasy, która została uznana za przeklętą. Od razu dostaliśmy informację, że w czwartek nie mamy czego spodziewać się po lekcji historii. Choć wiedziałem, że taka była kolej rzeczy, zrobiło mi się smutno na myśl, że mogłem nie ujrzeć Sho w murach DEA.
— Ale żeby spać w dół? To trzeba mieć pecha. — Dziewczyny przejęły się, myśląc o tym, jak mocno Sho pokiereszował się.
Chłopaki dorabiali teorie spiskowe, jakoby Sho upił się jak świnia. Wcześniej uważali, że pije w każdy weekend, co mogło należeć do niechlubnego zwyczaju akademickich profesorów. Słuchałem tych wszystkich domysłów z uśmieszkiem, jak najskuteczniej udając niedoinformowanego. Właściwie udawało mi się do czasu, gdy Ari nie pojawił się na korytarzu, machnął na Garana, a obaj ruszyli w moją stronę. Nie miałem co ukrywać — przestraszyłem się. Umknąłem gdzieś na bok, a oni i tak mnie dopadli.
Jeden złapał za ramię, drugi objął w mocnym uścisku, a równocześnie kopnęli mnie w kostki, abym najpierw popłakał się z bólu, a później zaklął nieprzyzwoicie.
— Wiem, przepraszam! Powinienem... Zadzwonić... Czy coś... Ja pierdolę! — jęknąłem z bólu.
— Powinieneś... mówić... prawdę! — wycedził przez zęby Garan.
Był poważnie wściekły. Teraz mogłem modlić się jedynie o zachowanie zębów. Ari, nieprzerwana oaza spokoju, dziś nie wyglądał na takiego, który czułby litość. Należało mi się jednak. Dobrze o tym wiedzieliśmy.
— Wiem... Wiem. Przepraszam. Powinienem mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę... Garan! — zawołałem, gdy ten przyłożył mi w udo. Zawyłem donośnie, a Ari trzasnął w moje plecy.
— Zasrany debilu! Wiesz, jakiego idiotę zrobiłem z siebie przed twoją matką?! — wrzasnął. — Jestem skreślony u niej na całej linii!
— Nieprawda! Wciąż cię lubi i... Kurwa. Ja wiem, zrobiłem źle... Powinienem był wam powiedzieć... Ari. Garan... Przepraszam.
— Wal się — odpowiedział mi oschle Garan. — Mam w dupie twoje szopki i uciekanie ze szkoły. Jestem wściekły, bo nie powiedziałeś nam, że masz dziewczynę!
— Nie mam dziewczyny — odpowiedziałem pośpiesznie. — Nie miałem, nie mam i nie będę mieć. A ta z piątku... Z tego nic nie wyjdzie. Serio. I nie bijcie, proszę. Wiem, spieprzyłem sprawę... Ale przepraszam. Nie chciałem.
YOU ARE READING
DRUGS, SUCKS & SAUSAGES
Teen FictionPomiędzy młodością a powagą, nigdy nie powinien stać znak równości. Tę zasadę wyznają uczniowie licealnej klasy, kumple Leighta Abelarda. On sam jednak, nie jest co do tego przekonany. Jeszcze więcej wątpliwości rodzi się w głowie chłopaka, kiedy w...
23. WTOREK
Start from the beginning