Jak pisać o... #12 [dystopia]

420 65 2
                                    

Im gorzej tym lepiej, czyli kilka słów o dystopiach

Niektórzy, by ziścić marzenia o idealnym świecie, próbują go opisywać. Inni – i tych jest znacznie więcej – chętniej skupiają się na mrocznych wizjach przyszłości. Czy świat rodem z sennych koszmarów, który, dzięki dziełom Orwella i Burgessa, na dobre odcisnął się w popkulturze, jest trudny do opisania? Jak właściwie stworzyć dobrą dystopię?

Brzydkie, a więc kuszące?

Turpizm, czyli zachwyt nad brzydotą, jest jednym z najbardziej fascynujących zjawisk ostatnich stuleci. Malarze wybierający nieatrakcyjnych modeli czy poeci bezlitośnie rozprawiający się z klasycznie pojmowanym pięknem początkowo szokowali, lecz z czasem zaczęli zachwycać. Dlaczego? Wyjaśnienie może być bardzo proste: brzydota jest ciekawsza niż piękno. Krąg kulturowy, w którym przyszliśmy na świat, wyznacza granicę między atrakcyjnością a jej brakiem. I tak, w powszechnym rozumieniu, słoneczny dzień jest piękny (i dobry), a burza brzydka (i niebezpieczna). Jednak które ze zjawisk fascynuje bardziej? Które chętniej uwieczniamy na zdjęciach?
Brzydota i roztaczane przez nią widmo grozy kusi potencjalnego odbiorcę tajemniczością, poza tym...

...nadmiar słodyczy szkodzi

Wyobraźcie sobie ryneczek malutkiego miasta, rodziny z dziećmi i małe, biszkoptowe labradory, wesoło merdające ogonkami.  Jest piękna pogoda, na parapetach bielonych domków kwitną różowe kwiaty, a wszyscy są dla siebie mili. I, oczywiście, każdy mieszkaniec tej sielskiej krainy może poszczycić się nieprzeciętną urodą.

Co czujecie? Kicz, który wylewa się z tego obrazka, niejednego przyprawi o ból żołądka. A teraz wyobraźcie sobie, że pośrodku ślicznego ryneczku zatrzymuje się samochód. Zdezelowany, odrapany maluch tak brudny, że z trudem można odczytać numery na tablicy rejestracyjnej. Jednooki kierowca z twarzą pooraną zmarszczkami i niedopałkiem papierosa w ustach, wysiada z pojazdu i z pogardą obserwuje opisaną wyżej krainę wiecznej szczęśliwości. I co? Rynek staje się miejscem o wiele ciekawszym, można domyślić się, że lukier to tylko fasada, za którą kryje się coś innego, być może mrocznego. Utrzymywanie u odbiorcy jednej emocji przez cały tekst (pozytywnej lub negatywnej) szybko wprawi go w znużenie.

Dobra-zła dystopia

No ale przejdźmy do meritum. Co sprawia, że dystopia może stać się dziełem literackim? Dlaczego, choć licznie wydawane dystopie (ogromny odsetek literatury science fiction należy właśnie do tego gatunku), w dużej mierze przechodzą bez echa? Oczywiście nie ma jednego, skutecznego sposobu na dobrą opowieść. Ale jej sukces będzie w dużej mierze zależał od oryginalności pomysłu.

Przykłady? Proszę bardzo.

W Mechanicznej pomarańczy właściwie każdy element działa wyróżniająco. Ktokolwiek, kto przeczyta choć kilka stron tej książki, nawet po latach bez problemu rozpozna pochodzące z niej cytaty. Powieść jest napisana bardzo, bardzo specyficznie. Narracja z punktu widzenia bohatera jest jednocześnie przedstawieniem języka, którym postać się posługuje. Ten przedziwny slang, czerpiący garściami z zapożyczeń i opierający się na niekiedy zdumiewających konstrukcjach zdaniowych znakomicie pasuje do zdeprawowanego nastolatka, który sam mówi o sobie, że:

Popełniłem wszystko, co tylko można. A dopiero mam piętnaście lat.

I, zapewniam, Alex nie przesadza. To postać tak odpychająca, że trudno zobaczyć w niej człowieka.

W świecie stworzonym przez Burgessa, zło nie jest niczym dziwnym. Ba, stanowi wręcz naturalny element krajobrazu.

A polucyjniaki wzięli się za to długie zeznanie, co je miałem podpisać, to ja podumałem sobie: a niech was piekło i szlag trafi, a jeżeli wy wszyscy jesteście po stronie dobra, to ja cieszę się, że po tej drugiej.

Mechaniczna pomarańcza zmusza czytelnika do refleksji. Prowokuje do myślenia, sprawia, że odbiorca zaczyna zastanawiać się nad filarami filozofii: czym jest dobro, czym zło, a czym jednostka w tłumie? Burgess, choć do czytania niełatwy, znacząco wpływa na myślenie czytelnika. I to właśnie jest siłą Mechanicznej pomarańczy.

Polacy nie gęsi i swoje dystopie mają, dlatego kolejny przykład pochodzi od naszego rodzimego pisarza – Stanisława Lema. W Kongresie futurologicznym, opowiadaniu okraszonym specyficznym humorem i potężną dawką filozofii, Ijon Tichy bierze udział w niezwykłym spotkaniu myślicieli z całego świata. Debatując nad problemem przeludnienia, futurolodzy stają się ofiarami zamieszek. Tichy, wskutek kontaktu z substancjami chemicznymi, doznaje kolejnych halucynacji.

Lem, jak chyba nikt inny, potrafił pisać o słabości i ułomności człowieka. Zacierając granicę między halucynacjami a prawdziwym światem i pytając o sens poznania prawdy, zafundował mi wiele bezsennych nocy, które poświęciłam na filozoficzne rozważania.

Na deser pozostawiłam Rok 1984. To chyba najsłynniejsza antyutopia polityczna. Inspirowana systemem stalinowskim, z którym zetknął się autor, zawierała liczne podteksty do ówczesnej sytuacji na świecie. Stworzone przez Orwella pojęcia, takie jak nowomowa, Wielki Brat, czy nieosoba, zadomowiły się w uzusie, a opisywane mechanizmy propagandy do dziś przewijają się w publikacjach naukowych.
Powieść jest napisana stosunkowo prostym językiem, a doszukiwanie się przesłania nie wymaga szczególnego wysiłku, co czyni Rok 1984 dziełem uniwersalnym.
Sądzę, że to właśnie świadczy o sile tego utworu. Dociera do niemal każdego czytelnika i zmusza go do myślenia.

***

Nie istnieje przepis na dobrą dystopię. To, co dla jednego będzie truizmem, drugiemu wyda się filozoficznym objawieniem.  Warto jednak zwrócić uwagę, że wszystkie wspomniane przeze mnie dzieła, łączyły dwa wspólne elementy: prowokowanie do rozważań i oryginalność. Dobra sztuka nie pozostawia obojętnym, podoba się lub nie, lecz nikt nie powinien przechodzić obok, wzruszając tylko ramionami. Jeśli więc dzieło jest wewnętrznie spójne, zbudowane na ciekawej idei, a czytelnik zakończy lekturę bogatszy o kilka refleksji, autor może mówić o sukcesie.

Durbrzuszny

Nożyce tną... październik 2018Where stories live. Discover now