15.

305 21 3
                                    

Policjanci automatycznie się odwrócili, przygotowując broń w razie konieczności. Ja zrobiłam to powoli, ze spuszczoną głową. Dopiero gdy byłam ustawiona całkowicie przodem, uniosłam głowę.

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, nie było to, że przytrzymywał ciasno jakąś nastolatkę, trzymając nóż na jej gardle, nie zwróciłam w ogóle uwagi na jej wygląd, czy też emocje wypisane na jej twarzy. Nie było to też miejsce, w jakim stał — idealne do ucieczki w razie niepowodzenia.

Było to jego piękno. Nieśmiałe promienie, które przebijały się przez chmury, sprawiały, że jego loki do ramion stawały się złote. Błękitne oczy przemieniały się na jeszcze jaśniejsze. Miałam wrażenie, jakby przeglądały na wskroś moją duszę, dochodząc do najgłębszych tajemnic. Różowe usta były wykrzywione w drwiącym uśmiechu. Jego piękna twarz była spokojna — wyglądał, jakby w ogóle nie przejmował się tym, że jest pod ostrzałem całej jednostki.

Takie samo wrażenie można było odnieść, przyglądając się jego szczupłej, lecz umięśnionej sylwetce. Ręka trzymająca nóż nie drgnęła ani razu, ściskając go pewnie, lecz nie za mocno — byłoby to wtedy oznaką złości.

— Rzuć nóż — rozkazał mu Calum. Wydawałoby się równie spokojnie, jednak ja wyczuwałam ten strach i zawahanie w jego głosie. Do Luke'a jeszcze mu naprawdę dużo brakowało.

Uśmiech blondyna minimalnie się powiększył.

— Dlaczego miałbym to zrobić? — zapytał. Pytanie ewidentnie zbiło wszystkich z tropu, oprócz mnie. Wbrew pozorom delikatnie się uśmiechnęłam. I gdyby sytuacja nie była tak poważna, być może nawet parsknęłabym śmiechem. Jednak wtedy Hood uznałby, że zwariowałam do końca. Kto wie, może to była prawda?

— Tak naprawdę nie chcesz tego zrobić — odparł jeden z mężczyzn, próbując ratować tę patową sytuację. Tym razem krótki śmiech wyrwał mi się z gardła. Calum spojrzał na mnie ostrzegawczo, natomiast uśmiech Luke'a znacznie się powiększył.

— Jak widać, nie tylko mnie to śmieszy — skomentował blondyn, rzucając mi krótkie, pełne rozbawienia spojrzenie. Uniósł lewą brew i rozejrzał się po tłumie. — Jakiś inny, dobry, rozsądny powód?

Zapadło milczenie, które dość szybko przerwałam.

— Udowodniłeś to, co chciałeś udowodnić — ogłosiłam, zakładając ręce na piersi. Czułam, jak wzrok Hooda, policjantów, a już zwłaszcza Luke'a skupia się na mojej postaci. Już czułam w kościach opieprz ze strony szefa, lecz nie przejmowałam się tym w tamtym momencie.

— Jesteś tego pewna, Chloe?

Pokręciłam przecząco głową.

— Nie, Luke. Jeden z pierwszych razów, gdy nie jestem czegoś pewna. Głównie dlatego, że jesteś nieprzewidywalny i najpewniej to jeszcze nie koniec twojego planu.

— Nieobliczalny tak samo, jak ty. Wiedziałem, co robię, jak wybierałem akurat ciebie — stwierdził. Odsunął nóż od szyi ślicznej blondynki i kopniakiem posłał ją w nasz tłum. Część mężczyzn złapała dziewczynę, chroniąc ją przed upadkiem. Reszta nadal trzymała broń wycelowaną w przestępcę. Ja natomiast nie przestawałam odrywać od niego wzroku, tak samo, jak on ode mnie.

I cała ta chwila mogłaby być pełna intymności i napięcia, gdyby nie tylko otoczenie, ale i nasze charaktery, a także to, kim byliśmy. Każde z nas miało kompletnie inne postrzeganie na moralność ludzką, na definicję sprawiedliwości, a także na to, jak powinien wyglądać ten świat. Oboje byliśmy różni pod względem naszego stanu psychiki. Owszem, oboje skrzywdzeni i w jakiś sposób spaczeni, jednak naprowadziło nas to na rozmaite drogi życiowe. Ja broniłam życia ludzkiego, on wręcz przeciwnie — odbierał je. I właśnie przez to nic nie mogło być takie, jak normalnie, takie, jak być powinno. Jeśli dodamy do tego, że Luke był tysiąc razy bardziej nieobliczalny niż ja, i to pod tym najgorszym względem można było otrzymać tylko jeden wynik — cała ta relacja nie miała prawa istnieć.

Hate Or Love // l. h.Where stories live. Discover now