ul. Francuska, Warszawa

1.7K 132 12
                                    

Przy stole panowała śmiertelna cisza, przerywana hałasami dochodzącymi z ulicy i odgłosami tarcia łyżek o dna talerzy. Wszyscy członkowie rodziny Wróblewskich mieli spuszczone głowy. Całe mieszkanie, zwykle tak hałaśliwe, przepełnione życiem i przytulne, teraz wydawało się opuszczone i przykurzone, jakby wszystko było widoczne zza mgły czy kurzu z zewnątrz.

Nagle Edward odłożył łyżkę i powiedział niemalże szeptem:

-Dołączam do konspiracji...

W jednej chwili wszystko i wszyscy w mieszkaniu stanęło w bezruchu. Zdawać by się mogło, iż nawet ulica zamarła, wyrażając swoje przerażenie w niemym krzyku. A krzyczała wyjątkowo głośno.

Jedynie niewzruszony zegar wystukiwał grubym barytonem swoje miarowe "tik", aby zaraz potem dodać równie poważne "tak". Jadzia zerknęła na brata szeroko otwartymi oczami.

-Zanim powiecie, że to nierozważne, pozwólcie, że... - chłopak przełknął ślinę. Jego ręce zaczęły drżeć. Po chwili wahania uderzył w blat stołu i kontynuował bardziej zdecydowanie - nie mogę po prostu już patrzeć jak sześcio- czy nawet siedmioletnie dzieci narażają się codziennie dla mnie, dla nas, dla wolnej Polski, a ja siedzę z założonymi rękami i czekam, co się dalej wydarzy! Mam dość, rozumiecie?! - rozejrzał się po zmartwiałych twarzach rodziny. Ten brak reakcji rozsierdził go jeszcze bardziej. Zacisnął zęby z wściekłości, a z jego ust mimowolnie wydobył się cichy jęk. Wyprostował się, patrząc z góry na wszystkie osoby przed nim. Odwrócił twarz w bok, jakby szare obłoki dymu za oknem miały go uspokoić. Wreszcie dodał:

-A w zasadzie to już mnie przyjęli, więc nie mogę się wycofać.

Przy stole nadal panowała cisza, co tylko wzmogło uczucie niepokoju w młodym mężczyźnie. Patrzył nieustannie to na ojca, to znów na matkę, jednak nie dostał żadnej odpowiedzi. Z braku jakiejkolwiek reakcji wstał, odsuwając jednocześnie krzesło z przeraźliwym piskiem po czarno-białych kafelkach kuchni, odstawił naczynie do zlewu i ostatni raz spojrzawszy na siostrę, wyszedł szybko z mieszkania.

Jadzia, jakby wybudzona z letargu zaczęła zbierać naczynia i sztućce po chudziutkiej zupie ziemniaczanej. Włożyła je do zlewu i zaczęła bardzo powoli myć. Nagle matka przycisnęła dłoń do ust i zaczęła okropnie szlochać. Pan Wróblewski objął delikatnie małżonkę, aby okazać jej odrobinę czułości.

-Powiedz mu coś - wyszeptała. - Błagam porozmawiaj z nim...

Pan domu nic nie odpowiedział. Jadzia nie wiedziała, czy ojciec poparł wybór brata, czy może wręcz przeciwnie. Jednak zanim zdążyła go o to zapytać wyszedł powoli, jakby ospale z kuchni i udał się do któregoś z pokoi. Prawdopodobnie do sypialni. Dziewczyna wiedziała, że nie należy mu teraz przeszkadzać.

Podeszła cichutko do mamy i poczęła nią delikatnie kołysać. Po chwili płacz ustał, a kobieta wyprostowała się, pogłaskała córkę po policzku, po czym wyszła do pokoju dziennego. Jadzia została sama, z mnóstwem myśli i pytań bez odpowiedzi.

"Zośka"Where stories live. Discover now