Rozdział 13 ~ Jak dawniej ~

59 6 69
                                    


Rozejrzał się zniecierpliwiony i potarł dłonie, po czym chuchnął w nie, bezskutecznie próbując się ogrzać. Leciutka kurtka, którą miał na sobie, nie radziła sobie z grudniowym mrozem. Z bólem patrzył na swoje czerwone palce, w myślach przeklinając własną głupotę. Mógł zabrać rękawiczki...

Podniósł wzrok, słysząc czyjeś ciężkie kroki i wyprostował się szybko, kiedy stanął przed nim znajomy mężczyzna.

Joel miał przekrwione oczy i zmarnowaną twarz, którą zdobił niedbały zarost. Zmarszczył brwi i splunął na bok, jakby dla podkreślenia swojej niepokojącej aparycji.

- Czekasz na coś? - zapytał wreszcie, wyrywając zestresowanego chłopaka z chwilowego amoku. Jego niski głos nie pasował do stosunkowo młodej twarzy.

- Nie, nie – wydukał brunet, sięgając do kieszeni jeansów. Wyciągnął z niej czarny, skórzany portfel i otworzył go. Jego wzrok zawisł na chwilę na twarzy ojca, którego zdjęcie zostało wetknięte w jedną z przegród. Szybko zamknął portfel, podając Joelowi plik banknotów.

Mężczyzna popatrzył na niego nieufnie i zaczął przeliczać pieniądze. Chłopak przełknął głośno ślinę, czując narastające napięcie. Żołądek skręcało mu ze stresu, a w gardle pojawiła się dusząca gula. Zastanawiał się, czy powinien teraz coś powiedzieć... a jeśli tak, to co?

Chciał już skończyć to upokarzające spotkanie. Nie chciał patrzeć na twarz mężczyzny ani chwili dłużej, bo coraz trudniej było mu powstrzymywać chęć uderzenia jej. Dobrze wiedział jednak, że gdyby to zrobił, wydałby na siebie wyrok śmierci. Nie miał z Joelem najmniejszych szans.

Nie wiedział, czy bardziej gardzi nim, czy samym sobą.

- Dobre z ciebie dziecko - Starszy uśmiechnął się zawadiacko i wyciągnął rękę, żeby potargać go po włosach. Mocny zapach jego perfum sprawił, że brunetowi zakręciło się w nosie. Kichnął, zakrywając usta rękawem, a mężczyzna skrzywił się i cofnął.

- Pieprzony imigrant – rzucił z obrzydzeniem.

Chłopak podniósł wzrok i zmarszczył brwi.

- Sam jesteś imigrantem – zauważył, biorąc pod uwagę latynoskie korzenie rozmówcy.

Joel potrzebował chwili, żeby przetworzyć te informacje.

- Chrzań się – prychnął, odwracając wzrok. - Zaraz będziesz musiał dopłacać za moje stracone nerwy...

- I tak doisz nas, jak chcesz. - Kaj odwrócił wzrok i szybko schował portfel do kieszeni. Nie miał więcej pieniędzy, a Joel miał tego znakomitą świadomość.

Starszy rozłożył bezradnie ręce i wzruszył ramionami.

- Zadzwoń po policje – odpowiedział kpiąco, po czym odwrócił się i odszedł.

Brunet odprowadził mężczyznę wzrokiem i, kiedy tamten zniknął z jego pola widzenia, zaklął głośno. Muzyka, dochodząca z baru za jego plecami, chociaż częściowo zagłuszała natrętne myśli, nie potrafiła jednak ochronić go przed zimnem. Na szczęście, sam budynek tak.

Podszedł do tylnych drzwi i nacisnął na klamkę. Ustąpiły, a on ostrożnie wślizgnął się do środka. Rozejrzał się. Nikogo nie było w pobliżu.

Przemknął obok otwartych drzwi na zaplecze i wszedł na sale. Od razu przywitał go smród alkoholu, zmieszanego z potem i trawą. Muzyka grała tak głośno, że ludzie siedzący przy barze musieli się przekrzykiwać. Zresztą, o tej porze i tak by krzyczeli.

Uwielbiał tłumy. Dosłownie i niesarkastycznie - przebywanie w towarzystwie wielu ludzi sprawiało mu wielką przyjemność, a jeszcze lepiej było, kiedy ci ludzie zwracali na niego uwagę. To był jeden z powodów, dla których kochał siatkówkę.

Dobre ŚwiadectwaWhere stories live. Discover now