13. Choroba nie wybiera.

3.4K 256 47
                                    

Dzień: 19 Grudnia

Louisa obudził kaszel po drugiej stronie łóżka, zmarszczył brwi i spojrzał sennie na swojego partnera. Harry był skulony, było mu wyraźnie zimno, co chwilę kaszlał mecząc się okropnie.

- Kochanie? - mniejszy mruknął, łapiąc rękę bruneta  - Co się dzieje?

- Wszystko okej. - pociągnął nosem brunet - Nic większego.

- Przestań, jesteś wyraźnie chory. - burknął i usiał, rękę przyłożył do czoła mężczyzny - Masz wyraźnie wyższą temperaturę - kręcił na to wszystko nosem.  Jeszcze choroby było im potrzeba przed świętami.

- To tylko kaszel Lou. Poleżę i przejdzie - westchnął, mimo wszystko nie był pewny swoich słów. Nie chciał tylko martwić Louisa, to nie było jego priorytetem.

-Nie rób z siebie małego dziecka, Styles  - wstał z ich łóżka  - Idę po termometr - poinformował bardziej surowym głosem.

Harry tylko mruknął coś pod nosem i więcej nie dyskutował z szatynem. Louis westchnął  i sięgnął  z fotela koc i nakrył nim mężczyznę, nim pocałował go krótko w wargi. Poszedł po termometr, który miał schowany w łazience. Po czym wrócił do Stylesa.

- Raz raz, pod pachę - nakazał, podając mu przedmiot i spojrzał na zegarek. Kai niedługo  wstanie.

Brunet grzecznie przyjął przedmiot i cierpliwie czekał, aż nie wyda z siebie dźwięku oznaczającego, że można sprawdzić temperaturę.

- Masz szczęście, chorować przed świętami - pokręcił głową i usiadł blisko niego.

- Lekkie przeziębienie - poprawił Louisa.

- Zaraz zobaczymy...

W końcu Harry oddał termometr Tomlinsonowi, nie będąc w stanie samemu nic z niego odczytać.

-Trzydzieści osiem i sześć, no ładnie Harold - polecił głową i lepiej go przykrył.

- Chwila moment i przejdzie - powiedział w taki sposób, jakby sam w to nie wierzył.

- Idę po leki i zrobić śniadanie, spróbuj zasnąć na trochę - poprosił i odłożył urządzenie na stolik nocny.

- Dziękuję... - szepnął, mocniej przykrywając się kołdrą. Nienawidził być chorym, ale to jak Louis zawsze o niego dbał przy takich sytuacjach... Było po prostu wspaniałe i kochane.

Louis uśmiechnął się i wyszedł z sypialni i poszedł zobaczyć jak ma się Kai. Chłopiec zdążył się obudzić, siedział na dywanie mamrocząc do siebie.

- Dzień dobry mały piracie - zawołał dorosły i zagarnął małego, i ułożył go sobie na biodrze.

- Mama! - pisnął i uczepił się koszulki Louisa.

- Idziemy zrobić śniadanko? - pocałował go w czoło i ostrożnie wyszedł z pokoiku.

- Gdzie tata? - spytał od razu Kai.

- Chory  w łóżeczku - powoli zszedł po schodach.

- Biedny tata  - potarł piąstką oczy.

- Biedny - potwierdził i posadził chłopca na krześle w kuchni - Narysujesz coś dla taty? By się  lepiej poczuł?

- Tak! - zgodził się chłopiec - Kletki?

Louis  wszystko mu podał i zabrał się za robienie śniadania. Potrzebował czegoś lekkiego i jednocześnie pożywnego dla Stylesa, postawił na jajecznice. Gotowanie nie było dla niego  problemem, więc po paru minutach wszystko było na trzech talerzach.

Be our santa/ larryWhere stories live. Discover now