Warszawa, ul.Francuska

1.4K 114 16
                                    

Leżała na łóżku, a cisza wokół niej tworzyła ciepły, mglisty koc. W milczeniu obserwowała tańczące drobinki kurzu w smugach ciepłego, bursztynowego świtu. Za oknem stara wiśnia poruszała cierpliwie swoimi nagimi gałązkami; niczym starsza kobieta wydawała się cicha i pogodna, jakby przeżyła już wszystkie możliwe emocje i stany, a teraz uspokoiła się, mimo otaczającego ją chaosu wojny.

Jadzia lubiła wstawać wcześnie, gdy cały dom wydawał się spać wraz z jego domownikami. Mogła wtedy na spokojnie pomyśleć lub wyjść cichaczem na spacer po niedalekim parku. Dzisiaj jednak postanowiła zostać, gdyż nie czuła się na siłach, by rozprostować nogi. Leżała więc, z rękami wyciągniętymi ponad głowę, z nieuczesanym włosem i bosymi nogami zwisającymi z krawędzi łóżka. Gorące powietrze w pokoju sprawiało, że oddech był ciężki, jednak to nie ono przyprawiało Jadzię o chorobliwe wręcz wypieki na twarzy.

Przypomniała jej się rozmowa z kochaną Urką sprzed kilku dni. Brunetka wpadła do niej z wizytą, żeby dać słoiczek marmolady z jabłek z "fabryki". Gościnni jak zawsze Wróblewscy nie mogli puścić młodziutkiej harcerki bez chociażby filiżanki kawy żołędziowej. Głowacka chętnie przystała na propozycję, zważywszy na to jak bardzo przemarzła. Dziwna rzecz - mimo przemoczonych od śniegu ubrań, bił od niej taki żar, jakby ktoś w jej wnętrzu zapalił ogromny, buchający piec. Jadzia dobrze znała ten stan. Była to po prostu pasja.

Ponieważ sytuacja pomiędzy rodzicami a starszą pociechą Wróblewskich jeszcze nie do końca się unormowała, obie panny szybko ulotniły się w bardziej ustronne miejsce, to jest sypialnię Jadzi.

Gdy dziewczyny znalazły się w pokoju, starsza nieco Głowacka zaczęła opowiadać anegdotki i śmieszne lub całkiem straszne sytuacje, przy okazji rozpływając się nad swoją pracą. Mówiła jak to ze swoim zastępem odebrały (podkreśliła to słowo, uważając, że "maszyna była nasza, więc jej nie ukradłyśmy") powielacz, by dalej móc wydawać "Plecak Czternastki". "Weszłyśmy tam, pracowali robotnicy, nie wolno było wchodzić do szkoły, a nam się udało. Przyszły harcerki, swoim kluczem otworzyły i zabrały co ich". Wtem napomknęła o Bukach.

-Bo my tą marmoladę, rozumiesz? Ale nas Anka równo wytarmosiła za uszy! Pytała, czy żeśmy rozumy postradali, że cyrki odstawiamy! A w końcu sama skończyła z nami przy krojeniu rabarbaru. - niebieskie oczy dziewczyny zaszły łzami.

-Wam w tym "Wawrze" to dobrze... - rozmarzyła się Jadzia, opierając brodę na prawej ręce.

-Hej, Jadźka, a ty może do nas dołączysz, co? Przedstawię cię wszystkim.

-Nie chcę wam zawadzać. - mruknęła, a niebieskooka wyczuła w jej tonie zazdrość.

-Maleńka, nie bądź taka, bo zmarszczek dostaniesz. O, widzisz? Już widzę kilka, o tutaj. - wskazała palcem na nos, przypominając sędziego, który wydaje wyrok.

-Przestań! - uśmiechnęła się pod nosem Wróblewska. Wykonała kilka ruchów rękoma, jakby chciała się odgonić od natarczywej muchy.

Obie dziewczyny wybuchnęły zdrowym, masującym przeponę śmiechem.

***

Po upływie mniej więcej pół godziny Urka musiała pożegnać się, aby pędem pognać na zbiórkę. Zakładając bardzo już zniszczone buty, szepnęła enigmatycznie do Jadzi, by się jeszcze zastanowiła, bo ona jest święcie przekonana, że Jadzi się ta praca spodoba.

-Miło jest, czasem Jacuś coś opowie... On się świetnie z tym naszym Zośką dogaduje.

Jadzia poczuła jakby wiatr smagnął ją po twarzy.

-Zośka? - zapytała niepewnie, czując nagle dziwny chłód na ramionach i stopach.

-A tak tak. Nie mówiłam ci, że Ania to Hanka Zawadzka? Jest moją drużynową, kumasz, w czternastce.

Serce dziewczyny zabiło nagle strasznie mocno, a fala ciepła przesłoniła jej, zapalone dziwnym blaskiem, piwne oczy.

-No dobrze, to jakbyś się namyśliła to przyjdź do nas, do schroniska, ewentualnie gdybym już poszła, na Koszykową 75. Do zobaczenia! - wybiegła szybko, diabelsko rozchichotana.


"Zośka"Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ