Roz. 6 "Mecz"

44 3 1
                                    

Widząc sylwetkę swojej znajomej, podeszłam do niej cichaczem i szepnęłam jej do ucha z szatańskim uśmieszkiem. Można by nawet powiedzieć, że był on z nutką psychopaty.
-Baka, baka musimy porozmawiać.
-WHA!!! RATUJCIE!
Z krzykiem wbiegła na salę. Chwilę odczekałam, żeby nie być za bardzo podejrzana i przybrałam swój normalny uśmiech. Poszłam w jej ślady, witając się z wszystkimi. Gdy byłam pewna, że nikt na mnie nie patrzy, ponownie przybrałam tamten uśmieszek. Weszłam do szatni i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie.
-Nats...Lepiej dla ciebie żebyś wyszła po dobroci.
Wychyliła się i zbladła pod wpływem mojego spojrzenia.
-J-Ja d-dla t-twojego d-dobra. Pasujecie do siebie.
-Niby pod jakim kątem.
Podniosłam lekko głowę do góry. Przybrałam kamienną twarzy i spojrzałam na nią z góry.
-N-No....Gracie na tych samych pozycjach...I wygląda na to, że oboje lubicie robić żarty.
Przejechałam sobie otwartą dłonią po twarzy z głośnym westchnięciem.
-No a jak ci poszło z tą sprawą Ayame?
-Zgodził się. U ciebie to samo.
Podeszłam do najbliższej ściany, w którą walnęłam głową.
-Baka! Teraz spokoju mi nie da.
-A miałaś go wcześniej?
Spojrzałam na nią z mordem w oczach, a ta natychmiast wybiegła z szatni. Zaczęłam cicho warczeć. Gdy się uspokoiłam, poszłam w jej ślady.

Przez cały trening moja przyjaciółka próbowała mnie unikać. Słabo jej to szło moim zdaniem. Niby jej się udawało, ale w końcu musiało stanąć jej na przeszkodzie. Tą przeszkodą okazał się trener Nekomata, który nas do siebie zawołał.
-Chciałbym was o coś zapytać.
-Tak trenerze?
-Pisałyście, że w waszym gimnazjum nie było klubu siatkarskiego, ale ćwiczyłyście poza szkołą. Na jakich pozycjach.
Wskazałam kciukiem na brunetkę.
-Natsuko gra jako skrzydłowa. Ja jako blokująca.
Staruszek uśmiechnął się jakoś podejrzanie, a mnie ciarki przeszły.
-Chłopaki. Dziś grają z wami dziewczyny.
Mnie tam nie przeszkadza. Byle żebym nie była z Kuroo. Oparłam dłonie o swoje biodra i spuściłam głowę w dół.
-Była jeszcze Ayame, ale nie zapisała się do klubu. 
-A była rozgrywającą.
-Może uda się waszej dwójce jakoś ją namówić. Jak na razie idźcie zagrać.
Kiwnęłyśmy obie głową. W duchu się modliłam, żeby nie być razem z Kuroo w drużynie, ale widząc minę swojej przyjaciółki, traciłam w to wiarę.
-Nie zrobisz tego.
-Wa-chan chodź do nas.
Jęknęłam z zrezygnowaniem. Nie miałam żadnego innego wyboru. Musiałam iść do jego drużyny. No a jedyne wolne miejsce, było obok tego koguta. Starałam się w pełni skupić na grze, ale jedno mi to skutecznie uniemożliwiało. Był to oczywiście kapitan Nekomy. Prawie cały czas na mnie patrzył. Jednak w porę udało mi się nad tym wszystkim zapanować i wyskoczyłam do bloku. Piłka, którą chciała przebić moja przyjaciółka, odbiła się od moich dłoni i upadła na ziemię. Wylądowałam i chytrze się uśmiechnęłam.
-Ile to już mamy...-Przyłożyłam palce do brody i spojrzałam w górę. Pstryknęłam palcami.-Już pamiętam. 36 do 60 dla mnie.
-Cicho być.-Wysyczała przez zęby.- Gdyby była jeszcze Amaya to tak łatwo byś nie miała.
-No co ty nie powiesz. A mam dzwonić do mego kuzyna?
-O nie nie nie. Podziękuję. Wystarczy, że z tobą muszę się użerać.
-Baki, Baki...
Podniosła ręce w geście obronnym i uśmiechnęła się niewinnie.
-A tak poza tym ktoś tu się rumieni.
Trochę się zdziwiłam. W końcu nic nie czułam. Jednak jej chyba chodziło o kogoś innego. Odwróciłam się w jego stronę i sama zalałam się czerwienią

Po treningu czułam się lekko wyczerpana. Fakt nie ćwiczyłam ostatnio, ale żeby aż tak się czuć? Nie no rozumiem zakwasy i te sprawy, ale tego nie. Doskonale zgadywałam ataki naszych przeciwników i ich skutecznie blokowałam. Zero pomyłki. Przebijali się tylko wtedy, gdy skakałam do bloku z Kuroo. Specjalnie żeby go uniknąć, wyszłam najszybciej z szatni a potem z hali. Pożegnałam się z resztą i wzięłam głęboki oddech. Niestety ktoś to przewidział, bo po chwili usłyszałam jego głos.
-Grałaś niesamowicie Wa-chan.
Wzdrygnęłam się i poczułam jak znowu pieką mnie policzki.
-Dziękuję.
-Oya? Czy ktoś tu się rumieni?
-Chyba w twoich snach. To od dzisiejszego treningu.
-A może powinienem cię zanieść? Wiesz w drodze mogłabyś stracić przytomność.
-Podziękuję. Mam jeszcze sporo siły.-Wzięłam głęboki oddech.-Kuroo?
-Hm?
-Heh...wiem, że ktoś to za mnie zrobił, ale wolę sama o to zapytać. Czy p-pójdziesz ze m-mną na t-ten ś-ślub?
-Z wielką chęcią. A i słodko się jąkasz.
-C-Cicho
Nie wiem który to już raz. Czwarty...może piąty. Pewna nie jestem. Jestem pewna tylko tego, że to nie jest pierwszy raz. Powinnam być spokojna. Tylko spokój może mnie w tej chwili uratować. Po prostu spokój. To teraz jest najważniejsze. A nie idący obok mnie kogut.
-Wa-chan powiedz mi. Skąd tak dobrze blokujesz?
-Mój kuzyn. Brat nauczył mnie tylko podstaw, a on bloków.
-Satori. Mam rację?
-Tak. Skąd wiesz?
Byłam tym lekko zaskoczona. W końcu mu o nim nie mówiłam.
-Ktoś mi powiedział o jakimś "satori mode"
Zrobił cudzysłów w powietrzu. Już wiedziałam kto mu o tym powiedział. Wyciągnęłam swój telefon i napisałam pewną rzecz tej papli. Z szerokim uśmiechem schowałam go do torby. Zerknęłam tylko na kapitana, który wydawał się być bardzo zaskoczony.
-No co?-Wzruszyłam ramionami.-Napisałam tylko coś komuś.
Przynajmniej w tej kwestii będę miała na jakiś czas spokój. W porę sobie o czymś przypomniałam.
-A Kuroo. Przypomnisz mi o czym mówił trener?
-Niedługo mamy mieć mecz treningowy z Karasuno. No i jutro jedziemy. Zbiórka o siódmej pod szkołą
-Dzięki. Gdy gram, lub jestem po, to nie skupiam się na otaczającym mnie świecie.
-Nie ma sprawy. Tylko mi nie zaśpij.
-Ha Ha Ha. Bardzo zabawne.
Pożegnaliśmy się przed moim domem. Chodziarz muszę przyznać, że jak nie rzuca tekścikami na podryw, to jest całkiem fajny. Tylko czasami ten uśmiech.

Drużyna kotówWhere stories live. Discover now