Tylko raz podniosłem wzrok, wtedy Josephine zsunęła okulary i odłożyła na stolik. W lustrze ujrzałem siniak na jej opalonym policzku, który wyglądał kuriozalnie. Siedziała na fotelu smutna, przygnębiona i milcząca, a fryzjerka nie próbowała utrzymywać rozmowy. Wykonała fryzurę, którą Josephine pokazała ją na zdjęciu w telefonie.

Powoli wstałem, rzucając gazetę na stolik. Zbliżyłem się do Josephine i spojrzałem na nią w lustrze. Ona ubrana w białe spodnie i jasną koszulę i ja w czerni, wyglądaliśmy, jak dwa przeciwieństwa. Ciekaw byłem, czy faktycznie tak było. Bo może to tylko wygląd nas tak od siebie różnił?

– Wyjdę na moment. – Oznajmiłem cicho, ale uniosłem brew i posłałem jej znaczące spojrzenie.

– Aż tak szybko nie biegam. – Odparła, spuszczając wzrok na nadgarstek. Zaczęła bawić się bransoletką z kryształami Swarovskiego.

Nic więcej nie dodałem, bo dyskusja na ten temat była zbędna. Fryzjerka zerknęła na mnie ciekawska, lecz o nic nie zapytała. Opuściłem salon i skierowałem się do pobliskiej kawiarni, równie luksusowej, jak cała dzielnica, w której się znaleźliśmy. Pomyślałem sobie, że chociaż stać było mnie teraz na kupienie garnituru Gucciego, lub drogich butów, to nie chciałem na to marnować pieniędzy. W głowie non stop przeliczałem sumy, które mogłem postawić i zaryzykować, żeby zgarnąć większą wygraną.

Do kwiaciarni wszedłem kierowany szacunkiem do muzyki, jaką wygrywała Josephine. Wcześniej nie miałem pojęcia, że podzielała moją pasję, póki nie zobaczyłem jej przy pianinie. Dlatego wzrosła we mnie sympatia oraz życzliwość, tym samym byłem zaskoczony współczuciem i złością, które narodziły się we mnie. Josephine grała piękną muzykę, była także piękną kobietą i choć rzadko odczuwałem jakiekolwiek inne emocje niż nienawiści, to do niej podchodziłem trochę inaczej. Nie podobało mi się, że kobieta, w której sercu żyje melodia pianina, wyglądała na zgaszoną, a na dodatek została uderzona. Śmiem wątpić, że wpadła na szafkę.

Między kwiatami poczułem się kompletnie zmieszany. Nie miałem pojęcia, jaki kwiat wybrać, ale ekspedientka z uśmiechem zaproponowała mi bukiet. Zdecydowałem się na niewielki, składał się z różowych gerberów i obwiązany był białą wstążką.

Zostawiłem na blacie solidną zapłatę, nie dbając o resztę i wyszedłem. Później cierpliwie czekałem na koniec, w międzyczasie pijąc kawę. Dostałem również kilka ciastek od zalotnej fryzjerki, która co jakiś czas wpatrywała się we mnie maślanym wzrokiem. Doprawdy, żałosne.

– Mąż uregulował rachunek – Fryzjerka uśmiechnęła się do Josephine, kiedy ta szukała portfela. Miała bardzo elegancko spięte włosy i wyglądała dość blado bez makijażu, a na dodatek ten siniak...

– Tak? Och... W porządku. Bardzo dziękuję. – Posłała jej mało wiarygodny uśmiech i ruszyła do wyjścia. Nie żegnając się, wyszedłem za nią.

– Josephine. – Odezwałem się, gdy stanęliśmy przy aucie.

– Tak? – Schowała okulary do torebki i spojrzała na mnie pustym wzrokiem. W jej oczach widziałem odbicie... siebie. Zupełna obojętność.

Powoli uniosłem rękę i wręczyłem jej kwiaty, cały czas jej się przyglądając. Wyglądała na zaskoczoną, gdy wzięła ode mnie gerbery. Popatrzyła na bukiet, potem na mnie i pokręciła delikatnie głową.

– Kupiłeś mi kwiaty? – Wyszeptała.

– Nie wiedziałem, że tak dobrze grasz. Oczarowałaś mnie muzyką. Uznałem, że tak docenię twój talent. – Odparłem, opierając się ręką o samochód. Przechyliłem lekko głowę i nie spuszczałem wzroku z twarzy Josephine. W jej oczach dojrzałem łzy, które bardzo mnie zaskoczyły.

Desperado [psycho LT] ✔Where stories live. Discover now