W.I.E.Ż.A S.T.R.A.T.F.O.R.D V.2

Start from the beginning
                                        

- Chcesz?- mężczyzna podszedł do niej i wyciągnął przed siebie rękę z paczką papierosów i zapalniczką.

Brunetka przyjęła oba przedmioty, zapaliła rolkę z tytoniem po czym usiadła na ziemi.
Spalenie papierosa o dziwo pomogło jej nieco zebrać myśli.

- Będzie dobrze szefowo.- Reed klepnął ją lekko w ramie- Musi być.-

Na niewiele zdały się jego słowa. Czarnowłosa rozpłakała się w najlepsze. Z pomocą tym razem przybył Simon, przytulając ją.

Nagle oczom zebranych ukazał się niespodziewany widok. Markus i North wrócili do reszty grupy.

- Miałaś racje Laura.- rzekł RK200, wbijając w kobietę smutne spojrzenie - Nie możemy siedzieć bezczynnie, gdy nasi cierpią... dzisiaj straciłem członka rodziny... nie pozwolę by spotkało to kogoś innego. Już wystarczy. Już dość.-

Android chwile zbierał się do kontynuowania wypowiedzi ale w końcu powiedział o co mu chodziło.

- Masz moje pozwolenie na akcje z wieżą.- stwierdził.

- Pomogę wam.- zza Markusa wyszła prezydent Warren- Nie mogę pozwolić żeby na mojej warcie tak byli traktowani współobywatele. Pogadam z ludźmi. Liczę na to, że posłuchają.-

- Dziękuję...- szepnęła Laura po czym spojrzała na swojego smutnego przyjaciela.

- Dziękuję Markus.- dodała, przytulając go.
*****
Plan pani kapitan na włamanie się do wieży Stratford był inny niż plan Markusa.

Początkowo do recepcji mieli wejść ludzcy członkowie "zbiegów". Gavin i Laura.
Wewnątrz kobieta miała odegrać "rolę życia", pozwalającą jej towarzyszowi dostać się do wind.
Ale najpierw trzeba było się pozbyć ludzkiej kadry.

To nie było trudne.
Tym zajęła się Layla.

A raczej zajęła się wjechaniem wózkiem widłowym w samochód ludzkiego recepcjonisty. Po tym uciekła.

- Jak to?!- zaaferowany pracownik wieży opuścił swoje stanowisko po telefonie ze strony parkingowego.

Wtedy też zielonooka podeszła do androidek stojących na recepcji i z użyciem swojej "plastikowej" ręki poprosiła je o pomoc. Tak jak się spodziewała przyniosło to pozytywny rezultat.

Kobieta rozejrzała się wokoło i dostrzegła, że za nią w kolejce stoi tylko jedna osoba.

- Przedstawienie musi trwać.*- powiedziała do siebie w myślach po czym runęła bezwładnie na podłogę i zaczęła się trząść.

- Rany boskie!- zawołał stojący za nią mężczyzna i natychmiast przystąpił do udzielania pomocy.

Recepcjonistki włączyły natomiast alarm mający na celu wezwanie pomocy medycznej.
Był on na tyle głośny, że zamaskował dźwięk innego, gdy Gavin przeskoczył nad bramkami i wbiegł do pierwszej windy, która przyjechała.
Wtedy też, Laura zaczęła drżeć coraz słabiej i słabiej aż w końcu przestała zupełnie.

- Co...- spojrzała ze zdumieniem na mężczyznę, który "próbował jej pomóc"- Co się stało?-

- Miała pani jakiś atak!- wyjaśnił zaaferowany- Tak się pani trzęsła, że aż strach.-

- Rety...- "zakłopotana" brunetka podniosła się do siadu- Przepraszam, że pana wystraszyłam. Po prostu cierpię na epilepsje.-

- Mogę coś dla pani zrobić?- zapytał rozmówca.

- Tak.- skłamała kobieta, po czym wyciągnęła z saszetki dwa dolary w monecie.

- Musiałam mieć jakieś wahanie glukozy. Często wywołuje to u mnie napady. Jakby byłby pan tak miły i kupił mi jakiś sok albo batona.-

Mężczyzna wziął pieniądze i podszedł do pobliskiego automatu.
Ledwie się odwrócił, Laura zerwała się do biegu. Jednym susem pokonała ladę przy recepcji i wbiegła za drzwi wyjścia ewakuacyjnego.
Przemknęła ciemnym korytarzem aż na sam jego koniec, gdzie otworzyła drugie drzwi.

Zaraz po tym jak wyrwała z nich zamek oczywiście.

Wtedy też do środka weszła North wraz z Markusem, Simonem i Joshem oraz prezydent Warren.

Androidy zaopatrzyły się w inne wersje syntetycznej skóry tak aby nikt ich nie poznał.
Dla Laury i Cristiny natomiast mieli specjalny "prezent".
Sztuczną diodę.
Zielonooka miała za zadanie udawać androida pracującego w wieży.

Po dokładnej charakteryzacji cała grupa, jedno po drugim w odstępie dwóch minut, wróciło na główny korytarz.
Brunetka miała teraz najtrudniejsze zadanie.
Musiała ich wszystkich przerzucić na drugą stronę korytarza, do serwerowni aby z tamtąd kontynuować akcje.
Na szczęście z pomocą pospieszył, również przebrany za androida, Gavin.

Mężczyzna bez zbędnych ceregieli rzucił monetę pod nogi dwóch pracowników wieży.
Ci, niczym dzieci z podstawówki, zaczęli się o pieniądz przepychać.
Na to zareagowali pilnujący korytarza
ochroniarze co dało grupie szanse na przebiegniecie do serwerowni.

Tam "męskie grono" zajęło się robieniem otworów w szybie, podczas gdy North, Laura i prezydent Warren pilnowały drzwi.

Wkrótce cała grupa przeszła z okna na podnośnik do mycia okien i zaczęła wyjeżdżać na górę.
Urządzeniem sterowali Gavin i Laura. Androidy i Cristina natomiast schowały się za pustymi kartonami, które właśnie w tym celu, Reed ustawił na podnośniku.

Cała grupa "wysiadła" dopiero na siedemdziesiątym dziewiątym piętrze, również korzystając z otworu w oknie.
Przejście do reżyserki i "nawrócenie" dwóch pracujących tam androidów zajęło im jakieś dwie minuty. Mieli jednak ograniczony czas na nagranie transmisji i każda sekunda była na wagę złota.

- Mówi prezydent Warren...- zaczęła Cristina, gdy nadawanie zostało włączone- Chciałabym poinformować wszystkich obywateli, że działania które ostatnio miały miejsce są nielegalne.
W żadnym wypadku nie wyraziłam zgody na zachowanie wobec androidów. Wszystkim, którzy przetrzymują defekty bądź związane z nimi osoby nakazuje się ich wypuścić. Inaczej wojsko podejmie odpowiednie czynności.- po tej wypowiedzi kobieta pociągnęła Laurę za ramie, stawiając ją przed kamerą.

Na początku brunetka nie wiedziała o co chodzi ale Cristina kazała jej mówić. Kiedy zielonooka spytała co ma mówić, Warren wskazała na miejsce gdzie znajduje się serce.
Brunetka westchnęła głęboko i zaczęła mówić.

- Pewnie wiele z was, żyjąc w codziennej rutynie, nie docenia tego co ma. Swoich rodzin. Dzieci, rodziców, rodzeństwa. Zapewne nie zastanawiacie się też co by było jakby ich zabrakło. Nas to spotkało. Nam odebrano rodziny... siłą. Wyobraźcie sobie jak to jest widzieć jak ktoś kogo kochacie jest siłą zabierany z domu. Wyobraźcie sobie jak to jest słyszeć ich krzyki, ich błagania o pomoc... a jedyne co możecie zrobić to bezradnie patrzeć jak ich zabierają. Nie pozwólcie na takie zachowania. Jako matka, której odebrano dzieci i żona, której odebrano męża proszę was tylko o jedno. Jeśli jesteście przeciwko temu wywieście białe flagi z okien. Zróbcie je z czegokolwiek. Prześcieradła, poszewki na poduszkę... Pokażcie, że obywatele USA mogą liczyć na siebie nawzajem. Pokażcie, że nie dajecie przyzwolenia na to co się dzieje. Mówiła... Laura Anderson.- na zakończenie swojej przemowy, brunetka oderwała sztuczną diodę przyklejoną do skroni.

Ludzie i tak wiedzieli kim ona jest. Kamuflaż był zbędny.

Nagle rozległy się głośne krzyki strażników wieży.
Wszyscy w te pędy ruszyli w kierunku dachu by następnie przeskoczyć na podnośnik do mycia szyb.
Jednak pracownicy ochrony byli szybsi.

Dlatego Laura pochwyciła torbę ze spadochronem  po czym chwyciła pistolet i z użyciem wystrzelonych z niego pocisków wytrąciła broń ochroniarzom.
Ci uciekli widząc jak kobieta to nich mierzy. Po chwili rozległy się ich wołania.

- Pani Norton! Na dachu!-

- Kurwa mać!- zawołała zielonooka i pociągnęła za linę aby podnośnik zaczął zjeżdżać.

- Co ty wyprawiasz?!- zawołała przerażona grupa.

Laura jeszcze raz pociągnęła za line posyłając  cały podnośnik w dół.
Już miała się schować, lecz zaraz po tym jak się odwróciła dostrzegła pierwszą osobę, która przybyła na dach.

Przed Laurą stał Connor.

D.E.C.A.D.E |dbh.ff|Where stories live. Discover now