Zima 1939/1940, Wawer

2.4K 186 23
                                    

Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;

A.Mickiewicz "Niepewność"


Dlaczego tak łatwo przychodzi nam nadużywanie słowa "kocham", lecz słowo "miłość"  z trudem przechodzi nam przez gardło?

- Kłamstwo zabija przyjaźń, a prawda zabija miłość - mruknęła pod nosem Jadzia z pewną goryczą, haftując wzór na lnianej chusteczce. Bezgłośnie westchnęła, odkładając robótkę, po czym oparła policzek na otwartej dłoni. W ostatnim czasie dręczyła ją nieustająca chandra. Dziewczyna sama nie była pewna co było jej powodem. W panującej obecnie ciszy, która w  domu rodzinnym była rzeczą tak rzadko spotykaną, zaczęła się poważnie zastanawiać. Czy to przez to, że ostatnimi czasy jej nie miała i w końcu musiała nadejść? A może to przez wszechobecną atmosferę, spowodowaną wybuchem wojny? Nie potrafiła do tego dojść, co przygnębiło ją jeszcze bardziej. Jadzia bardzo nie lubiła nie znać odpowiedzi. Wolała poznać przyczynę, wtedy była bardziej spokojna. Kto wie, może w tej sytuacji poprawiłoby to jej humor. Kiedy zamrugała kilkakrotnie zdała sobie sprawę, że przez kilka dobrych chwil wpatruje się w załataną jakąś szmatką dziurę, którą powinna wypełniać szyba.

Po ostatnich nalotach Niemców wiele domów ucierpiało, w skutek czego część ludności była pozbawiona szyb. Gdyby to było lato, problem nie byłby aż takim zmartwieniem. Gorzej, że właśnie zbliżała się zima, a bez szyb z domów uciekało ciepło, tak cenne po podwyżkach cen opału.

Jej przemyślenia zostały przerwane przez stukanie do drzwi. Wstała cicho tak, aby śpiąca w fotelu obok babcia nie usłyszała i po narzuceniu płaszcza na ramiona poszła otworzyć. Nie patrząc nawet na osobę stojącą w drzwiach, szepnęła:

- Bardzo przepraszam, ale babka w tej chwili śpi. Od pewnego czasu męczą ją koszmary, więc nie mam serca jej budzić. Jeśli ta sprawa nie jest bardzo pilna, proszę przekazać ją...

- Panienka Wróblewska?

- Tak, to... - podniosła oczy, które po chwili otworzyły się wyjątkowo szeroko. Przed nią stał Tadeusz Zawadzki, którego mocno różowy kolor lic, spowodowany panującym na dworze zimnem, nagle nieco się pogłębił. Pąs pojawił się również na jagodach Jadzi.

Oboje patrzyli na siebie w osłupieniu, a najprostsze nawet słowa powitania nagle wyleciały im z głów. Stali jak te dwa słupy soli, nie wierząc, że widzą te same osoby sprzed paru miesięcy.

- Co pan tu robi? - zaczęła dziewczyna, drżąc nieco od chłodu. Machinalnie poprawiła ciemny płaszcz, okrywając się nim szczelniej.

- Zauważyliśmy - dopiero teraz blondynka zwróciła uwagę na stojących w pewnej odległości pozostałych chłopców. - Że brakuje tu niektórych szyb, a nasz zastęp... Postanowił pomóc w miarę swoich możliwości. Jeśli tylko panienka pozwoli, naprawimy wyrządzone przez Niemców szkody. Co prawda żaden z nas nie jest zawodowym szklarzem...

- Z miłą chęcią! - wypaliła Jadzia. - Nadchodzą mrozy, a wasza pomoc będzie nieoceniona!

Bukom nie trzeba było dwa razy powtarzać. W mgnieniu oka zabrali się do pracy. Obudzona hałasami babcia z radością przyjęła wiadomość, że dziura niedługo zostanie załatana. W czasie gdy zastęp szklarzy-amatorów uwijał się niczym pszczoły w ulu, kobiety postanowiły w miarę swoich skromnych możliwości, jakoś się odwdzięczyć za pomoc. Obie zaraz naparzyły po sporym kubku herbaty dla każdego z harcerzy. Dar nieoceniony przy takim zimnie. Otwierając szeroko drzwi, Jadzia zawołała:

- Proszę bardzo, niech panowie wejdą! Przygotowałyśmy z babką herbatę! Zaziębią się panowie przy takiej zawiei!

Z entuzjazmem małych dzieci, grupka Pomarańczarni weszła w progi pani Małgorzaty. Po wypiciu napoju i serdecznym podziękowaniu za okazaną szczodrość, harcerze pożegnali się z panią domu, a także jej wnuczką. Ponieważ słońce chyliło się już ku zachodowi postanowili, że na dzisiaj skończą pracę.

Przy okazji Jadzia poznała nazwiska chłopców. Szczególnie zapamiętała dwójkę - Zygmunta Kaczyńskiego, a także Maćka Dawidowskiego.

- Czy mógłbym prosić, żeby panienka zwracała się do mnie Zośka? Mało kto zwraca się do mnie po nazwisku.

- Zośka? - dziewczyna zachichotała.

- Koledzy mnie tak nazywają - wyjaśnił pospiesznie.

- Zgoda, ale w takim razie pan będzie mnie nazywał Jadzią - uśmiechnęła się pogodnie.

- Niech i tak będzie - chłopak odwzajemnił uśmiech. - Do, mam nadzieję, rychłego zobaczenia.

- Do widzenia.

"Zośka"Where stories live. Discover now