Pan Gacek

1.8K 36 9
                                    

Budzik zadzwonił punktualnie o szóstej rano. Lusia zerwała się na równe nogi. Zdjęła z męża kołdrę.
- Szymon! Wstawaj! - zawołała podbiegając do szafy. Omal nie przewróciła się o śpiącego na podłodze Monsterka. - Szymon!
Mężczyzna przeciągnął się.
- Po co ściągasz ze mnie kołdrę? Przecież wiem, że mam wstać - odezwał się.
- Ale tak to wstaniesz szybciej... Szymon, no... Pośpiesz się trochę...
Lusia ubrała legginsy i bordową tunikę w czarne paski. Przeczesała włosy na prawy bok.
- Tu masz koszulę i spodnie - powiedziała kładąc na łóżku wieszak z wyprasowanymi ubraniami. - Włóż to i się pośpiesz...
- Okej, okej...
Szymon niechętnie podniósł się z łóżka. Bez pośpiechu poszedł do łazienki.
- Monster! Idziesz na dwór! - powiedziała Daniela na siłę wypychając czworonoga za drzwi. - Marcel! Nikodem! - zawołała pokonując kilka pierwszych schodów.
Drzwi od pokoju młodszego chłopca były zamknięte na klucz.
- Marcel! Czas wstawać! - zawołała pukając w drewnianą futrynę.
- Szkoła o dziewiątej! Jest szósta dziesięć! - krzyknął siedemnastolatek.
- Dobrze wiesz, że tata o wpół do ósmej musi być w szkole!
- Jejku!
Chłopiec wstał z łóżka. Z nerwami otworzył drzwi.
- Mama, daj mi się wyspać w ten ostatni dzień wakacji - rzekł podnosząc poduszkę z podłogi. - Misiu, wypad na dwór!
Piesek popatrzył na swego pana błyszczącymi oczami. Nastolatek pogłaskał go po łepku, ucałował w nosek.
Daniela weszła do pokoju obok.
- Niko! - zawołała.
- Pięć minut... - usłyszała w odpowiedzi. Wiedziała, że obudzenie Nikodema graniczy z cudem, toteż machnęła ręką.
- Ojciec cię obudzi...
- Pięć minut...
Gdy Daniela zeszła do salonu, Szymon kończył przygotowywać jajecznicę. Lusia objęła go w pasie od tyłu. Ucałowała w skroń.
- Z ilu jajek? - spytała.
- Z tylu, ile znalazłem w lodówce...
- Żartujesz chyba. Wczoraj kupiłam dwie wkładki jajek. Miałam dzisiaj robić sernik z rosą.
- Mogłaś mówić. Skąd miałem wiedzieć?
Lusia zajrzała do lodówki.
- Masz pół kilograma wędliny, ser smażony, pomidory, ogórki, a ty musiałeś wziąć się za robienie jajecznicy?
- No, musiałem - odparł.
- Daj, dokończę. Obudzisz Nikodema?
- Nie wstał jeszcze?
- No, nie... Prosił o...
- Pięć minut? Ja mu zaraz dam pięć minut!
Szymon pośpieszył na poddasze. Miał już wejść do sypialni syna, gdy nagle usłyszał niepokojący odgłos dobiegający z pokoju młodszych dzieci.
- Co tu się dzieje? - rzekł wchodząc do środka. - Janek! Zamknąłeś brata w pudle na zabawki?! - krzyknął zdejmując siedmiolatka z plastikowej skrzyni. - Czy wy obaj nie możecie za siebie? Co?
- Możemy - rzekł Janek pomagając ojcu uwolnić brata bliźniaka.
Franciszek był przestraszony. Gdy tylko Szymon wyciągnął go ze skrzyni, kopnął Janka w kostkę.
- Przestaniesz? Ręce na zgodę. Ale już!
Siedmioletni chłopcy niechętnie uścisnęli sobie dłonie. Szymon wyprowadził obydwu z pokoju.
- Zapraszam panów do łazienki. Proszę raz, dwa myć rączki i buzie.
Dzieciaki zbiegły na dół po schodach.
W tym samym momencie Nikodem wyszedł ze swojego pokoju.
- Hej, tato... - odezwał się. - Pewnie szedłeś mnie obudzić... Wstałem.
- No, widzę...
- Tata, dasz parę złotych na dobry początek roku?
- Tydzień temu dostałeś kieszonkowe.
- Nieadekwatne do potrzeb... Tata, pięćdziesiąt złotych? Okej, ale na tydzień. Nie na miesiąc.
- Skończysz szkołę. Pójdziesz do pracy. Zaczniesz szanować pieniądze.
- No, przecież szanuję. Nie tracę kasy na byle co...
- I masz szczęście.
- No, mam.
Szymon uśmiechnął się.
- Niko, wieczorem pogadamy o kieszonkowym, okej? Ubieraj się, raz, dwa. Za pół godziny wyjazd.
Nastolatek kiwnął głową. Zbiegł na dół po schodach.
Lusia, Marcel, Janek i Franciszek siedzieli przy stole. Jedli jajecznicę.
- Szymon, siadaj z nami - odezwała się Lusia. - Chodź...
Mężczyzna podszedł do Janka. Podniósł go. Usiadł na jego krześle, po czym posadził chłopca na swoich kolanach.
- Jaki będziesz dzisiaj w szkole? - spytał.
- Grzeczny... - odparł siedmiolatek.
- Jaki? Niegrzeczny? - rzekł Szymon łaskocząc chłopca po brzuchu.
- Grzeczny! - zawołał malec. - Grzeczny! - powtórzył.
Franek uśmiechnął się. Położył lewą rękę na swoim talerzu. Wtem spod rękawa jego bluzy wyszedł chomik.
- Nie! Franek, przeginasz - odezwała się Daniela.
- Pan Gacek chciał zjeść z nami śniadanko... Co nie, Gacuś? - rzekł chłopiec patrząc błękitnymi oczyma na mamę.
- Pan Gacek ma swoją miseczkę i jego miejsce jest w klatce a nie w kuchni na stole. Franek, bierz mi chomika ze stołu. Zanieś go do klatki - nakazała stanowczo.
Siedmiolatek wsunął zwierzątko do kieszeni bluzy.
- Szymon, powiedz mu coś.
Mężczyzna tylko spojrzał na syna. Malec wstał z krzesła. Pobiegł na poddasze. Po chwili wrócił do kuchni.
- Nie jem już! - zawołał rozpromieniony.
- Tata, on nie zaniósł Gacka. Na pewno ma go w kieszeni - rzekł Janek.
- Zaraz to sprawdzimy. Franuś, chodź tu do taty...
- No mam Gacusia w kieszeni... On sobie słodko śpi - westchnął Franek.
- Zdechł? - zaśmiał się Marcel.
- Dość! Marcel, najadłeś się? Szoruj do łazienki - odezwała się Lusia. - Niko! Śniadanie ci zamarza!
Szymon wstał od stołu. Poszedł się przebrać. Daniela zabrała się za zmywanie naczyń.
Janek i Franek nosili do zlewu brudne talerze i sztućce.
- Moje dwa skarby... - odezwała się kobieta. Pogłaskała jednego i drugiego syna po głowie. Ucałowała. - Lećcie obudzić Agatkę - dodała po chwili.
- No! - odparł Janek biegnąc w stronę schodów.
- I tak go wyprzedzę... - odezwał się Franek.
- Już go za dużo nie wyprzedzaj... Nie biegajcie po tych schodach.
- Jak nie? - zawołał Janek.
Lusia wzruszyła ramionami. Kończyła myć naczynia.
- Jednej rzeczy brakuje mi do pełni szczęścia - westchnęła. - Zmywarki...

Dom w ZajezierzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz