— Hej! — usłyszałem wesołe przywitanie. Ujrzałem Springsteena. Samego. Bez dziewczyny. Na bogów.

— Hej — odparłem. Springsteen podszedł bliżej, chowając dłonie w kieszeni. Mróz doskwierał nieprzerwanie, dlatego wcale nie zdziwiłem się, że przemarzł.

— Długo czekasz? — zapytał. Spojrzałem na jego twarz. Nos mu poczerwieniał, przez co wyglądał zaskakująco niepoważnie.

— Nie, dopiero co tu przyszedłem...

— No to świetnie! Mieszkam niedaleko i zawsze mam problem z oceną, ile zajmie mi dotarcie do centrum — rozgadał się i zadrżał od zimna. Pokiwałem jedynie głową i rozejrzałem się.

— A dziewczyna psora?

— Co z nią? — zapytał ze zdziwieniem.

— Czekamy na nią, tak?

— Co? Eee... Nie! Petria dojdzie później, coś jej wypadło — odparł pośpiesznie. — Dobra, chodź. Już wyjątkowo zmarzłem, ty pewnie też.

— Trochę — powiedziałem ze ściśniętym gardłem. Najbliższy czas mieliśmy spędzić w swoim towarzystwie. Nic nie mogłem zrobić. Właściwie, to nawet nie zamierzałem niczego zmieniać.

Weszliśmy do muzeum, do wnętrza eleganckiego, ale przede wszystkim, ciepłego. Wzdrygnąłem się, jemu zaś zaparowały okulary. Poczekał, aż sprawa się unormowała, w międzyczasie zdejmując płaszcz. Poszedłem w jego ślady, zastanawiając się, jak bardzo moja twarz zrobiła się czerwona.

— Potrzymałbyś? — Podał mi swój płaszcz. — Pójdę nam kupić bilety.

Wziąłem jego płaszcz i przytrzymałem mocno, abym przypadkiem nie upuścił na posadzkę. Wcześniej nie miałem okazji, lecz teraz poczułem zapach jego perfum. Chłopaki mieli rację. Nasz wychowawca z zastępstwa musiał mieć mnóstwo pieniędzy, bo takie perfumy nie mogły należeć do tanich. Pojęcia o tym nie miałem żadnego, ale spodobał mi się, jak na męski zapach. Kiedy zachwycałem się po cichu, Springsteen udał się do kasy. Pogawędził z panią w okienku, a gdy wrócił, wyglądał na przeszczęśliwego.

— Myśleli, że zapomniałem czegoś — wyjaśnił.

— To znaczy? — zapytałem z prawdziwą niewiedzą.

— Czasami jestem tu trzy razy w tygodniu, dlatego i pani Hirtley, czyli ta przy kasie, jak i wiele osób, znają mnie — wyjaśnił, podając mi bilet. Spojrzałem na dwa papierki pomiędzy jego palcami. Westchnąłem zdecydowanie za głośno.

— Co? Nie pasuje? — zdumiał się. Pokręciłem głową, uśmiechając się.

— Nie, nie... Po prostu... Gdy czekałem, patrzałem na plakaty i pomyślałem, że fajnie byłoby iść właśnie na to — wyjaśniłem. Ogarnęła mnie prawdziwa radość na myśl, że za moment zobaczę szkice ze studia Yazzo. Springsteen uśmiechnął się z wyraźną ulgą.

— Wspaniale. Decydowałem w ciemno. Dobra, dosyć gadania. Nie ma słów, które opisałyby, jak bardzo chcę zobaczyć wystawę studia Yazzo!

***

Podejście do muzealnictwa zmieniło się od czasów mojej ostatniej wizyty. Ze strachem przyznałem, że należałem do kulturowych prymitywów. Wystawa pochłonęła mnie całkowicie już od progu. Aby wejść, należało przesunąć wielki regał z książkami. Poczułem się, jakbym rzeczywiście wszedł do świata istniejącego w moich wspomnieniach.

Po drugiej stronie znajdował się korytarz, który wyglądał jak z filmu studia Yazzo, Błękitnych bystrzyków. Ja, kulturowy dzikus, zachwyciłem się jak dziecko. Springsteen także nie zachowywał się, jak na poważnego nauczyciela historii przystało. Z ekscytacją wymieniał kolejne tytuły, gdy na ścianach zobaczyliśmy projekcie znanych postaci. Gdy przeszliśmy do następnej sali, złapał się za głowę.

DRUGS, SUCKS & SAUSAGESUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum