I wtedy do głowy przyszedł jej plan, genialny w swej prostocie. Aby uciec wystarczyło wyrwać elfowi wodze z rąk i pogalopować na koniu. Wprost do domu. Musiała się dowiedzieć, co tam się stało. Czy... Joanna jeszcze żyje? A Gerda? Nie mogła o nich tylko myśleć, musiała zacząć działać. Prosty plan, ale czy elf by do tego dopuścił? Nie słyszała jeszcze jakby ktokolwiek mówił, że elfy to nieuważne istoty, wręcz przeciwnie - mądre, sprytne, przewidujące i dostojne. Nigdy lekko myślne.

Mimo to dziewczyna spróbowała. Zaczekała na odpowiedni moment i wyszarpała elfowi z rąk wodze. Poszło zbyt łatwo. Momentalnie odwróciła konia i walnęła go piętami po bokach, by przyspieszył. Ten jednak stał jak słup i nie chciał się ruszyć ani na milimetr mimo usilnych prób dziewczyny. W końcu dosyć niezdarnie zsunęła się z konia i zeskoczyła na ziemię. W stopach odezwał się tępy ból. Gleamn przyglądał się tylko jej zmaganiom z odprowadzaniem karoszka. Na jego twarz wystąpił lekki uśmiech. Koń stał w miejscu i nadal nie chciał się ruszyć nawet o cal. Zupełnie tak jakby zmienił właściciela, a lata opieki poszły w niepamięć.

- Nie wróci już tam. - usłyszała za sobą.

- Hmmm? - wciąż nie wiedziała jakim sposobem się z nim porozumiewał, ani jak on rozumiał ją. Ten podszedł do niej i ze spokojnym wyrazem twarzy, zupełnie nie przejmując się wybuchowością dziewczyny i rzekł:

- Nie wróci już tam. Nie po takim czymś...

- Ale ja opiekowałam się nim, przez tyle lat!

- A ogień? To piekło, które przeżył? Tego nie zapomni, Twojej troski również, lecz nie wróci już do tamtego miejsca. Przetrwał to, tak jak Ty. Nie mam pojęcia jakim cudem. I wciąż zastanawia mnie jak w ogóle znalazłaś się tak daleko stąmtąd...- nie odpowiedziała, dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w niego odezwała się.

- Ale skąd Ty to w ogóle wiesz? - pytanie wybrzmiało w ciszy.

- To oczywiste. Ale nie wiem czy jest to tak oczywiste dla ludzi. Dla Ciebie być powinno.

- Co takiego?

- Nic co musisz wiedzieć w tej chwili. A teraz wskakuj z powrotem na konia. - dziewczyna nie ruszyła się. - No już, bez obaw, powinnaś odpocząć i porządnie zjeść. Lecisz dosłownie z siodła.

- Ale ja...

- Nie marudź, tylko chodź. - Evelynn niechętnie przytaknęła pod srogim wzrokiem elfa i z jego pomocą ponownie usadowiła się na koniu. Dopiero teraz, gdy nieznajomy zwrócił jej na to uwagę, poczuła jak bardzo była zmęczona. Nagle poczęła ziewać, a powieki jakby same opadały. O ucieczce nie było mowy, nie byłaby w stanie po raz kolejny wydać tyle energi. Póki co mogła tylko liczyć, że elf nie kłamie i będzie w stanie chociaż chwilę wypocząć.

Niewiedząc kiedy - zasnęła. Obudziła się na czyichś rękach, na szczęście znajomych. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, ale elf uciszył ją i kazał jej je zamknąć. Uległa. Bardzo przyjemnie było w cudzych ramionach, wreszcie poczuła się prawdziwie bezpiecznie... A bicie serca drugiej osoby jeszcze nigdy jej tak nie uspokajało.

Została odłożona na miękkie łoże. Trudno było jej stwierdzić, czym było wypełnione. Delikatny i aksamitny materiał otarł się o jej skórę, przykrywając całe jej ciało. Kroki po cichu oddaliły się i zamknęły za sobą drzwi.

Wyczerpanie wzięło górę nad ciałem i dziewczyna ponownie usnęła.

~

Stała na krawędzi. Od przepaści dzielił ją zaledwie jeden krok, uważała więc bardzo i nie wychylała się zbytnio w obawie o życie. Z krateru zionęła pustka. Czarna otchłań kusiła, aby w nią aby zajrzeć. Żwir chrzęszczał gdy postać przesuwała się w bok, tuląc ścianę z kamienia plecami. Powoli, krok za krokiem zbliżała się do półki skalnej, która gwarantowała jej bezpieczeństwo. Za nią była jaskinia i obozowisko.

Zabrakło jej jednego kroku.

Ze zbocza poczęły zlatywać okruchy skalne. Spojrzała w górę. Te poraniły jej twarz mocno i straszliwie. Coraz to większe kawałki odłamywały się i spadaly wprost na nią, gdzieś tam z wysokiego szczytu. Z odmętów jej pamięci wyrwały się okropne obrazy. Jeden za drugim spadały do pustki wraz z kamieniami, które przygniatały dziewczynę coraz bardziej.

Był ogień, krzyk i lament. Lament łamiących się drzew i tlących gałęzi na wietrze. Strzechy domów pochłaniane przez żywioł. Chaty tonęły w płomieniach w zastraszającym tempie.

Ktoś płakał. Dom zawalił się.

- Nie żyje...

Dzieci. Roztrzęsione i obsmarkane trzymały się za rączki. Pyzate policzki były czarne ze smoły, a noski całe zasmarkane. Oczka błądziły po sobie i krajobrazie, dławiły się dymem i roniły łzy. Gdzieś w oddali kwiczał palony żywcem koń.

W jej szaro- zielonych oczach łzy. Łzy szczęścia i odbijający się w nich żar. Zatroskana twarz niby wymazana węglem spoglądała na nią z nadzieją, miłością i determinacją. A ona ją zawiodła. Zostawiła ją samą, być może leży w zgliszczach, po tym jak chciała uratować jeszcze kogoś innego... Pewnie myśli, że nie żyje. Pewnie... A może jestem już sama?

W tym momencie coś wyrwało ją ze snu, a raczej ktoś. Nadal była noc, przez odsłonięte zasłony wpadało jedynie światło księżyca. Elf siedział okryty kocem na fotelu, który znajdował się na przeciwko łóżka.

- Krzyczałaś. - stwierdził.

- Głośno? - zapytała ocierając z czegoś mokrego twarz. Gleamn kiwnął głową. - Aaa, byłeś tu cały czas? - tym razem przeczenie.

- Przyszedłem gdy tylko Cię usłyszałem. Brzmiało to tak jakby ktoś robił Ci krzywdę... Cieszę się, że nic Ci nie jest, że to tylko koszmar. -  wstał z fotelu i ruszył ku drzwiom. - Już nie przeszkadzam.

- Stój... - elf zatrzymał się i spojrzał pytająco w stronę dziewczyny. Ta zmieszała się. - Mógłbyś zostać? Tam na fotelu...

- Boisz się? - to nie było pytanie, lecz stwierdzenie.

- Nie, ale...

- Ale?

- Tak czuję się bezpieczniej. - odparła. - Proszę. - elf rozejrzał się tylko po ciemnym pomieszczeniu i usiadł ponownie na fotelu.

- W takim razie, velhei'ne lynnes Evelynn.

Niewiele czasu wystarczyło by już kolejny raz pogrążyła się w ciemności.

~

Ponownie obudziła się nad ranem. Tym razem zasłony były odsłonięte, a światło smugami wpadało do pomieszczenia.

Przetarła oczy. Słońce widoczne przez okno było już wysoko na horyzoncie. Podniosła się na łokciach i od razu spojrzała na fotel. Był pusty.

Przypomniała sobie to co wydarzyło się w nocy. Momentalnie zrobiło jej się głupio, ale koszmar... Miała nadzieję, że już nigdy się jej nie przyśni. Myliła się.

Już kolejny raz wróciły wspomnienia. Mimo iż faktycznie czuła się lepiej niż wczoraj, wreszcie wypoczęła to łzy i tak napłynęły jej do oczu... Tak bardzo chciała wrócić do swojego domu, do Joanny... Tak bardzo za nią tęskniła. A dobijało ją to, że nie miała żadnego pojęcia co się dzieje tam, daleko gdzieś za lasem.

Stojąc na balkonie, nadal w bosych stopach, nie wiedziała w którą ma spojrzeć stronę by ujrzeć dom. Tyle rzeczy, nieprawdopodobnych i dziwnych zarazem przydarzyło się tak nagle i niespodziewanie... Pożar, wóz, odsiecz, wędrówka, ciernie, potwór, ucieczka, a teraz ? Nie miała pojęcia dokąd trafiła. Kim jest tak naprawdę Gleamn. Dlaczego wie tyle rzeczy o mnie... - zalewała ją kaskada pytań bez odpowiedzo. -Co się stało z Nemmrisem i czy udało mu się uciec?

Zfrustrowana zwróciła się spowrotem w kierunku łóżka. Rzuciła się na nie i przytuliła leżącą tam poduszkę. Ta chłonęła gorzkie łzy, jedna za drugą. Nie mogła przestać, ale musiała coś zrobić... Uciec jakoś z tąd, wrócić...

Wtedy spojrzała na mały stoliczek tuż przy drugiej stronie łóżka. Leżał na nim mały świstek papieru. Szybkim ruchem dłoni pochwyciła go i zaczęła zachłannie go czytać.

Czekało ją małe spotkanie.

■■■■■■■■■■■■■■■■■■

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 16, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Biały nie jest biały...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz