lodowisko, herbata i lukier

800 91 28
                                    

  Keith nie był przyzwyczajony do ustalonych planów i wyczekiwanych spotkań. Dlatego był zdziwiony, kiedy zorientował się, że co chwilę zerkał na telefon, czy przypadkiem nie przegapił jakieś wiadomości. Co prawda pochłonęły go przygotowania do świąt, ale i tak po głowie krążyły mu praktycznie tylko myśl o umówionym wypadzie na łyżwy.

– Keith. Keith, słuchasz mnie? Zaraz pokroisz sobie palce.

Pochłonięty myślami, zapomniał, że kroił warzywa, a nóż nagle znalazł się niebezpiecznie blisko jego dłoni. Potrząsnął głową i wrzucił warzywa do garnka. Odwrócił się do Shiro i już otworzył usta by mu odpowiedzieć, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. Uśmiechnął się szeroko i odłożył nóż.

– Zaraz wracam – i pognał do salonu, żeby odebrać. Biorąc komórkę do ręki, machnął do Adama, żeby wyszedł i usiadł z koncie kanapy.

– Halo?

– Hejka Keith, jak życie? – zapytała Pidge po drugiej stronie słuchawki.

– W porządku, wiesz, ogarnianie świąt i tak dalej.

– Rozmawiałam już z Hunkiem i Lance'em, więc pytam jeszcze ciebie, czy masz jutro czas, żeby wyskoczyć z nami na lodowisko?

– Pewnie, i tak nie mam już dużo do roboty, więc bardzo chętnie.

– Świetnie, spotykamy się na miejscu, na lodowisku Wonderland o szóstej. Do zobaczenia! – Rozłączyła się, za nim chłopak zdążył się z nią pożegnać.

Keith poczuł jak coś dotyka go w nogi i podniósł łaszącego się małego kota. Przytulił go i schował twarz w jego futerku. Skulił się na kanapie i trzymając kociaka, powstrzymał się od śmiechu. Kiedy zwierzak zaczął się wyrywać, brunet puścił go i oparł głowę o zagłówek. Wpatrywał się w sufit i był pewien, że jutro będą rozsadzać go emocje.

Wtedy usłyszał tłuczone szkło w kuchni. Westchnął i ruszył w tamtym kierunku.

– Jak oni tu żyli beze mnie?

  Na zewnątrz było już ciemno, kiedy Keith stanął przy wysokiej choince obok lodowiska. Mimo, że mróz był tego dnia niewielki, pocierał dłonie, starając się rozgrzać. Zerknął na zegarek na nadgarstku i stwierdził, że jego przyjaciele już poważnie się spóźniają. Na lód wchodziły kolejne rodziny, pary i pojedyncze osoby. Chłopak przyglądał się im, czekając, aż sam będzie mógł włożyć łyżwy. Uwielbiał jeździć. Zatęsknił za tym, ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, aż do momentu, gdy zobaczył wszystkich tych ludzi, tak dobrze się bawiących, dumnych, kiedy udał im się obrót i śmiejących się, otrzepując ubrania, po upadku. Opierając się o barierkę, przypomniał sobie swoje ostatnie wyjście na łyżwy. Między świętami, a sylwestrem. Zaraz przed wyjazdem. Ostatni dzień z Lance’em. Wiedzieli, że muszą się rozstać, nie chcieli ryzykować związkiem na odległość. Mimo tego, tamten dzień był radosny, pełen miłości i śmiechu. Lance przewracał się wtedy częściej niż zwykle, wiedząc, że Keith go złapie. Brunet doskonale pamiętał, jak spojrzał mu w oczy i zobaczył smutek, ukryty za uśmiechem. To wspomnienie rozdzierało mu serce.

– Keith! Przepraszam, że tak późno, siostra nie chciała mnie wypuścić…

Chłopak odwrócił się i spojrzał na zmachanego Lance’a, całego czerwonego na twarzy i ze spadającą czapką. Podniósł kąciki ust i podszedł do niego, widząc rozwiązany szalik. Owinął mu szczelnie szyję, a kiedy przypadkiem dotknął odsłoniętej skóry, McClain zadrżał.

– Masz zimne dłonie – stwierdził, ze śmiechem, kiedy Keith odsunął się od niego, zarumieniony.

– Jak zawsze – odparł Kogane, wzruszając ramionami. Spojrzał na chłopaka, a myśl o jego smutnym wzroku, jakby roztopiła się pod wpływem iskierek, które teraz połyskiwały w jego oczach. Keith mógłby godzinami przyglądać się temu szczęściu, które biło od szatyna. Niestety nie pozwolił na to jego telefon informując, o nowej wiadomości.

mistletoe | klance christmas short storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz