Zdradzieckie kroki.

303 22 5
                                    

Od czasu gdy Hanji nas nakryła na pocałunku, minęły dwa dni, Orinderu trzymał się ode mnie z daleka, rzucał mi dziwne spojrzenia, unikałam go jak się tylko dało.

Zaprzyjaźniłam się także z pewną dziewczyną, jest trochę narwana, potrafi być wredna, ale stanęła w mojej obronie gdy Orinderu zaczął mnie wyzywać. Nazywa się Hari Golteria, wysoka, czarnowłosa dziewczyna, która wygląda trochę jak facet, przez ułożenie swoich włosów.

Jadłam razem z nią śniadanie, opowiadała mi o czymś mocno gestykulując, jej mowa jest trochę inna, przez jej pochodzenie, owszem, pochodzi z Japonii, ale, mówi bardzo dziwnie. Kiedyś mi się przyznała, że to przez osoby, z którymi mieszała, mówili strasznie dziwnie, ponieważ pochodzili z Niemiec, słyszała ich od małego i przyzwyczaiła się mówić jak oni.

- Czym ci nie mówiłam? - zapytała. ( Te ,, czym" było celowe.) - Przecie to jest chore.

- Masz całkowitą rację, muszę coś zrobić z tym kretynem. - odparłam dokańczając chleb, który jadłam. - Tylko co tu zrobić?

- Ten cały... Orinderu... Czym jest dla twojej osoby? - zapytała. ( Dziwna wymowa jej przyjaciółki jej celowa.)

- Jebanym pasożytem. - powiedziałam na co się zaśmiała, wstałam i odniosłam naczynia.

- Jam serio pytałam. - dorównała mi kroku.

- Nie chcę o tym rozmawiać. - odłożyłam naczynia i zwróciłam się do Hari. - Ale powiem ci, że zawsze był wrogiem numer jeden.

- Rozumiem. - powiedziała.

Wyszłam z jadalni i poszłam do swojego konia, musiałam się nią zająć.

- Sharka! - krzyknęłam entuzjastycznie. Podeszłam do konia, który dziwnie się zachowywał.

Chciałam go wyprowadzić na dwór, ale nie chciał wyjść, weszłam więc do jego boksu zamykając za sobą wrota. Zaczęłam więc zajmować się koniem w stajni a nie na dworze, tak jak planowałam... Trudno się mówi...

Miałam zamiar wyczyścić mu z pod kopyt błoto ale zabrała gwałtownie nogę. Już zrozumiałam... Jej nogą była cała zakrwawiona, a przez czarną maść nie zauważyłam krwi. Szybko zajęłam się jej raną. Postanowiłam pójść do Erwina i mu o tym opowiedzieć.

Zapytałam i dostałam zgodę na wyście, wkroczyłam do jego gabinetu.

- Musimy porozmawiać! - krzyknęłam całkiem ignorując Levi'ego, który właśnie z nim rozmawiał.

- Co się stało? - zapytał.

Levi udawał obojętnego, przecież nikt prócz Hanji nie wiedział że jesteśmy razem.

- Chodzi o mojego konia, Sharke. - powiedziałam.

Erwin gestem ręki pokazał abym usiadła jednak tego nie zrobiłam, nie miałam na to czasu.

- Miała ranę na nodze... Dość wielką i głęboką... - powiedziałam smutnym głosem.

- Dziwne... Ale jesteś pewna, że nie zrobiłaś tego przypadkiem na wyprawie? Lub sprzątając jej boks, widłami?

- Nie! To jest ewidentny ślad po nożu! - krzyknęłam i w tym momencie w Erwina oczach pojawiło się coś niepokojącego.

- Wychodzi na to, że wśród nas jest...

- Zdrajca. - dokończył za Erwina, Levi.

- Tak... Dziś chcę pilnować koni, tu już nie chodzi o mojego, a o wszystkie! Co jeżeli zaatakuje jakieś inne? Wiem, że planujecie wyprawę, co jeżeli większość koni będzie niezdolna do jazdy!? - krzyknęłam i modliłam się w duchu aby mi pozwolił.

Erwin westchnął ciężko, nie wiedział co ma zrobić, ale założę się, że zdawał sobie sprawę, iż mam rację.

- Zgoda... Możesz ich pilnować ile tylko będzie trzeba. - powiedział z lekkim uśmiechem.

- Dziękuję... - odpowiedziałam po czym zasalutowałam i wyszłam. Od razu udałam się do stajni. W razie ,, wu" zabrałam ze sobą sztylet, mimo, , że jakoś dobrze nim władać nie umiem.

Siedziałam na kopce siana, ładnie pachniało, nie było mnie jakoś bardzo widać. Z tej perspektywy widziałam całą stajnie. Przez chwilę zaczął ogarniać mnie sen... Znałam swój organizm i wiedziałam, że w razie potrzeby się obudzę.

Zamknęłam oczy, co było bardzo ryzykowne u głupie z mojej strony.

- Zdradzieckie kroki... Yuko... To są... Zdradzieckie kroki...

- O czym ty mówisz? W ogóle, kim tak właściwie jesteś?

- Nie mam czasu aby ci to tłumaczyć, musisz się obudzić szybko! Póki jeszcze nie jest za późno!

- Za późno na co? Co ty- tajemnicza postać położyła mi dłoń na twarzy po czym zapadła ciemność.

Zaczęłam się budzić, otworzyłam oczy i zobaczyłam Orinderu, chciałam go zaatakować, ale był szybszy. Chwycił moje ręce, mocno zacisną przez co opuściłam sztylet. Kolanami przygniótł moje nogi, a ręce trzymał nad moją głową.

Naciął mój policzek, z którego polała się strużka krwi. Zlizał moją krew, po czym mnie pocałował, szarpałam się, ale nic to nie pomogło. Czułam smak swojej krwi, pierdolony sukinsyn.

Tylko Levi może mnie całować, tylko dla niego są moje usta! ,, No właśnie, dlaczego cię nie ma przy mnie, Levi, gdy najbardziej tego potrzebuje?!" Krzyczałam w myślach.

Oddalił swoją głowę, musiałam wykorzystać jakoś tą okazję, gdy zbliżał swój ryj walnęła go z bańki, czoło mnie zabolało, ale chyba jego bardziej. Poluźnił uścisk, przez co uwolniłam ręce, chwyciłam sztylet i się oswobodziłam, wbiłam mu sztylet na całą długość w ramię, wyciągnęłam i przeciekami na średnia głębokość jego plecy.

Podniósł głowę, uśmiechnął się tak jak kiedyś.

- Na mnie coś takiego nie podziała. - zaśmiał się, strach mnie sparaliżował, wykorzystał to aby chwycić mnie za nogi. Straciłam równowagę i się wywróciłam. Siadł na mnie okrakiem, ręce znów chwycił w ciasnym ścisku.

Sharka zaczęła głośno, rżeć, chciała najwyraźniej zawiadomić kogoś o tym co się dzieje. Orinderu popatrzył na mojego konia z mordem w oczach.

- Zamknij się! - rzucił nożem w stronę konia, trafił w szyję.

Ugryzłam go w rękę, puścił moją twarz.

- SHARKAA!!!! - krzyknęłam a z moich oczu wypłynęły słone stróżki łez.

- Nie drzyj mordy! - walnął mnie w twarz, patrzyłam na ledwo oddychającego konia...

Płakałam coraz bardziej... Nic, ani nikt nie był w stanie mnie teraz pocieszyć, wesprzeć... Ten koń to jedyna rzecz, jaka mi pozostała po rodzicach... Ona mnie rozumiała... Wspierała w trudnych chwilach... Teraz chcąc mi pomóc... Ginie w męczarniach...

Orinderu uderzył mnie z pięści w twarz, obraz zaczął mi się rozmazywać... Słyszałam, czułam i wiedziałam coraz to mniej.

- Le...vi...- szepnęła ostatkiem sił.

Spoglądnęłam na Orinderu, który plunął krwią... Zdziwiło mnie to...

Ktoś go pchnął, spadł prawie martwy obok mnie, spojrzałam na rozmazaną twarz mojego wybawiciela.

- Levi... - szepnęłam nie wiedząc kto stoi nade mną, po czym zamknęłam oczy, straciłam przytomność...

Shingeki no Kyojin - Zabij lub zostań zabitym.حيث تعيش القصص. اكتشف الآن