I. Space Travel

Zacznij od początku
                                    

— Co ci tak długo zajęło? Wszyscy już dawno są. — Fettner zaczął dociekać, kiedy nachyliłem się, by wyciągnąć walizki.

Przeanalizowałem szybko całą moją trasę. Postanowiłem ominąć kompromitujący mnie szczegół jakim było pomylenie zjazdu i zgubienie się gdzieś po drodze, dlatego zrzucając z siebie winę, skorzystałem ze starej, dobrej wymówki:

— Korki — westchnąłem i zamknąłem bagażnik.

Manuel obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem, na które odpowiedziałem mu tym sugerującym, aby nie brnął dalej w ten temat. Brunet jedynie uniósł ręce na znak, że się poddaje i zaoferował pomoc przy walizkach. I tak obładowani torbami weszliśmy do głównej hali lotniska. Nie trudno było znaleźć resztę naszej ekipy. Stali w pojedynczych grupkach, nie dalej niż kilka metrów od centrum zgrupowania. Jak zwykle okazała się nim być ogromna góra bagażu, składająca się z przeróżnego sprzętu, nart i toreb. Dołożyłem do niej swoje rzeczy i zacząłem witać się z poszczególnymi osobami. Zamieniłem dwa słowa z trenerem, który uścisnął znacząco moją dłoń. Domyśliłem się, że chodzi o punktualność. Uśmiechnąłem się przepraszająco i pozostawiłem sztab szkoleniowy zaciekle dyskutujący o nowej metodzie treningowej.

Stanąłem nad swoim bagażem podręcznym. Zacząłem przeglądać kieszenie w poszukiwaniu słuchawek, które niewątpliwie przydadzą mi się w trakcie lotu. Podniosłem głowę na dźwięk mojego imienia. Zanim jednak zdążyłem się wyprostować, poczułem jak wiesza się na mnie pięćdziesiąt pięć kilogramów żywej masy. Czerwona kulka wtuliła się we mnie tak mocno, że omal nie straciłem równowagi. Objąłem go prawą ręką, bo lewą nadal miałem utkwioną w plecaku. Kiedy udało mi się ją oswobodzić, mogłem wreszcie dopełnić uścisk. Uścisk, którego doświadczałem tak często w swoim życiu. Uścisk, który stał się niejako czymś charakterystycznym dla naszej przyjaźni. Uścisk, który zarezerwowany był tylko dla niego.

Rozluźniłem się trochę, ale zamiast uśmiechu na mojej twarzy pojawił się grymas. Coś było nie tak. Odsunąłem ostrożnie mojego przyjaciela, kładąc dłoń na jego ramieniu. Od razu zauważyłem niepokojącą mnie rzecz.

— Stefan, co ty masz na głowie? — wydusiłem z siebie.

Chłopak ściągnął brwi, lekko zmieszany. Po chwili jednak jakby coś sobie uświadomił, rozpromienił się, spoglądając w górę na swoje włosy.

— Tak jakoś wyszło. — Uśmiechnął się, nawijając jeden z kosmyków na palec.

I może nic by mnie w tym nie zdziwiło, gdyby nie fakt, że Stefan z dnia na dzień stał się blondynem. Blondynem!

Przyjrzałem mu się jeszcze raz, tym razem uważniej, poszukując innych drastycznych zmian. Stwierdziłem, że na szczęście wzrost pozostał ten sam. Jeszcze tego by brakowało, by zaczął się dosłownie wywyższać nad innymi. I choć wiedziałem, że robił wszystko, aby zapewnić sobie wizualnie choć trochę więcej centymetrów, to i tak nadal zaliczał się do klubu skrzatów. Niezmiennie również obdarowywał mnie swoim krzywym, ale promiennym uśmiechem. Doszukałem się jednak niepewności, którą skrywały jego ciemne oczy. Zawsze tańczyła w nich radość, ale teraz patrzyły na mnie oczekująco. Stefan schował ręce do kieszeni swojej czerwonej bluzy, spuszczając lekko głowę. Czekał, aż coś powiem, ale jedyne na czym mogłem się skoncentrować były te rozwiane blond kosmyki.

— Daj spokój Kraft. — Poczułem jak Fettner wiesza się na moim ramieniu. — Michael jest zazdrosny, że nie będzie teraz jedyną złotowłosą w składzie.

Manuel zaczął targać moje włosy. Odwróciłem szybko głowę, uwalniając się od jego ręki. Zrzuciłem go z siebie, jednocześnie cmokając z niezadowoleniem. Przecież nie byłem zazdrosny. Po prostu nie zdecydowałem jeszcze, jak mam na to zareagować. Chyba bardziej byłem niezadowolony z tego, że nie wiedziałem o całym zajściu wcześniej, niż że w ogóle doszło do tej fryzjerskiej zbrodni.

You Are My Wings | A Kraftboeck StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz